Słońce zgasło

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Bild" korespondencję z Turkmenii opatrzył tytułem "Podróż do Absurdystanu". Turkmenbasza zmarł, a opary absurdu pozostały.

Turkmenbasza bowiem nie pozostawił nic. W Turkmenii nie ma dziś polityki, nie ma koalicji, opozycji, zwolenników i przeciwników. Nie ma organizacji, towarzystw, zapomniano o słowie partia. Jeszcze wczoraj był Turkmenbasza, a potem długo, długo nic. Dziś jest tylko nic.

To powoduje, że walka o władze może być zacięta. Wygnani przywódcy opozycji już zapowiedzieli spotkanie w sprawie "przedyskutowania możliwości powrotu do kraju". Zaś zgodnie z turkmeńską konstytucją (jeszcze wczoraj nikt nie myślał, że będzie kiedykolwiek zaglądał do tego dokumentu; prawo stanowił Turkmenbasza) władzę przejmuje przewodniczący parlamentu, mało komu znany Owezgeldi Atajew, który ma w ciągu dwóch miesięcy rozpisać nowe wybory (sic!). Ambicji rządzenia nie kryje wicepremier Gurbanguli Berdimuhammedow. Turkmenistan wejdzie więc w chwilowy okres niestabilności.

Turkmenbasza był władcą z krainy absurdu. Napisał własną biblię, Ruhnamę, której kazał się uczyć w szkołach. Decydował o wszystkim, jakie zęby mają mieć Turkmeni (nie złote), jak mają żyć i się odżywiać (najlepszy jogurt Turkmenbaszy). Jego imieniem nazywano place, ulice i skwery. Kiedy rządził, świeciło słońce. W Aszchabadzie stoi jego złoty pomnik, który zawsze patrzył się w słońce. Dziś słońce zgasło.

Przyszłość Turkmenistanu pokaże w jakim stopniu region podatny jest na odrobinę chociażby demokracji i pluralizmu. Będą to z uwagą obserwowali sąsiedzi, w szczególności Rosja i Chiny, łase na turkmeńską energię. Będzie też przyglądał się Isłam Karimow i Nursułtan Nazarbajew. I jeśli sprawy potoczą się źle, oni sami pewnie pomyślą o następcy. Nagle w regionie Centralnej Azji pojawią się znów monarchie.