Remisowe zwycięstwo Kerry'ego

Remisowe zwycięstwo Kerry'ego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzecią i ostatnią debatę telewizyjną, która miała być poświęcona w całości wewnętrznym problemom USA, ocenia się jako remisową, z niewielką przewagą Kerry'ego.
Prezydent Stanów Zjednoczonych George W.Bush i kandydat Demokratów na prezydenta John Kerry spotkali się w środę wieczorem w Tempe w stanie Arizona. Spierali się o gospodarkę, podatki, miejsca pracy, reformę systemu emerytalnego i ubezpieczeń medycznych, przedstawiali swe stanowiska w kwestiach społeczno-kulturowych, jak aborcja czy homoseksualizm. Parokrotnie jednak powracał temat bezpieczeństwa USA i wojny z terroryzmem.

Już pierwsze pytanie, zadane przez prowadzącego debatę dziennikarza Boba Schiefera: "Czy Ameryka będzie znowu bezpieczna po ataku 11 września?", dostarczyło Kerry'emu okazji do  zaatakowania Busha za to, że niepotrzebnie - zdaniem senatora z  Massachusetts - wywołał wojnę w Iraku, która odwróciła uwagę Ameryki od walki z Al-Kaidą i schwytania Osamy bin Ladena.

Bush replikował, że Kerry traktuje wojnę z terroryzmem jak walkę z pospolitą przestępczością, gdy tymczasem aby zagwarantować bezpieczeństwo Ameryki, trzeba także interweniować, czasem zbrojnie, w krajach, które sponsorują i chronią terrorystów, jak kiedyś Afganistan i - zdaniem prezydenta - także Irak pod rządami Saddama Husajna. Prezydent wytknął kandydatowi Demokratów, że jego rządy oznaczałyby niebezpieczną dla USA politykę zagraniczna, gdyż "powiedział w czasie pierwszej debaty, iż Ameryka musi przejść globalny test, że aby się bronić, potrzebujemy międzynarodowej aprobaty". "Ja współpracuję z sojusznikami, współpracuję z Francją, będziemy nadal budowali silne koalicje, ale nigdy nie przekażę decyzji dotyczących naszego bezpieczeństwa narodowego przywódcom innych krajów" - oświadczył z naciskiem.

"Nigdy nie sugerowałem, byśmy przekazali nasze bezpieczeństwo innym krajom. Powiedziałem coś przeciwnego: żaden kraj nie będzie miał prawa weta w naszych sprawach" - bronił się Kerry. Dodał jednak, że trzeba "dotrzymywać norm prawdy, gdyż tak się zdobywa legitymizację na świecie", co było wyraźną aluzją do nie znalezienia broni masowego rażenia w Iraku ani też potwierdzenia związków między Al-Kaidą a Sddamem Husajnem.

Kerry wytknął również Bushowi niedostatki w wewnętrznej ochronie kraju przed terrorystami, np. ciągle nieszczelne granice, braki w kontroli bagażu i pasażerów w ruchu lotniczym. "Granice przeciekają bardziej niż kiedykolwiek. Codziennie przechodzą przez nie nielegalnie 4 tysiące ludzi" - powiedział. Mówiąc o nielegalnej imigracji, oświadczył też, że trzeba "ścigać nielegalne zatrudnianie do pracy" - ale jednocześnie stworzyć szanse uzyskania obywatelstwa amerykańskiego tym imigrantom, którzy przebywają w USA długo, uczciwie pracują i przestrzegają prawa.

Senator kilkakrotnie zarzucił Bushowi, że za jego rządów ubyło miejsc pracy, nadwyżka budżetowa zmieniła się w wysoki deficyt, i  jeszcze więcej Amerykanów nie ma żadnego ubezpieczenia lekarskiego. Obiecał, że przeprowadzi reformę systemu ochrony zdrowia, w wyniku której miliony ludzi będzie stać na  wykupienie ubezpieczeń.

Prezydent odpowiedział, że reforma ta będzie kosztowała budżet "5 bilionów dolarów w ciągu 10 lat", o czym Kerry nie informuje. "To pusta obietnica" - dodał.

Kandydat Demokratów odrzekł, że sfinansuje swoją reformę przez cofnięcie obniżki podatków od najzamożniejszych obywateli, ale niezależni komentatorzy podkreślają, że zaledwie w części pokryłoby to konieczne wydatki.

Bush z kolei zapewniał, że uratuje przed bankructwem system federalnych emerytur (Social Security) poprzez jego częściową prywatyzację. Kerry nazwał ten pomysł "katastrofą". Sam jednak nie wyjaśnił jak zapewni wypłacalność systemu w sytuacji, gdy ekonomiści ostrzegają, że wskutek starzenia się społeczeństwa trzeba będzie podwyższyć składki lub wiek emerytalny (obecnie 65 lat). A tego senator - jak twierdzi - nie zrobi.

Obaj kandydaci wypowiedzieli się też na temat przerywania ciąży i małżeństw homoseksualnych. Kerry potwierdził poparcie dla prawa kobiet do aborcji, natomiast Bush oświadczył, że chce "popierać kulturę życia". Naciskany czy jest za cofnięciem decyzji Sądu Najwyższego z 1973 r. legalizującej aborcję, zastosował unik: "Pytacie mnie czy mam jakieś szczególne kryterium nominacji moich sędziów i odpowiedź brzmi: nie" (w domyśle: czy o nominacji zadecydują poglądy kandydata na sędziego na temat aborcji).

Zapytany o opinię na temat homoseksualizmu, Bush odpowiedział, że "trzeba traktować wszystkich z szacunkiem i godnością", ale  podkreślił, że "ważne jest abyśmy bronili świętości małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety". "Najlepszym sposobem, aby to  zapewnić, jest poprawienie konstytucji" - dodał.

Zdominowany przez Republikanów Kongres usiłuje uchwalić taką poprawkę. Kerry jest jej przeciwny, uważając, że decyzję w sprawie legalności małżeństw jednopłciowych należy pozostawić stanom.

em, pap