Bush vs Kerry: pierwsze starcie (aktl.)

Bush vs Kerry: pierwsze starcie (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Spór o wojnę w Iraku i priorytety w wojnie z terroryzmem były głównymi tematami pierwszej telewizyjnej debaty prezydenckiej George'a Busha i Johna Kerry'ego.
Oglądana przez ponad 50 milionów telewidzów debata, poświęcona wyłącznie polityce zagranicznej i bezpieczeństwa USA, była wartko toczącym się pojedynkiem słownym między prezydentem George'em W. Bushem a demokratycznym kandydatem do Białego Domu, Johnem Kerrym, w której jeden i drugi usiłował przekonać Amerykanów, że lepiej ochroni kraj przed zagrożeniami.

Kerry zarzucił prezydentowi, że rozpoczął wojnę z Irakiem zbyt pochopnie, nie wyczerpując wszystkich możliwości pokojowego zażegnania konfliktu. Wojna - zdaniem Kerry'ego - odwróciła uwagę USA i odciągnęła środki od walki z Al-Kaidą, chociaż powody, jakimi ją uzasadniano okazały się fałszywe.

"Będę ścigał terrorystów, gdziekolwiek są, ale musimy być również mądrzy. A mądrość oznacza, że nie odwraca się uwagi od prawdziwej wojny z terrorem w Afganistanie przeciw Osamie bin Ladenowi i nie przenosi się jej do Iraku, chociaż nie było związku między Saddamem Husajnem a 11 września. Był to kolosalny błąd w osądzie sytuacji, a właściwy osąd to jest coś, czego oczekujemy od  prezydenta USA" - powiedział senator z Massachussets.

Prezydent ripostował, że kampania w Iraku jest ważnym frontem wojny z terroryzmem, gdyż Saddam Husajn był ogromnym zagrożeniem dla Ameryki i całego świata. Bush zapewniał też, że operacja iracka przyniesie w końcu powodzenie, gdyż jej cele odpowiadają aspiracjom irackiego społeczeństwa.

"Front wojny z terroryzmem nie znajduje się w jednym miejscu. Powiedzieć, że tylko Osama bin Laden jest ważny, to błąd. Irak jest oczywiście centralnym elementem tej wojny. Robimy tam postępy. Odniesiemy sukces. Mamy plan, jak to osiągnąć. Główną przesłanką tego, że nam się uda, jest to, że Irakijczycy chcą być wolni" - mówił Bush.

Podkreślił, że sam Kerry uznawał w przeszłości konieczność użycia siły wobec Sadama Husajna, tylko ostatnio zmienił zdanie i  oskarżył Kerry'ego, że stale zmienia stanowisko w sprawie Iraku. "Jedyną konsekwentną rzeczą w stanowisku mego przeciwnika jest to, że jest niekonsekwentny" - powiedział Bush.

"Nie widzę, jak można przewodzić temu krajowi, aby odnieść sukces w Iraku, jeżeli się mówi, że jest to niesłuszna wojna, prowadzona w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Jakie przesłanie przekazuje się w ten sposób naszym wojskom, naszym sojusznikom i Irakijczykom?" - zapytał.

Kerry przyznał, że zdarzało mu się niezręcznie wyrazić na  temat Iraku, ale - jak powiedział - "był to tylko błąd w doborze słów, natomiast prezydent zrobił błąd najeżdżając na Irak", który "nie był ośrodkiem terroryzmu, dopóki prezydent go nie zaatakował",

Dodał, że błędem była też decyzja o wojnie bez zapewnienia sobie "szerszego poparcia sojuszników" i powiedział, że w operacji Iracka Wolność "uczestniczyły tylko wojska USA, Wielkiej Brytanii i Australii".

Bush momentalnie poprawił Kerry'ego: "Całkiem zapomniał pan o  Polsce. Nie podoba mi się, gdy się nie docenia naszych koalicyjnych partnerów". Demokrata ripostował: "To nie jest prawdziwa koalicja, to głównie operacja amerykańska"

Prowadzący debatę dziennikarz telewizji PBS, Jim Lehrer, zapytał prezydenta, kiedy uzna, że można wycofać z Iraku wojska amerykańskie.

Bush odpowiedział: "Nie chcę sprowadzać wojsk do kraju po to  tylko, by wróciły, ale dopiero wtedy, kiedy wykonają zadanie. Żądanie sztucznych terminów ewakuacji wojsk nie ma sensu".

Kandydat Demokratów wytknął Bushowi, że sytuacja w Iraku "pogarsza się z dnia na dzień" i przypomniał, że zginęło tam już ponad 1000 żołnierzy amerykańskich. Podkreślił, że przez dziurawe granice wciąż przenikają terroryści, a większość Irakijczyków uważa Amerykanów nie za wyzwolicieli, lecz za okupantów.

