Prezydent Niemiec na zjeździe ziomkostw

Prezydent Niemiec na zjeździe ziomkostw

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niemcy nie powinni ignorować polskich obaw związanych z Centrum przeciwko Wypędzeniom, nawet, jeśli uznają je za nieuzasadnione - powiedział prezydent Horst Koehler uczestniczący w obchodzonym przez niemieckie ziomkostwa Dniu Stron Ojczystych w Berlinie,
"Nie ma żadnych wątpliwości, co było przyczyną ucieczki i wypędzenia: stosujący bezprawie narodowosocjalistyczny reżim oraz wywołana przez Niemcy II wojna światowa" - powiedział niemiecki prezydent, który był głównym mówcą spotkania ziomkostw organizowanego corocznie przez Związek Wypędzonych Eriki Steinbach.

Koehler rozpoczął przemówienie od przypomnienia wydarzeń 1 września 1939 r. Zaznaczył, że celem wywołanej przez Niemcy wojny było doprowadzenie do "nowej organizacji etnicznej" terenów w Europie Wschodniej za pomocą "wypędzenia, przesiedlenia, deportacji, unicestwienia i germanizacji. (...) To szaleństwo pociągnęło za sobą miliony ofiar. Ponad milion Polaków zostało przez Niemców deportowanych i wypędzonych" - podkreślił prezydent RFN. Dodał, że od pięciu do sześciu milionów polskich obywateli zginęło w czasie niemieckiej okupacji, w tym 3 miliony Żydów. "Wywołana przez Niemców przemoc zwróciła się na koniec w straszliwy sposób przeciwko im samym". 15 milionów Niemców utraciło swoją ojczyznę, zaś dwa miliony osób, głównie starcy, dzieci i kobiety, nie przeżyły "marszu na zachód" - mówił.

Jego zdaniem, Niemcy muszą "cierpliwie tłumaczyć" sąsiadom, że w Niemczech nie istnieje żadna poważna siła polityczna, która "chce na nowo pisać historię". Zacytował fragment deklaracji prezydentów Johannesa Raua i Aleksandra Kwaśniewskiego z października 2003 r., w którym mowa jest o tym, że dziś "nie ma miejsca na roszczenia odszkodowawcze, wzajemne oskarżanie się i wytykanie sobie zbrodni i strat".

Koehler podkreślił, że ofiary wypędzenia, które doznały "niezmierzonych cierpień", zasługują na współczucie i solidarność. Zastrzegł, że niemiecka dyskusja o wypędzeniach nie jest podyktowana chęcią uzyskania materialnego odszkodowania, lecz ma na celu upamiętnienie ludzkich cierpień i wykazanie determinacji, by już nigdy więcej nie dopuścić do takich wydarzeń. Prezydent wyraził uznanie dla Związku Wypędzonych, że zdystansował się od roszczeń materialnych wysuwanych wobec Polski przez Pruskie Powiernictwo.

Prezydent kilkakrotnie apelował o podjęcie dialogu z krajami sąsiednimi. "Rozmawiajmy ze sobą, a nie ponad naszymi głowami" - apelował do Polaków i Niemców. Przypomniał swoje spotkania z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim i zapowiedział, że będzie kontynuował rozmowy z nim, gdyż "jest to dziś jeszcze bardziej pilne niż przedtem". Wskazał na liczne wspólne interesy łączące Polskę i Niemcy, m.in. politykę wobec Europy Wschodniej.

Koehler wyraził przekonanie, że w Europie uda się stworzyć system wspólnej pamięci o przeszłości. "Nie wątpię, że w końcu uda się połączyć pamięć z pojednaniem" - mówił. Jego zdaniem, niemiecki rząd, tworząc w Berlinie "widoczny znak" o wypędzeniach, zdoła upamiętnić indywidualne cierpienia, a równocześnie przedstawić je w historycznym kontekście. Dodał, że strona niemiecka chce działać w ramach europejskiej sieci "Pamięć i Solidarność", której uczestnikiem jest także Polska. "Jestem przekonany, że także niemieccy wypędzeni mogą i powinni wnieść swój wkład do tego projektu" - powiedział. Prezydent nie wymienił ani razu wystawy przygotowanej z inicjatywy Steinbach "Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX w.", która zdaniem Steinbach powinna być istotnym elementem rządowego projektu. Minister stanu ds. kultury Bernd Neumann zapowiadał wcześniej, że wystawa Steinbach zostanie uwzględniona w pracach rządu. Wystawę ostro skrytykowały władze Polski.

