Śmierć Maschadowa może jedynie jeszcze bardziej zradykalizować tę wojnę. Nie twierdzę, że nie miał on na rękach krwi rosyjskiej, tak samo jak nie mam wątpliwości, że rosyjscy żołnierze mają na rękach krew czeczeńskich cywili. Maschadow był jenak ostatnim, który w tych targach brutalności nawoływał do rozmów. To on ogłosił jednostronne, miesięczne zawieszenie broni, którego posłuchała większość komendantów. To on obiecał, że w razie podpisania pokoju wyda Basajewa - terrorystę odpowiedzialnego za wiele krwawych ataków, m.in. na szkołę w Biesłanie. Wreszcie to on doprowadził do mających się odbyć w maju rozmów pod egidą UE.
Teraz już nikt nie chce rozmawiać.
Widocznie taki był zamiar Rosji. Żeby nie rozmawiać. Bo właściwie to już i nie bardzo jest z kim. Pozostali komendanci w mniejszym lub większym stopniu odpowiadają za zamachy terrorystyczne. Ich liderem jest właśnie Basajew.
Na podstawie takiego właśnie rozumowania minister Rotfeld postawił tezę, że śmierć Maschadowa jest politycznym błędem. Porównanie tego przypadku do ewentualnego zabicia ben Ladena i wyrażanych przy tym naszych "obaw" jest - delikatnie mówiąc - nie na miejscu. Polacy aż nadto dobrze wiedzą, że nie każdy, kogo Moskwa okrzyknie terrorystą zasługuje na śmierć. I nie wszyscy muszą temu przyklasnąć. Politycznym błędem i głupotą jest od nas tego żądać. Najgorsze jest to, że w zbliżającą się 52. rocznicę śmierci Stalina jego zasady są wciąż żywe.
Grzegorz Sadowski