Braniccy kontra naród

Braniccy kontra naród

Dodano: 1
Muzeum Pałac w Wilanowie (fot. Wikipedia)
Spadkobiercy hrabiego Adama Branickiego od 19 lat walczą o odzyskanie majątku, w tym pałacu w Wilanowie. Muzealnicy dowodzą, że już przed wojną dobra te przejął Skarb Państwa. Za długi.

Na dziejach wilanowskiego pałacu w III RP zaważył przypadek: w 1991 r. na forum publicznym wypłynęło hasło „reprywatyzacja”. Byli właściciele wystawiali rachunki za niesłuszne wywłaszczenia. Wielu z nich pojawiło się w telewizyjnym programie Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”. Zdarzyło się, że audycję obejrzał prezydent Lech Wałęsa. Zaprosił autorkę na rozmowę, a ona wspomniała o krzywdzie Anny Branickiej-Wolskiej, córki ostatniego przedwojennego właściciela pałacu w Wilanowie. Na mocy dekretu PKWN o reformie rolnej dobra wilanowskie przeszły na własność Skarbu Państwa. W 1948 r. Urząd Wojewódzki w Warszawie orzekł również przepadek przeważającej części wyposażenia pałacu. Niektóre meble, rzeźby obrazy, porcelanowe serwisy trafiły do gabinetów komunistycznych dygnitarzy. Następnego dnia w willi pani Branickiej odezwał się telefon od sekretarza prezydenta z zaproszeniem do Belwederu. Hrabina (nie chciała, aby tak się do niej zwracano) wyszła stamtąd z listownym poleceniem głowy państwa do Urzędu Rady Ministrów, władz dzielnicy Mokotów i dyrekcji Muzeum Narodowego (któremu wówczas podlegał pałac w Wilanowie) „natychmiastowego przystąpienia do realizacji roszczeń spadkobierców Adama Branickiego”. Nie schowała cennego pisma do szuflady, jak sama mi powiedziała, dostała skrzydeł. Wkrótce potem do Ministerstwa Kultury nadeszła lista przedmiotów muzealnych, które spadkobiercy Adama Branickiego chcieliby odzyskać.

Słodka szafka

Anna Branicka ułożyła listę po udostępnieniu jej katalogów inwentarzowych i kart naukowych przedmiotów zgromadzonych w muzeum. Mogła wejść do magazynów. Wypisała ok. 750 pozycji. Pod niektórymi kryły się komplety mebli. Spadkobierczyni twierdziła, że są to przedmioty nieeksponowane i nie najwartościowsze, ale dla niej cenne pamiątki rodzinne, jak „słodka szafka”, w której przechowywano łakocie dla dzieci. – Nie zgłaszam roszczeń do samego pałacu – deklarowała. – Zbyt wielki to skarb kultury polskiej, ale pragnęłabym zamieszkać w miejscu, gdzie się wychowałam. Mam na myśli budynek rezydencji komisarskiej. Ponadto domagamy się zwrotu restauracji, dwóch kawiarni, budynku zajętego obecnie przez przychodnię zdrowia, pałacu w Natolinie wraz z 120 hektarami parku