Czy lepiej być demokratyczną opozycją w autorytarnym państwie, czy autorytarną w demokratycznym? Demokraci w ramach opozycji mają co robić, bo motywuje ich to, czego nie mają, czyli wolność i równość. Jednak praca nad odzyskaniem tych wartości jako fundamentów ustrojowych to praca na lata, zwłaszcza przy tak destrukcyjnym systemie, który zainstalował PiS. Zwolennicy autokracji czy radykalnego katonacjonalizmu byliby bardziej skutecznymi opozycjonistami, ale na krótką metę: lojalność wobec charyzmatycznego autorytetu, który nie rządzi i nie obdarza łaskami swoich wiernych, szybko może ulec wyczerpaniu, chyba że zdarzy się jakaś katastrofa, wielki kryzys lub kataklizm, który wbrew regułom demokracji autokrata wykorzysta, by zdobyć ponadparlamentarne przywództwo. Niezależnie od systemu, który będzie panował na zewnątrz, opozycja demokratyczna będzie istniała, bo nawet demokracja ma swoją „jeszcze-bardziej-demokratyczną” awangardę. Jak nie przy ul. Wiejskiej, to w podziemiu. Opozycji autorytarnej rad dawać nie sposób, bo jako niedemokratyczna nie słucha nikogo prócz wodza; każda swobodna wymiana myśli jest tam herezją. A demokraci czasem słuchają. Z nadzieją na to proponuję siedem filarów opozycji (demokratycznej).
Pierwszym filarem jest wiedza
Wiedza o społeczeństwie, czyli to, jakim społeczeństwem jesteśmy, jak się zmieniamy, jakie zajmujemy postawy, w jaki sposób motywujemy się do działania, jak wreszcie rozumiemy wartości, które deklarujemy. Nie chodzi przy tym o wiedzę sondażową, przy prawdziwej stanowi ona jedynie pewien rodzaj podniety czczej i jałowej; chodzi o solidne badania. Do badań potrzeba ekspertów: socjologów, psychologów, etyków i to nie tylko tych znanych, których raporty po wielekroć zawiodły, ale tych młodych lub bardziej krytycznych, z większą wyobraźnią społeczną i większą paletą pomysłów dotyczących tego, jakimi pytaniami można wydobyć z Polaków i Polek ich mroczne tajemnice. PiS takie badania przeprowadza i z tej wiedzy korzysta, bo Polaków zna znacznie lepiej niż Platforma, która, czy rządziła, czy była w opozycji, taką wiedzą gardziła. Znajomość życia przywódcy i jego intuicje (zawsze męskie) były dla partii wystarczającym drogowskazem działań.
Drugim filarem są instytucje
A właściwie intelektualiści wspierający polityków (think thanki). Nie chodzi przy tym o instytucje, które powołują jedni działacze partyjni, by można było obsadzić jeszcze jedno stanowisko innymi partyjnymi działaczami (jak np. martwy od dłuższego czasu Instytut Obywatelski PO) czy okresowo i w przedwyborczej panice zwoływane gremia ekspertów, lecz o niezależne, krytyczne, inwencyjne grupy intelektualistów, którzy swoją rolę naukowców pojmują jako związaną z zaangażowaniem na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, jakości demokracji, etycznych standardów w polityce itp. W ramach think thanków politycy powinni spotykać się z niepolitykami, by oddychać, choć czasem, świeżym intelektualnie powietrzem, by wytrącić się z partyjnej rutyny, by poszerzyć horyzonty i nabywać utraconych w ramach działań partyjnych umiejętności: dialogu, argumentacji, negocjacji czy przywództwa. To ostatni moment, by w ramach think thanku skorzystać z osiągnięć humanistyki i humanistów, bo obecna reforma (Gowina) ma na celu ich ostateczne zniszczenie.
