Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czerwona linia
Tomasz Nałęcz w felietonie "Czerwona linia" (nr 8) chce przekonać czytelników, że skoro Józef Piłsudski, powiązany na początku swojej politycznej aktywności z PPS, powstrzymał w 1920 r. bolszewicki marsz na Warszawę, wykazał tym samym, jak bardzo mogą ewoluować ludzkie poglądy i życiorysy. Przykład ten twórczo kontynuują dziś polscy postkomuniści. Zdaniem autora felietonu, rzekomo wielu Polaków, zanim dokonał się cud nad Wisłą, dawało wiarę prawicowym plotkom, że "socjalistę" Piłsudskiego łączyło z Leninem i Trockim wspólne marzenie skomunizowania Polski. Prof. Nałęcz dedykuje ów przykład wszystkim, którzy nie chcą dostrzec szczerych intencji dzisiejszych liderów SLD. Nie można wykluczyć, że wielu byłych liderów PZPR rzeczywiście zmieniło poglądy i swój stosunek do parlamentarnej demokracji. Porównywanie ich do Piłsudskiego i niepodległościowego nurtu w PPS, z którym od początku był on związany, jest jednak nadużyciem i tylko częściowo usprawiedliwia je perspektywa "lewego oka" autora felietonu. Świadczyć o tym mogą chociażby słowa Piłsudskiego z wywiadu udzielonego 18 maja 1919 r. (ponad rok przed sławetną bitwą warszawską) korespondentowi szwajcarskiego dziennika "Journal de Geneve": "Nasi robotnicy są socjalistami, ale też zaciekłymi Polakami (...), nie ma zaś nic bardziej kompromitującego dla socjalizmu niż bolszewizm".

WITOLD PRONOBIS
Berlin


Hurracykliści
Tak, jak to opisał Piotr Moszyński w felietonie "Hurracykliści" (nr 10), zachowują się rowerzyści na całym świecie. W Monachium rowerem można się znacznie szybciej poruszać po mieście niż samochodem. I w tym celu nie trzeba zjeżdżać z rowerowych dróg. Można także spokojnie przejeżdżać przez skrzyżowania. Ale jeszcze dziesięć lat temu samochody wymuszały pierwszeństwo, choć kodeks daje rowerzyście podobne przywileje jak pieszemu. Mandaty dla kierowców sprawiły, że można się już bezpiecznie poruszać rowerem. Drogi rowerowe to błogosławieństwo dla miast zakorkowanych samochodami. Stonką są dzisiaj rolkarze, którzy zatruwają życie nie tylko pieszym, ale i kierowcom. Niestety, także bezmyślność rowerzystów jest widoczna na każdym kroku. Prawie 95 proc. rowerzystów ma prawo jazdy, można by więc od nich oczekiwać umiejętności poruszania się po ulicach zgodnie z zasadami kodeksu. Tego nigdzie nie widać. I to nie władze Strasburga są winne ani inne urzędy municypalne, tylko człowiek ze swoją przewrotną naturą.

WOJTEK SZPERL
Monachium


Kredyt na przyszłość
Przepraszam za wyrażenie, ale diabli mogą wziąć człowieka, gdy znów czyta, że "trzeba ograniczyć krajową konsumpcję" ("Kredyt na przyszłość", nr 10). Po polsku oznacza to tyle, że Polacy zarabiają za dużo i trzeba im te zbyt wysokie wynagrodzenia obniżyć, odkładając oszczędności w bankach z przeznaczeniem na inwestycje. Zainwestujmy więc, postawmy wspaniałe, nowoczesne fabryki, ale... kto kupi produkowane w nich towary, jeśli Kowalskiemu po operacji "ograniczania konsumpcji" ledwo wystarczy na chleb (chyba że ulokujemy kapitał tylko w piekarnie)? Uprzedzam ewentualną odpowiedź - niestety, raczej nie będą to Niemcy, Amerykanie ani Rosjanie - w pierwszych dwu krajach rynek dusi się od nadmiaru własnych wyrobów, a ci ostatni mogą zapłacić wyłącznie rublami. Nigdy nie przebijemy też Chińczyków pod względem kosztów produkcji. Wychodziłoby na to, że sami musimy czyścić magazyny naszych wytwórców, ale przecież konsumpcja jest be. Zastanawia mnie, dlaczego niemal w każdym programie ekonomicznym w niemieckiej telewizji debatuje się nad problemem, jak zwiększyć siłę nabywczą społeczeństwa, aby mogło ono kupować więcej produktów i tym samym przyczyniać się do powstawania dodatkowych miejsc pracy. Natomiast w polskiej telewizji i prasie ekonomiści mają problem zgoła odwrotny - jak tę siłę (która i tak per capita jest ośmiokrotnie mniejsza niż w Niemczech) zmniejszyć. Czyżby niemieccy ekonomiści chcieli doprowadzić swoją gospodarkę do upadku? Jeżeli tak, od pięćdziesięciu lat jakoś słabo im to wychodzi.

WITOLD GŁOWACKI
Wrocław


Ostatni Sarmata
W jedenastym numerze "Polityki", w notatce "Głos zza grobu, czyli biały wywiad" (rubryka "Fusy, Plusy i Minusy"), redaktor Piotr Adamczewski insynuuje, jakoby wywiad ze śp. Jerzym Waldorffem, opublikowany we "Wprost"
(nr 45/1999), zawierał "cytaty z jego felietonów". Oświadczam, że to nieprawda. Rozmowę z Jerzym Waldorffem przeprowadziłam podczas ostatnich Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie, w obecności fotoreportera i kilku innych świadków, którzy - jeśli zaistnieje taka potrzeba - są do dyspozycji. Jest dla mnie "do pojęcia" - w przeciwieństwie do red. Adamczewskiego - że Jerzy Waldorff mógł "cytować samego siebie". Nie należał do ludzi zmieniających poglądy jak rękawiczki, a wszyscy, którzy Go znali, doskonale wiedzą, że był bardzo przywiązany do pewnych zwrotów, określeń, maksym czy wręcz całych misternie skonstruowanych zdań i wątków, które zwykł powtarzać. Wyłącznie tym wytłumaczyć można zbieżność niektórych fragmentów rozmowy opublikowanej we "Wprost" z treścią jego felietonów.

Barbara Maćkowiak
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.