i Morysina. Pracownicy muzeum zweryfikowali listę i okazało się, że 266 pozycji to jednak eksponaty muzealne. A 36 obiektów zostało zakupionych już po wojnie. Poczynania hrabiny skomentował w gazecie „Centrum” profesor Wojciech Fijałkowski, wieloletni zasłużony dyrektor Muzeum Pałacu w Wilanowie: „Żadna z szanujących się rodzin arystokratycznych w Polsce nie rozpętała tak olbrzymiej kampanii wokół swych roszczeń reprywatyzacyjnych, jak to zrobili potomkowie ostatniego właściciela Wilanowa Adama Branickiego. Uzasadnione żale i pretensje do władzy komunistycznej w Polsce przeplatały się w tej kampanii nie tylko z półprawdami i bałamuctwami, lecz także z pożałowania godnymi inwektywami i oszczerstwami pod adresem osób, które uratowały Wilanów od grożącej mu ruiny i zasłużyły się w dziele przywracania dawnej rezydencji jej świetności. Jest to tym bardziej przykre, że oddanie Wilanowa w ręce Branickich nigdy nie wchodziło w grę w planach Stanisławostwa Potockich. Bowiem pradziadek Anny Branickiej, serwilista dworu rosyjskiego, jeden z trzech przywódców haniebnej pamięci Targowicy, pomagał Rosjanom stłumić konfederację barską”. Profesor przypomniał, że galeria sztuki w muzeum jest dobrem narodowym, owocem zbierania eksponatów przez kolejnych właścicieli tej królewskiej rezydencji, poczynając od Jana III i Augusta II. Stanisław Kostka Potocki, współtwórca Konstytucji 3 maja, udostępnił te zbiory społeczeństwu. Przez stulecia historyczna kolekcja Wilanowa była nienaruszona. Dopiero gdy włodarzami zostali państwo Braniccy, wolę twórcy muzeum wilanowskiego złamano. W 1920 r. Adam Branicki chciał potajemnie sprzedać za granicą kilka obrazów z narodowej galerii za 20 mln franków, choć po odzyskaniu niepodległości zbiory muzealne w Wilanowie na mocy dekretu zostały przejęte pod prawną opiekę państwa. Sprzedaż cennej kolekcji w porę wstrzymano dzięki Antoniemu Słonimskiemu, który ujawnił te zabiegi na łamach „Kuriera Polskiego”. W 1932 r. Adam Branicki oddał pod zastaw pożyczek Państwowemu Bankowi Rolnemu 2,5 tys. przedmiotów z historycznej kolekcji wilanowskiej. Rok później 60 obrazów zajął Bank Francusko-Polski. – Gdyby nie wybuch wojny – twierdził Wojciech Fijałkowski – dawna siedziba Jana III Sobieskiego zostałaby niewątpliwie upaństwowiona. Wilanów był majątkiem gigantycznym, ale choć w poszukiwaniu pieniędzy aż do 1943 r. odkrajano z niego kawałek po kawałku, nadal tkwił w zadłużeniu. Tuż przed wybuchem wojny długi osiągnęły punkt krytyczny, uniemożliwiający ich dalszą spłatę.

