Świat słów i świat czynów

Świat słów i świat czynów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozbrajanie Hezbollahu jest kwestią trudną, nie tylko technicznie. To wątpliwe moralnie. Hezbollah, choć publicznie potępiany, reprezentuje interesy ludów uciskanych przez izraelskich faszystów. A Europa z zasady zawsze stoi po stronie słabszych.
Na Starym Kontynencie istnieje wielki rozziew między tym, co się mówi, a tym co rzeczywiście chce się zrobić. To dwa różne światy, między którymi istnieje spora, nieprzepuszczalna przepaść. Różne są też perspektywy. W świecie słów panuje mobilizacja. Wszyscy gotowi są potępiać, wskazywać błędy i rozświecać właściwe drogi. Im jest się radykalniejszym i przy tym dysponującym ostrym językiem, tym lepiej. W świecie czynów jest odwrotnie. Tutaj liczy się powściągliwość, skłonność do wytykania błędów i szukania dziury w całym. To postawa marudera, który z zasady się czemuś sprzeciwia.

I tak jest z Hezbollahem. Francja, starsza siostra wszystkich dyplomatów, najpierw głośno nawoływała do pokoju. W zgrabnym języku dyplomatycznym tłumaczyła jak świat się ma i jakich lekarstw potrzebuje. Zapewniała o swej gotowości do pomocy. Francja wraca na wielką dyplomatyczną szachownicę, mówiono. Gdy już rezolucję przyjęto, zaczęło się kiwanie głowami. A to, że jest nietrwała, nierealna i pewno wkrótce Izrael ją złamie. Najgorzej, że trzeba rozbrajać Hezbollah. Nie wiadomo z jaką reakcją by się to spotkało wśród europejskich muzułmanów. Zaraz pojawili się też inni maruderzy, każdy z nich włączył się do chóru narzekań. I tak Europa znowu pokazała, że już niedługo, już wkrótce będzie mocarstwem, które zdetronizuje tą wredną Amerykę.