17 rannych w Budapeszcie

17 rannych w Budapeszcie

Dodano:   /  Zmieniono: 
W starciach między węgierską policją a setkami demonstrantów domagających się w Budapeszcie dymisji premiera Ferenca Gyurcsanyego rannych zostało w nocy ze środy na czwartek 17 osób, w tym trzy poważnie.
W dzień było natomiast spokojnie.

Na placu Lajosa Kossutha, przed budynkiem Zgromadzenia Narodowego, protestujący powiewali flagami Republiki Węgierskiej. Pod stojącym tam pomnikiem węgierskiego bohatera narodowego Ferenca Rakoczego znalazła się trumna - jak tłumaczyli zgromadzeni - dla obecnego rządu.

Uczestnicy trwających od poniedziałku w Budapeszcie demonstracji ulicznych domagają się ustąpienia Gyurcsanyego po tym, gdy przyznał się on do świadomego okłamywania społeczeństwa w sprawie sytuacji gospodarczej. Demonstracjom towarzyszą akty przemocy na skalę nie notowaną od czasu antykomunistycznego powstania w 1956 roku.

Zdominowany przez socjalistów rząd Węgier zaprosił w czwartek partie opozycyjne do rozmów, których celem byłoby rozładowanie obecnych nastrojów społecznych. Opozycja zignorowała tę propozycję, informując, że jej przedstawiciele nie wezmą w takich rozmowach udziału.

Rzecznik największej opozycyjnej partii Fidesz Peter Szijjarto oświadczył, że "dyskusja z rządem nie ma sensu". Jego zdaniem opozycja spotkałaby się z innymi partiami, gdyby socjalistyczna przewodnicząca parlamentu Katalin Szili lub prezydent Laszlo Solyom zorganizowali rozmowy bez przedstawicieli rządu.

Partia Fidesz odwołała zaplanowany na sobotę wiec, na którym chciała żądać ustąpienia premiera. Jako przyczynę podano względy bezpieczeństwa. Według powszechnej opinii chuligani wykorzystują demonstrantów jako osłonę do formowania własnych bojówek.

Informując o odwołaniu wiecu, członek kierownictwa Fideszu Laszlo Koever zaznaczył, że jego partia otrzymała "konkretne wiadomości o planowanych zamachach bombowych" i innych "prowokacjach" ze strony rządu i służb specjalnych. Bliższych szczegółów na ten temat nie podał.

"To, co dzieje się dziś na ulicach Budapesztu oraz kontynuowanie przemocy leży wyłącznie w interesie rządu" - zaznaczył Koever.

W ciągu dnia przed węgierskim parlamentem było w czwartek znacznie spokojniej niż w nocy. Atmosfera przypominała piknik. Wielu ludzi przyszło tam prosto po pracy i z czystej ciekawości, albo by zrobić sobie zdjęcia z liderami protestów. Jest też sporo turystów, a nawet całe rodziny z dziećmi.

Kuchnia polowa oferuje zebranym na placu ciepłe jedzenie. Z trybuny ustawionej przed wejściem do parlamentu przemawiają przeciwnicy premiera Gyurcsanyego. Ich przemowy naprzemian wzbudzają okrzyki radości i gwizdy.

W dzień wokół placu Lajosa Kossutha nie widać policji. Tylko przy siedzibie telewizji państwowej wciąż stoi kilku funkcjonariuszy. Tymczasem na ulicach toczy się normalne życie. Bez przeszkód pracują biura, sklepy i kawiarnie.

pap, ab, ss