– Nie można mówić o reprywatyzacji powojennego Pałacu-Muzeum w Wilanowie – podnosił profesor – bo w PRL został wyposażony niemal od podstaw. Blisko 90 proc. wywiezionych przez Niemców i Rosjan dzieł sztuki wróciło do Wilanowa tylko dzięki żmudnej rewindykacji, zakupom i kosztownym pracom konserwatorskim. Nadal trudno jest oddzielić rekwizyty z wilanowskim rodowodem od zdobycznych, bo w latach 50. do rozszabrowanego przez Niemców pałacu zwożono odzyskane muzealia z całej Polski. Była to inicjatywa Stanisława Lorentza, który włączył Wilanów do organizmu Muzeum Narodowego.

Obciążona hipoteka

Profesor Fijałkowski odszedł na emeryturę, potem zmarł, ale jego argumenty żyły, głoszone przez nowego dyrektora Wilanowa, Pawła Jaskanisa. Nie przekonało go, gdy spadkobiercy oświadczyli, że nie zamierzają niczego z Wilanowa sprzedawać, do zarządzania muzeum powołają fundację. Dyrektor powtarzał za swym poprzednikiem: Braniccy chcą dwie trzecie wszystkich zbiorów Wilanowa wartości kilkuset milionów złotych. A to są dobra kultury narodowej. Paweł Jaskanis wdał się w polemikę z reprezentującym spadkobierców Adamem Rybińskim. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” przedstawił sytuację finansową dóbr wilanowskich i Wilanowa przed wojną. Dowodził, że zadłużenie majątku Branickich wobec Państwowego Banku Rolnego w marcu 1933 r. sięgnęło zawrotnej sumy 20,3 mln zł i majątek oddano pod nadzór komisarza ministerstwa skarbu „w celu spłaty rozlicznych należności bez egzekucji”. W tym samym roku Państwowy Bank Rolny przejął w zastaw zbiory muzealne. Udostępniał je nadal w pałacu, którego jedno skrzydło wydzierżawił od Adama Branickiego. Obciążona była hipoteka. Według Pawła Jaskanisa hrabia Branicki nie spłacił długów i nie odebrał z banku muzealiów jako dodatkowego zabezpieczania weksli. W odpowiedzi Adam Rybiński pozwał dyrektora o naruszenie dóbr osobistych spadkobierców i pomówienie ich nieżyjących przodków. „To hańba dla kierownika instytucji uchodzącej za naukową, że powtarza nieprawdę” – napisał w pozwie. „Stare długi Wilanowa zostały spłacone, są na to odpowiednie dokumenty”. Również Anna Branicka dementowała informacje Pawła Jaskanisa: – Dobrze pamiętam ten dzień – twierdziła – kiedy ojciec powiedział nam: od dzisiaj możemy spać spokojnie, nie mamy ani grosza długu. Dyrektor nie dał za wygraną. Do prokuratury wpłynęło jego doniesienie o popełnieniu przestępstwa sfałszowania dokumentów: ze spisanego w 1895 r. inwentarza wilanowskich ruchomości ktoś wymazał informacje, że część bezcennych przedmiotów, których domagają się spadkobiercy, została przed wojną usunięta z pałacu. Poza tym w przedstawionym przez spadkobierców zaświadczeniu dla sądu stwierdzono, że księga wieczysta Dobra Ziemskie Wilanów nie miała obciążeń hipotecznych, co jest niezgodne z ustaleniami muzeum. Sprawcy tych ingerencji pozostali nieznani. Po pięciu latach procesu o zniesławienie sąd apelacyjny wydał wyrok: dyrektor Muzeum Pałacu w Wilanowie nie naruszył dóbr osobistych spadkobierców. W 50-stronicowym uzasadnieniu skomentował to Paweł Jaskanis po wyjściu z rozprawy – sąd nie zostawił suchej nitki na pozwie spadkobierców.

W ciszy sali sądowej

Z czasem medialna wrzawa wokół spuścizny po Branickich ucichła. Decyzja ministra rolnictwa potwierdzona wyrokiem SN, że nie ma podstaw do unieważnienia powojennych orzeczeń o nacjonalizacji dóbr wilanowskich, przeszła już bez echa. Podobnie jak zaskarżenie jej do NSA. Sprawą spadku zajęli się wytrawni adwokaci, a ci wolą pracować w ciszy. Pełnomocnik Branickich, podważając w NSA przepis rozporządzenia wykonawczego do dekretu o reformie rolnej (który umożliwiał zabór ruchomości), udowadniał, że jest on pozbawiony podstawy prawnej. A zatem właściciele zagarniętych dóbr wilanowskich mogą domagać się ich zwrotu. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił decyzje odmawiające spadkobiercom praw do pałacowego wyposażenia. Ten wyrok otworzył im drogę do roszczeń przed sądem cywilnym. Złożyli stosowny pozew, nadal deklarując, że ich celem jest jedynie odzyskanie pamiątek rodzinnych. Załączony wykaz zawierał 5496 pozycji, wartych setki milionów złotych. Zbiory muzealne miały pozostać w dotychczasowym miejscu, ale pod ich „własnym imieniem, a nie z nacjonalistycznego przymusu”. Czyli jako depozyt.

