Płaca czy kapitał?

Płaca czy kapitał?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sprawdza się prawidłowość: im silniejsze związki zawodowe, tym większe bezrobocie
W tytule nie ma przejęzyczenia. Rzecz nie dotyczy Marksowskiego konfliktu między pracą a kapitałem, lecz dylematu ostatniego dziesięciolecia: płacić czy kapitalizować? Związkowy lub partyjny rodowód wielu polityków coraz częściej odbija się nam czkawką. Czkawka przykra, bo kosztowna dla gospodarki, której po prostu brakuje kapitału na inwestycje, na nowe technologie, na modernizację, a także na tworzenie nowych miejsc pracy.
Mechanizm powodujący, że własnego kapitału ciągle brak, że inwestuje u nas prawie wyłącznie kapitał zagraniczny, który wie, jak stworzyć korzystny dla siebie klimat, jest bardzo prosty. Najpierw pod hasłem sprawiedliwości społecznej i wynagrodzenia wyzysku komunistycznego wprowadzono formalną lub nieformalną indeksację płac. Skutecznie zlikwidowano w ten sposób związek płac z wydajnością pracy i efektami ekonomicznymi. Następnie ci najsilniejsi politycznie zażądali określonego, możliwie wysokiego odsetka PKB lub wydatków budżetowych. Nam się należy 2, 4 czy 6 proc. PKB i już! Oczywistym skutkiem takiej "społecznej" (czytaj: partykularnej) presji było odpowiednie redagowanie kodeksu pracy, który nie pozwala zwolnić "działacza" (zwykle krzykacza) związkowego. Wyprodukowano przy tym taki wzrost narzutów na koszty pracy, że przestaliśmy być pod tym względem konkurencyjni, i to nie tylko wobec Chin, lecz także wobec bliskich sąsiadów. Widać to doskonale choćby na przykładzie ofert czeskich i posunięć chroniących naszą zbyt drogą produkcję. Ale to nie wszystko. Najgorsze, że polskie ustawodawstwo pracy, jednostronnie faworyzujące pracownika, z jednej strony przyczyniło się do pozostawienia małych i średnich, czyli polskich, przedsiębiorców na pozycji wyzyskiwaczy godnych tępienia, a z drugiej - otworzyło furtki dla oszustów w postaci zakładów pracy chronionej, korumpujących wszelkie kontrole.
W naszym kraju kapitał - i to właśnie ten własny - jest nadal podejrzany i nękany. Biurokracja w sojuszu z wysokim opodatkowaniem znakomicie redukuje potencjał kapitałowy, a co za tym idzie - optymizm i dynamizm małych oraz średnich przedsiębiorstw. Nie ma zatem z czego inwestować i tworzyć kosztownych nowych miejsc pracy, a na dodatek wiele czasu i trudu wymaga zwalczanie piętrzących się przeciwności.
Tak więc związki zawodowe właśnie po obaleniu socjalizmu wpędziły nas w nie lada pułapkę. Z jednej strony przyczyniły się walnie do wzrostu kosztów pracy i płacy ponad dopuszczalne proporcje (tu przypomnijmy, że Czesi przy produkcie krajowym na mieszkańca większym od polskiego o 30-40 proc. płace mają podobne do naszych; kto ma niższe koszty i ceny i łatwiej sprzedaje na coraz trudniejszym rynku - łatwo zgadnąć). Z drugiej strony - związki zawodowe uznały za swoją misję ochronę już zatrudnionych, walkę o wzrost płac minimalnych itp., a nie troskę o los bezrobotnych. To ma załatwić państwo, które właśnie pozbywa się kuli u nogi, jaką są przedsiębiorstwa państwowe - skarbonki bez dna. W rezultacie sprawdza się prawidłowość: im silniejsze związki zawodowe, tym większe bezrobocie. Który przedsiębiorca będzie chętnie zatrudniał nowych pracowników, jeśli to tylko źródło kłopotów? Zamiast ciężko walczyć o sprzedaż zbyt drogiej produkcji, łatwiej zaangażować się w import tańszych wyrobów zagranicznych. Właśnie kupiłem rolkę taśmy izolacyjnej za 1,80 zł. Okazała się "made in USA". Polskiej nie było w sklepie. Podobnie bywa z wykałaczkami (są norweskie, fińskie).
Paradoks polskiej gospodarki rynkowej polega na tym, że ma ona charakter na poły proletariacki, a nie kapitalistyczny, promujący rozwój. Po szokowej terapii z początku roku 1990 przez ostatnie lata politycy i związkowcy zajmowali się głównie tępieniem jej ostrza, oczywiście w imię osławionych "względów społecznych". Wybraliśmy płacę, a nie kapitał. Wobec tego nie dziwmy się, że pracy musimy szukać w przedsiębiorstwach zagranicznych, także tych, które nie mają zamiaru honorować kodeksu pracy i mogą sobie na to w Polsce pozwolić.
Więcej możesz przeczytać w 19/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.