Zapytany, co sam zrobiłby obecnie w Iraku, Kerry odpowiedział: "Moje przesłanie do wojsk brzmi: Pomoc nadchodzi. Nasze wojska zasługują na coś lepszego. Potrzebują pomocy nowych sojuszników". Dodał następnie, że doprowadzi do zwołania "spotkania na szczycie", dzięki czemu "zaczniemy wszystko od  początku".

Podobnie jak wcześniej, senator sugerował w ten sposób, że uzyska w Iraku pomoc wojskową innych państw. Komentatorzy w USA podkreślają jednak, że żaden kraj nie kwapi się z wysłaniem tam wojsk, a przedstawiciele rządów Francji i Niemiec zapowiedzieli wręcz, że tego nie zrobią.

Kerry, naciskany, kiedy odwołałby wojska z Iraku, gdyby został prezydentem, wycofał się z niedawno składanych obietnic, że  zredukuje liczbę wojsk w ciągu pół roku i sugerował, że wycofanie żołnierzy zależy od poprawy stosunków USA ze światem arabskim, co  by umożliwiło udział krajów tego regionu w misji stabilizacyjnej.

"Kluczowe jest przekonanie krajów arabskich, że nie mamy planów długiego pozostania w Iraku" - powiedział Kerry. Bush ze swej strony przypomniał, że szkoli się w Iraku miejscowe siły zbrojne, które mają z czasem zastąpić wojska koalicji.

Moderator debaty zapytał Busha, czy wojna prewencyjna w Iraku oznacza, że za jego dalszych rządów można oczekiwać podobnych wojen gdzie indziej. "Mam nadzieję, że nigdy już nie będę musiał tego robić. Nigdy nie chciałem wysyłać wojsk, ale mam obowiązek ochraniać naród amerykański" - odpowiedział prezydent.

Kerry oświadczył, że "w historii żaden prezydent USA nie  wyrzekł się prawa do prewencyjnego uderzenia", ale - jak dodał - "trzeba dowieść światu, że robi się to dla prawomocnych powodów". Wojny takie - zaznaczył - "muszą przejść globalny test".

"Nie wiem, co to znaczy ?przejść globalny test?" - replikował sarkastycznie Bush. "Ja uważam, że najważniejsze to bronić narodu amerykańskiego".

Tylko ułamek debaty zajęły inne problemy międzynarodowe. Kerry skrytykował m.in. prezydenta za to, że jego administracja nie  podjęła dwustronnych rozmów z Koreą Północną na temat broni nuklearnej i zarzucił mu, że "w rezultacie kraj ten ma siedem bomb atomowych".

"To stało się za rządów prezydenta Busha" - powiedział.

Jednak według informacji wywiadu USA, reżim w Phenianie miał już prawdopodobnie dwie bomby nuklearne, zanim Bush doszedł w 2001 r. do władzy.

Zapytany o opinię na temat ostatnich wydarzeń w Rosji, Bush skrytykował prezydenta Putina za tłumienie demokracji, ale  podkreślił, że Kreml jest cennym sojusznikiem USA w wojnie z  terroryzmem.

"Jasno dałem do zrozumienia, że konsolidując władzę Putin pokazał, iż być może nie wierzy w system "check and balance" (demokratycznej kontroli). Jednocześnie jednak jest on naszym silnym sprzymierzeńcem w wojnie z terrorem. Mam dobre stosunki z  Władimirem. Rosja jest krajem w okresie transformacji. Będę przekonywał Władimira, że demokracja to najlepszy system" - powiedział prezydent USA.

Kerry oświadczył, że "ubolewa nad tym, co stało się w  ostatnim miesiącu w Rosji". "To wykracza poza wojnę z terroryzmem. Rosja jest ważnym krajem, ale wolność tam nie czyni postępów" -  dodał, nawiązując również do krwawego dramatu w szkole w Biesłanie.

Bush - zauważają w pierwszych komentarzach obserwatorzy debaty - wyglądał na bardzo dobrze przygotowanego, mówił pewnie i  płynnie i zademonstrował o wiele lepsze opanowane tematyki międzynarodowej niż w czasie, gdy 4 lata temu ubiegał się o  prezydenturę.

Zauważono też jednak, że odpowiadając na niektóre ataki Kerry'ego wyglądał na osobiście urażonego, okazując rozdrażnienie i kwaśną minę.

Zwolennicy Kerry'ego natychmiast to podchwycili, porównując do reakcji wiceprezydenta Ala Gore'a na wypowiedzi Busha podczas debaty prezydenckiej w 2000 r. Ówczesny kandydat Demokratów demonstracyjnie wzdychał wtedy po słowach Busha, co odebrano jako wyraz arogancji.

ss, pap