Pozwani odpowiedzieli: pozostawienie eksponatów w depozycie oznacza, że choć ciężar ochrony i konserwacji spada na muzeum, w każdej chwili mogą być przez właścicieli wycofane i oddane na aukcje. Z Branickimi już to się zdarzyło: w Sali Karmazynowej Muzeum Narodowego wisiał zdeponowany przez tę rodzinę jeszcze przed wojną XVII-wieczny „Portret rabina”. Właśnie został wycofany, zastąpiono go fotografią obrazu. Proces o „pamiątki rodzinne” zaczął się w 1998 r. i trwa do dziś (!). Osobno Adam Rybiński wystąpił do sądu z roszczeniem o wydanie mu cennych starodruków (w tym wielu XVIII-wiecznych) i ponad 2 tys. teczek ze sztychami. W latach 30. jego wuj Adam Branicki podarował państwu polskiemu zgromadzony w pałacu księgozbiór kilkudziesięciu tysięcy tomów zwany Biblioteką Wilanowską. Jej dysponentem uczynił prezydenta RP, który przekazał dar Bibliotece Narodowej. Po 12 latach procesowania zapadł częściowy wyrok w tej sprawie. Muzeum Narodowe, które zaraz po wojnie zawiadywało oddziałem w Wilanowie, ma zapłacić Adamowi Rybińskiemu jako jednemu z dziewięciorga spadkobierców ponad 83 tys. zł (żądał 750 tys. zł) za kilkanaście utraconych po wojnie cennych rękopisów księgozbioru z wilanowskiego pałacu. Okazało się, że w 1953 r. zostały one wyłączone z zasobów Muzeum Narodowego i wydane Benedyktowi Tyszkiewiczowi – ówczesnemu kustoszowi oddziału wilanowskiego. I ta część zbioru zaginęła. Wyrok nie jest prawomocny. Pozwane Muzeum Narodowe stoi na stanowisku, że dotąd nie udowodniono, by sporne rękopisy we wrześniu 1944 r. (wtedy ewakuowano Branickich z Wilanowa do Nieborowa) były własnością Adama Branickiego. W sądzie znalazł się również pozew o zwrot dokumentów z Archiwum Głównego Akt Dawnych. Chodzi m.in. o archiwa rodowe Potockich oraz Branickich i materiały związane z Sejmem Czteroletnim oraz Komisją Edukacji Narodowej. – Zbiór leży w magazynie – argumentowali spadkobiercy Adama Branickiego – i mało kto z niego korzysta. My chcemy go oddać w godne ręce. Dyrektor archiwum ripostował: – Dokumenty niewiele mają wspólnego z pamiątkami rodzinnymi Branickich. Jest to własność państwa. Początkowo sąd zalecił stronom podjęcie negocjacji. Doszło tylko do jednego spotkania. W marcu 2008 r. zapadł nieprawomocny wyrok: spadkobiercy nie dostaną cennego zbioru akt dawnych. Roszczenie się przedawniło. Do sądowego rozstrzygnięcia pozostała fundamentalna kwestia, jak bardzo Wilanów był zadłużony tuż przed wojną, bo jeśli bardzo, to spadkobiercy występują o dobra, które już w latach 30. stały się własnością Skarbu Państwa. W 2010 r. pozwane Muzeum Pałacu w Wilanowie podniosło w piśmie procesowym: „W związku z twierdzeniem powoda, jakoby w czasie okupacji niemieckiej nastąpiła spłata długów Adama Branickiego wobec Państwowego Banku Rolnego zabezpieczonych hipotecznie m.in. na ruchomości leśnej Laski informujemy: Działalność PBR w czasie okupacji była nielegalna, gdyż był to bank państwowy, a jego kapitał (…) został bezprawnie przejęty przez okupanta. Bank działał jako instytucja niemiecka. Niezgodne z prawem były wszelkie jego działania w zakresie ściągania należności sprzed drugiej wojny światowej. W świetle statutu Banku nieważna jest umowa z 9. 10. 1940 r. o sprzedaży za dwa miliony złotych 356 ha obszaru leśnego Laski celem spłaty części zadłużenia hrabiego. Okupacyjny PBR miał nabyć tę nieruchomość dla fikcyjnego Funduszu Emerytalnego Pracowników PBR rzekomo na stworzenie kolonii i ogródków urzędniczych. Gdyby nawet przyjąć, że na skutek przeniesienia własności przez Branickiego na rzecz Funduszu doszło do spłaty części wierzytelności (2 mln zł), to i tak nigdy nie została spłacona całość zobowiązania wobec Banku. Tym samym nigdy nie wygasł ustanowiony na rzecz PBR zastaw na nieruchomościach. Wynika to z odkrytego niedawno przez pozwanego aktu notarialnego z 1942 r. złożonego w zbiorze ksiąg hipotecznych kolonii Wilanów I. Stwierdzono tam, że wierzytelności w dalszym ciągu będą zabezpieczone kaucją 1.054.900 zł w złocie, stanowiącą resztę kaucji w kwocie 3.119.900 zł”.

