Chociaż od początku blokady rebelianci nie zatrzymali ani jednego pojazdu i nie odnotowano nawet śladu przemocy, strach przed partyzanckimi metodami maoistów spowodował, że ludzie sami przestrzegają zakazu.
Wicepremier Nepalu Bharat Mohan Adhikari próbuje nakłonić rebeliantów do odbycia rozmów pokojowych, aby zakończyć trwające od 1996 r. zamieszki, które kosztowały życie 10 tys. ludzi i zniszczyły gospodarkę tego jednego z najbiedniejszych krajów na świecie.
Nepalscy maoiści walczą o zastąpienie w ich kraju monarchii systemem komunistycznym. Obecna blokada ma dodatkowo na celu wymuszenie na rządzie wypuszczenia z więzień rebelianckich bojowników.
Rząd próbuje nakłonić ludność miasta, aby nie ulegała groźbom buntowników. Chce przy tym załatwić problem pokojowo. "Jesteśmy gotowi do rozmów z rebeliantami bez stawiania żadnych warunków wstępnych" - powiedział wicepremier.
Rozmowy pokojowe urwały się w ubiegłym roku, kiedy rząd odrzucił żądanie rebeliantów zwołania zgromadzenia w celu ułożenia nowej konstytucji dla kraju.
Jak groźni są rebelianci, kontrolujący już ogromne tereny Nepalu pomiędzy Indiami a Chinami, udowodniło zamknięcie 10 najpotężniejszych nepalskich firm w następstwie gróźb ze strony maoistów.
Władze podają, że Katmandu ma jeszcze dwutygodniowe zapasy żywności oraz gazu. Tymczasem stowarzyszenie konsumentów już teraz ostrzega przed gwałtownym wzrostem cen, jeśli ludzie zaczną masowo wykupywać towary ze sklepów.
sg, pap