Pomarańczowy strach

Pomarańczowy strach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przywódcy byłych republik Związku Radzieckiego próbują jak najdalej odsunąć zagrożenie rewolucją, podobną do ukraińskiej i gruzińskiej - napisał dziennik "The Washington Post".
Według gazety, zarówno ukraińska "Pomarańczowa Rewolucja", czy  wcześniejsza gruzińska "Rewolucja Róż" skłoniły przywódców Kazachstanu i Kirgistanu do zastosowania represji wobec działaczy opozycji i organizacji pozarządowych, a także do wystąpienia do  Moskwy o pomoc.

Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew - pisze "Washington Post" - zaraz po sfałszowaniu wyborów parlamentarnych w swoim kraju we wrześniu 2004 roku rozwiązał główną kazachską partię opozycyjną, wniósł oskarżenia podatkowe przeciwko lokalnemu oddziałowi promującej demokrację w świecie fundacji Sorosa i  rozpoczął proces przeciwko swojemu głównemu przeciwnikowi Zamanbekowi Nurkadiłowi. Następnie udał się do Rosji, gdzie 18 stycznia podpisał z prezydentem Rosji Władimirem Putinem traktat graniczny i umowę dotyczącą współpracy energetycznej.

Natomiast - pisze dalej gazeta -  rządzący od 15 lat Kirgistanem prezydent Askar Akajew ma twardy orzech do zgryzienia: 27 lutego odbędą się w jego kraju wybory parlamentarne, a jemu nie udało się odsunąć od nich kandydatki opozycji, byłej minister spraw zagranicznych Rozy Otunbajewej. Opozycja, która na wzór ukraiński za swój kolor przyjęła żółty, serią protestów na ulicach Biszkeku (stolicy) doprowadziła do wycofania przez Akajewa uchwały blokującej start Otunbajewej w wyborach.

"Washington Post" dodaje, że Akajew, który podczas wojny w  Afganistanie (z talibami) szukał poparcia USA, zwrócił się teraz po pomoc do Putina. Pozwolił mu na założenie w Kirgistanie rosyjskiej bazy lotniczej, jako "kluczowego elementu bezpieczeństwa w Azji Środkowej".

Dziennik zauważa, że według niektórych zachodnich komentatorów, gdy działacze opozycji z byłych republik radzieckich już znaleźli się w więzieniu, Putin swoją gościnnością i umowami gospodarczymi uspokajał nerwowych autokratów. Gazeta podsumowuje, że prezydent USA George W. Bush, który wcześniej obiecywał, że poprze demokrację w Eurazji, ma jeszcze trochę pracy, chyba że obawia się, iż obrazi tym Putina.

ks, pap