Czas na pałac

W 1999 r. zostało powiedziane głośno to, czego od dawna obawiał się Paweł Jaskanis: spadkobiercy Branickich zażądali oddania im wilanowskiego pałacu. Do wojewody mazowieckiego wpłynęły pisma o potwierdzenie, że dobra w Wilanowie nie podlegają przepisom dekretu o reformie rolnej z 1944 r., ponieważ pałac i park nie były związane z prowadzeniem gospodarstwa rolnego, zatem nie mogły zostać znacjonalizowane. – Długo nie chcieliśmy tego robić – wyjaśniał najstarszy wnuk Adama Branickiego – dążyliśmy do porozumienia. Pisałem w tej sprawie listy do ministra kultury. Odpowiedział, że od rozstrzygnięcia sporu są sądy. Dyrektor Jaskanis nie uznał tych roszczeń. – Wilanów – wyjaśniał wojewodzie – był majątkiem ziemskim o powierzchni przekraczającej 100 ha, podlegał dekretowi o reformie rolnej. SN orzekł, że skutki reformy rolnej są nieodwracalne. Poza tym pałac i jego otoczenie były restaurowane i utrzymywane za społeczne pieniądze. Bardzo długo, bo ponad 15 lat, trwał jego generalny remont. Za gigantycznymi sumami, które przeznaczono na ten cel, stała uchwała rządu z 1954 r. Roboty prowadzono bardzo gruntownie, z wymianą stropów, pokrycia dachowego, izolowaniem fundamentów od wód gruntowych i na koniec rekonstrukcją wnętrz na wzór epoki króla Sobieskiego. Pietyzm Fijałkowskiego w przywracaniu pałacowi historycznej świetności przeszedł do anegdoty. Kiedy np. wyposażano łazienkę marszałkowej Lubomirskiej, dyrektor chciał, aby zgodnie z zapisem z 1793 r. nad baldachimem zawisły białe i czarne pióra strusie. Na apel w prasie szukano takich rekwizytów u hodowców w całej Polsce. Gruntownie zostały również odrestaurowaneobiekty wokół pałacu, m.in budynek rezydencji komisarskiej, w którym chciałaby zamieszkać Anna Branicka. W 1966 r. zakończono urządzanie parku w stylu barokowym. Wypowiedź Jaskanisa została zagłuszona licznymi wywiadami, jakich udzielała dziennikarzom ciesząca się protekcją Lecha Wałęsy Anna Branicka. Ostatnia hrabina Wilanowa jawiła się w tych publikacjach jako osoba skromna, która z godnością przeżyła zsyłkę jej rodziny w 1944 r. do kołchoźniczej wsi pod Moskwą, a po powrocie do Polski biedę i upokorzenie zgotowane jej przez PRL-owskich prominentów. Wspomnienia oglądanego w pierwszych latach po wojnie tylko w nocy i to w przebraniu rodzinnego gniazda budziły sympatię do wydziedziczonej bohaterki publikacji. Pracownicy Muzeum Pałacu zżymali się, czytając żale Anny Branickiej, że „po 13 latach bezustannego pisania próśb władze oddały jej rodzinie kilka zaśniedziałych sztućców, srebrną solniczkę oraz jakiś zdezelowane sprzęty, bo widocznie odgracali pałac”. – Nieprawda – dowodzili – Tylko w latach 1948-1957 wdowie po Adamie Branickim przekazano około 1700 zabytkowych przedmiotów, jak meble, popiersia, porcelanę, zegary, srebra. Tych ostatnich z woli premiera Cyrankiewicza nie było kilka zaśniedziałych sztućców, ale 1560 sztuk. Anna Branicka dementowała: w zamian za wskazanie miejsca ukrycia sreber w podziemiach pałacu miała dostać większość zawartości skrzyń, ale premier nie dotrzymał słowa. *** Ostatnia rozprawa w sądzie okręgowym z powództwa Anny Branickiej-Wolskiej i innych spadkobierców przeciw Muzeum Pałacu w Wilanowie odbyła się pod koniec kwietnia. 19. rok procesu. Nadal jest wiele wątpliwości, nawet pojęcie historyczna kolekcja wilanowska wymaga zweryfikowania. Jak zeznała przesłuchiwana w sądzie kustosz działu sztuki w Muzeum Pałacu, nazwa „historyczna” wcale nie znaczy, że na pewno kolekcja była wilanowska. W przeszłości mogło dojść do pomyłek w łączeniu konkretnych przedmiotów z zapisem inwentarzowym.

Artykuł został opublikowany w 19/2017 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.