Europragmatyzm Kaczyńskiego

Europragmatyzm Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pierwszą wizytę zagraniczną premiera Kaczyńskiego można uznać za udaną. W Brukseli spotkał się - co pokazuje rangę wizyty - z wszystkimi najważniejszymi unijnymi politykami i dał się poznać jako polityk rozsądny i pragmatyczny.
Choć oczywiście trudno liczyć na to, że jedną wizytą uda się zniszczyć wykreowany przez lewicujące media stereotyp "homofobicznej, antysemickiej i ultranacjonalistycznej Polski", Kaczyński zrobił krok w dobrym kierunku. Rozczarował jedynie tych, którzy wyczekiwali skandalu, gaf i wypowiedzenia wojny wszystkim dookoła.

Wybór Brukseli jako celu pierwszej wizyty zagranicznej premiera Polski został w Brukseli odczytany jako jasny sygnał, że dla tego rządu sprawy europejskie są bardzo ważne. Mówiąc bez ogródek, premier przyjechał do kłębowiska żmij, bo dzięki usilnej pracy większości mediów, skutecznie wykreowano obraz Kaczyńskiego jako politycznego szaleńca i faszysty, a Polski jako tonącego statku, na pokładzie którego morduje się gejów, Żydów i ateistów. Niestety wielu z dziennikarzy, nie tylko zagranicznych, tezę do swoich artykułów o tej wizycie, postawiło już o wiele wcześniej.

Kaczyński rozczarował najbardziej tych, którzy liczyli na to, że wywoła skandal i ośmieszy siebie i kraj. Belgijski "Le Soir", który niestety w bardzo prymitywny sposób opisuje polską politykę, wyraża zdegustowanie wizytą Kaczyńskiego. Autor tekstu rozdziera szaty nad "miałkimi zapewnieniami Kaczyńskiego o polskiej demokracji i poszanowaniu praw człowieka". Cóż, faktycznie w myśl tej logiki lepiej byłoby chyba, gdyby polski premier na konferencji opowiedział jakiś antysemicki dowcip i zadeklarował wystąpienie Polski z Unii. O rozmiarach paranoi świadczy to, ze część zagranicznych dziennikarzy przed wizytą mówiła, że Kaczyński chce się domagać w Brukseli wprowadzenia kar za homoseksualizm.

Po tej wizycie trudno było oczekiwać konkretów. Pierwsze odwiedziny mają z reguły charakter bardziej kurtuazyjny i są okazja do wymiany bardzo ogólnych poglądów. Kaczyński jednak poza uściśnięciem dłoni Jose Barroso, Javiera Solany, Josepha Borrella i Guy'a Verhofstadta chciał osiągnąć coś więcej - zmierzyć się z negatywnym stereotypem. Ani on ani jego rozmówcy nie próbowali unikać drażliwych kwestii. Wszyscy zagraniczni rozmówcy polskiego premiera zapewnili, że czują się uspokojeni jego zapewnieniami o poszanowaniu demokracji w Polsce. - Kaczyński powiedział im to, co chcieli usłyszeć - narzekał wczoraj jeden z brytyjskich dziennikarzy. O ile się nie mylę, to chyba na tym polega dyplomacja i złe by było, gdyby głową rządu wypowiadała się w sposób nieprzewidywalny i agresywny.

Kaczyńskiemu łatwiej będzie przekonać do siebie zagranicznych polityków niż media. Bo politycy przynajmniej starają się oceniać rząd po jego konkretnych działaniach i zdają sobie sprawę, że Polska mimo wszystko jest zbyt dużym krajem, by można go było zignorować.