Przetarte majtki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Generał Aussaresses mówi o "patriotyzmie", ale naprawdę tylko bił, kopał oraz dławił wodą całkowicie bezbronnych ludzi

Francuski historyk Pierre Vidal-Naquet powiedział w rozmowie z dziennikarką "Le Monde", że jego mistrz, Henri Marrou, zwykł mawiać, iż "historyk używa do pracy wszystkiego, nawet śmieci". Ludzie zainteresowani najnowszą historią Francji pochylają się od 3 maja tego roku nad jednym z takich śmieci - śmierdzącym jak zgniła ryba i żałosnym jak przetarte majtki. Ze śmietnika historii odezwał się mianowicie generał Paul Aussaresses, który właśnie 3 maja opublikował książkę wspomnieniową "Służby specjalne. Algieria 1955-1957". Autor był wysokim oficerem tych służb i w książce beznamiętnie opowiada o stosowanych przez niego i jego kolegów torturach, o egzekucjach bez sądu - czasami przedstawianych jako samobójstwa - a także masakrach osób cywilnych. Zarówno w książce, jak i w wywiadzie dla "Le Monde" Aussaresses mówi o swoich zbrodniach bez najmniejszej żenady, żeby nie powiedzieć: z dumą. Przyznaje też, że nie miał i nie ma żadnych wyrzutów sumienia, a gdyby czas mógł się cofnąć, popełniłby te zbrodnie jeszcze raz. Powiada, że w pierwszej chwili się obruszył, kiedy w prasie określono jego małą - ale jakże aktywną - jednostkę jako "szwadron śmierci", ale po chwili namysłu (sądząc po treści książki, była to w jego życiu jedna z niewielu chwil tego rodzaju) uznał, że ta nazwa odpowiada rzeczywistości i mu się spodobała.
Generał w zasadzie nie może być ścigany za popełnienie zbrodni wojennych, gdyż uległy one przedawnieniu, natomiast postawienie mu zarzutu zbrodni przeciwko ludzkości - które nie ulegają przedawnieniu - mogłoby się okazać trudne. Francuska Liga Praw Człowieka próbuje jednak ominąć te trudności, występując do sądu ze skargą nie o popełnienie, lecz o "wychwalanie" zbrodni wojennych, co jest zagrożone karą do pięciu lat więzienia i 300 tys. franków (180 tys. zł) grzywny. Prezydent Chirac zażądał zaś zawieszenia przyznanej generałowi Legii Honorowej i zastosowania wobec niego wojskowych sankcji dyscyplinarnych, na przykład w postaci zakazu noszenia munduru.
Kiedy jednak czyta się wyznania Aussaresses’a, może się nasunąć myśl, że zainteresowanie ze strony Ligi Praw Człowieka i prezydenta kraju to zbytek honoru dla tej postaci. Jest to śmieć historii w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. W dodatku jedną z możliwych reakcji na jego wywód jest - mimo całego tragizmu opisywanych okoliczności - śmiech i politowanie. Właśnie tak, jak na widok czyichś przetartych majtek. Bo jak tu w końcu nie wybuchnąć bezsilnym śmiechem na widok żałosnego, tchórzliwego faceta, który odczuwa wyraźną potrzebę publicznego napinania wątłych mięśni, żeby móc opowiedzieć wszem wobec i każdemu z osobna, jaki to był silny i jaką to miał władzę - równą właściwie władzy boskiej, bo przypisał sobie prawo decydowania jedynie na podstawie własnego, bliżej nie określonego przekonania o życiu i śmierci (w większości wypadków o śmierci) innych ludzi. Opowiada, jakim to był "szefem" i z jakich to "sympatycznych, odważnych i całkowicie mu oddanych" ludzi był złożony jego "szwadron śmierci". Taaak, był "szefem", tylko robi wszystko, żeby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: opowiedzieć, jaki to był kiedyś ważny, chociaż prawie nikt o tym nie wiedział, a jednocześnie uciec od wszelkiej odpowiedzialności. Zakłada (być może błędnie), że sąd mu już nie grozi, więc może gadać, co mu ślina na język przyniesie. Był "szefem", ale - być może nie do końca zdając sobie z tego sprawę - z rozbrajającą szczerością opowiada o tym, jak całkowicie był pozbawiony kręgosłupa intelektualnego i moralnego. Bez przerwy zasłania się usprawiedliwieniami zewnętrznymi: racją stanu, "zielonym światłem" rozmaitych szczebli władz - do rządu włącznie. Nie powie, jak było naprawdę i co wyziera ze wszystkiego, co mówi: że potrafił być tylko taki jak jego przełożeni. W Indochinach miał dowódcę, który rozumiał, że nawet na wojnie człowiek nie musi się stawać bestią, więc się nią nie stawał. W Algierii miał dowódców nieporównanie gorszych, zatem stopniowo zaczął się lubować w torturowaniu i zabijaniu. Każdy argument był dobry, by zabić więźnia. Sam fakt przyprowadzenia do niego kogoś był wystarczająco poważny, by ta osoba nie wyszła z powrotem żywa. Jeśli ten ktoś nie mówił - umierał. Jeśli mówił - trzeba go było zabić dla jego własnego dobra, żeby nie zabili go rodacy. Jeśli do niczego nie był potrzebny - należało go zabić, bo co z nim zrobić. Aussaresses mówi o patriotyzmie i odwadze, ale zapomina, że tak naprawdę robił wtedy tylko cztery rzeczy, których opis nie wymaga żadnych wielkich słów: bił, kopał, zakładał elektrody na genitalia i uszy oraz dławił wodą skrępowanych i całkowicie bezbronnych ludzi. Jeśli to jest jego wkład w ilustrację pojęcia "odwaga", to - owszem - można go uznać za śmiały.
Rozumowanie Aussaresses’a jest taką spiralą bzdur, że oprócz sądu zaproponowałbym mu honorowe członkostwo założonego niedawno w miasteczku Saint-Gilles koło NÓmes Klubu Głupków. Statut klubu zawiera tylko dwa artykuły: "Nie wystarczy być głupkiem, trzeba jeszcze być z tego dumnym" i "Głupkiem nie jest każdy, kto tego chce - trzeba to udowodnić".

Więcej możesz przeczytać w 20/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.