Odnosząc się do wcześniejszego przemówienia Steinbach, która otwierając sobotnie spotkanie zaliczyła go do ofiar deportacji i wypędzenia, prezydent Koehler zastrzegł, że nie jest "wypędzonym", lecz "przesiedleńcem i uchodźcą". Przypomniał, że jego rodzina zamieszkała w czasie wojny na Zamojszczyźnie w domu, który naziści zabrali wcześniej polskiemu gospodarzowi. Rodzice obecnego prezydenta przyjechali do okupowanej przez Niemcy Polski w 1940 r. z Besarabii - wówczas części Rumunii, zajętej przez Armię Czerwoną. Horst Koehler urodził się w 1943 r. w Skierbieszowie pod Zamościem. W 1944 r. cała rodzina uciekła przed wojskami radzieckimi do Łodzi, a następnie w okolice Lipska.

Premier Jarosław Kaczyński skrytykował udział prezydenta Horsta Koehlera w spotkaniu ziomkostw w Berlinie. Jego zdaniem wpisuje się on w ciąg "niepokojących wydarzeń, które w ostatnim czasie mają miejsce w Niemczech". "Niepokój jest jak sądzę łatwy do wytłumaczenia - w Niemczech istnieje wielka struktura wspierana przez państwo, struktura, która nieustannie podnosi sprawę tych ziem polskich, które kiedyś należały do rzeszy niemieckiej" - powiedział. Gdyby w Polsce istniała podobna struktura w odniesieniu do ziem będących w granicach II Rzeczypospolitej, a teraz stanowiących część Ukrainy, Białorusi czy Litwy, to Polsce stawiano by bardzo poważne zarzuty na scenie międzynarodowej, a nawet nie przyjęto by naszego kraju do NATO i UE - powiedział.

"My po prostu chcemy, żeby tutaj obowiązywała zasada symetrii, żeby wszyscy byli traktowani tak samo. Oczywiście nie ma nic złego w pielęgnowaniu pewnej tradycji, ale obawiam się, że w tym przypadku mamy do czynienia z czymś więcej. (...) Był taki moment, gdy zdawało się, że ta sprawa już znika, że zmienia się także charakter ziomkostw, ale później przyszła pani Steinbach i rzecz nabrała nowego wymiaru. To jest jedna z tych kwestii, o których będą musiał rozmawiać z panią kanclerz Merkel" - mówiłJarosław Kaczyński.

Przewodnicząca niemieckiego Związku Wypędzonych (BdV) Erika Steinbach, która była gospodarzem Dnia Stron Ojczystych w Berlinie, zapowiedziała w wywiadzie dla dziennika "Leipziger Volkszeitung", że jej zdaniem, Centrum przeciwko Wypędzeniom powstanie do roku 2010. Ostrzegła przy tym niemieckie władze przed próbą wykluczenia z prac nad upamiętnieniem wysiedleń, kierowanej przez nią fundacji Centrum przeciwko Wypędzeniom oraz BdV. "Udział poszkodowanych jest nieodzowny" - powiedziała.

W wywiadzie dla "Leipziger Volkszeitung", Steinbach skrytykowała polski rząd. Jej zdaniem, odpowiedzialność za zakłócenia w polsko-niemieckich stosunkach ponoszą wyłącznie władze w Warszawie. Wezwała Polaków do tego, by "pogodzili się ze sobą samymi". "Może ktoś przypomni sobie przesłanie polskich biskupów z 1965 r., którzy powiedzieli: przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Co poniektórzy katolicko nastawieni politycy w Warszawie powinni wziąć sobie do serca"- powiedziała Steinbach. W opublikowanym także w sobotę wywiadzie dla dziennika "Tagesspiegel", Steinbach wytknęła Polakom, że odrzucają wszystko, co kwestionuje ich "status ofiary bez skazy". Dowodem na to jest - jej zdaniem - przebieg dyskusji o Jedwabnem. Odnosząc się do krytyki pod jej adresem, szefowa BdV powiedziała: "Wielu Polaków potrzebuje widocznie wroga. Wszyscy przewodniczący BdV muszą się z tym pogodzić".

Steinbach zapowiedziała, że na jesieni zaproponuje niemieckiemu rządowi realizację projektu badawczego, którego celem będzie sprawdzenie, czy członkowie kierownictwa BdV byli przed 1945 r. aktywnymi narodowymi socjalistami. Takie zarzuty stawia ziomkostwom niemiecka prasa.

pap, em