W tym samym czasie, gdy szef państwa gruzińskiego mówił o sukcesie wojsk gruzińskich, rosyjskie agencje prasowe donosiły, że o wzgórza wciąż toczą się ciężkie walki - podkreśla Reuter.
Wybuch konfliktu na dużą skalę w tym rejonie musi wywołać na Zachodzie niepokój o przyszłość rurociągu, który transportować ma już od przyszłego roku ropę kaspijską przez terytorium Gruzji. Równie niespokojni mogą być Rosjanie, których mrozi perspektywa wystąpienia jeszcze jednego ogniska destabilizacji na południowych rubieżach Federacji Rosyjskiej.
Michaił Saakaszwili, który doszedł do władzy w styczniu br., obiecując reintegrację z Gruzją zbuntowanych autonomicznych republik Południowej Osetii, Abchazji i Adżarii (w ostatnim przypadku już to osiągnął), oskarżył kierownictwo południowoosetyjskie o zaostrzanie napięcia.
"Nasi wrogowie usiłują wciągnąć nas w konflikt zbrojny, by zatrzymać nas na drodze rozwoju. Nie boję się, nie cofnę się, ale wszyscy musimy zrozumieć, że jeśli konflikt się zacznie, to nie będziemy mieć prawa odstępować" - oświadczył Saakaszwili.
Rosyjska agencja Interfax napisała, że w północnych dzielnicach Cchinwali toczą się zażarte boje.
W celu uregulowania konfliktu w Południowej Osetii, "konieczne jest przerwanie ognia i wycofanie wszystkich nieoficjalnych formacji z regionu cchinwalskiego" - podkreślił w czwartek w Tbilisi Roy Reve, kierujący misją Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Gruzji.
Jego zdaniem, "ważne jest też przeprowadzenie spotkania premiera Gruzji, Zuraba Żwanii z liderem Południowej Osetii, Eduardem Kokojtym".
Reeve krytycznie ocenił pracę sił rozjemczych. "Trzem batalionom - rosyjskiemu, gruzińskiemu i północnoosetyjskiemu - nie udaje się koordynować działań. Stanowią one trzy osobne organizmy" - podsumował przedstawiciel OBWE.
ss, pap