Trzecim filarem jest pamięć
Wybaczanie to cnota życia prywatnego i wielki legat chrześcijaństwa (od którego polski katolicyzm się coraz bardziej dystansuje), w polityce cnota ta jest użyteczna jedynie w czasie wielkiej pompy i wielkich przemian (byłam i jestem zwolenniczką „grubej kreski” Mazowieckiego). Natomiast zwykła polityka powinna toczyć się pod znakiem odpowiedzialności. Polityk może wiele, czasem nie obowiązują go powszechne normy moralne, jak trzeba, może zataić informacje, nie musi miłować bliźniego, może używać przemocy, ale za wszystko musi ponosić odpowiedzialność osobistą. I nie może polegać ona na tym, że spocznie w ławach opozycji lub na ciepłej dyplomatycznej posadzie w dalekim kraju. Opozycja powinna skrupulatnie spisywać czarną księgę: korupcji, łamania praworządności, nepotyzmu, kolesiostwa, łamania standardów równościowych, mowy nienawiści. Zapisywać i rozliczać, bez tchórzostwa, z otwartą przyłbicą. Tak by polityka była nie tylko wspaniałą przystanią dla tych, którzy lubią sobie porządzić, ale przestrzenią, do której się wchodzi i z której się wychodzi, ponosząc pełną odpowiedzialność.
Przywrócenie praworządności, ożywienie demokracji, troska o dobro wspólne (nie partyjne) – oto cele opozycji
Czwartym filarem jest program
Oparty na wiedzy, stworzony i wynegocjowany w ramach szerokich, nie tylko partyjnych dyskusji. Może mieć dwie wersje: doraźną, jako zbiór tematów i haseł fundamentalnych dla opozycji, i horyzontalny, czyli taki, który przesuwa granice myślenia o wspólnocie ku utopii. Jeśli bowiem zamykamy się w kręgu doraźnych potrzeb, własnych interesów i możliwości, nigdy nie stworzymy czegoś trwałego. Polityka to nie tylko wymiana haseł i przekonań, ale wizje. Te najbardziej pociągają wyborców, nawet jeśli osnute są wokół marzeń. W PiS sprawa jest prosta. Marzenia miał/ma prezes, a Adam Bielan przelewa je na papier i przesyła partyjnym mediom oraz reszcie. Natomiast w ramach opozycji demokratycznej program powinien być oparty na szerokiej partycypacji i wzajemnej deliberacji, a jego podstawowymi celami powinny być: przywrócenie praworządności, ożywienie demokracji, troska o przyszłość i dobro wspólne (nie partyjne).
Piątym filarem jest dialog
Pośród różnych zniszczeń, z jakimi mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich czterech lat i z którymi zapewne będziemy mieli do czynienia przez następnych kilka/kilkanaście lat (chodzi o niszczenie konstytucji, sądów, mediów, edukacji, służby zdrowia, humanistyki), jednym z poważniejszych jest zniszczenie dialogu. A już Arystoteles definiował demokrację jako ustrój, którego fundamentem są trzy wartości: wolność, równość oraz logos, czyli mowa. To mowa jest sercem demokracji, a słowo „parlament” – warto przypomnieć – pochodzi od fr. parler, czyli mówić. Grecy byli dumni, że w przeciwieństwie do barbarzyńców potrafią rozstrzygać swoje konflikty drogą rozmowy, a nie przemocy. Nasz parlament przestał tymczasem pełnić swoją demokratyczną funkcję i stał się teatrem z pacynkami poruszanymi wolą prezesa lub jego mózgu (w tej roli nieodmiennie Bielan). Opozycja demokratyczna powinna pracować nad przywróceniem ważności słowu mówionemu, debacie czy – mówiąc językiem klasycznym – retoryce, która nie jest erystyką.
Szóstym filarem jest równość
Słowo wyklęte przez PiS, ale też – niestety – zapomniane przez opozycję. Gdy widzę męskich liderów jakiegokolwiek ugrupowania, czuję się wykluczona, jak wiele kobiet. Nawet jeśli „reprezentujący” mnie mężczyźni mają takie same poglądy na pewne sprawy, to przecież zgodnie z potocznym mniemaniem nic bardziej (bo biologicznie) nie różni ludzi niż płeć. Kobiety mają inny punkt widzenia, inne potrzeby, inne interesy, nawet inne systemy wartości niż mężczyźni, już chociażby dlatego, że są inaczej socjalizowani/socjalizowane. Obecna „reprezentacja” kobiet przez mężczyzn jest fałszywa i powoduje, że połowa społeczeństwa nie czuje swojej podmiotowości, a jeśli jest jakoś reprezentowana, bo są kobiety i w Sejmie, i w opozycji, to ciągle są zależne od mężczyzn, a mężczyźni wydają się być bardzo zadowoleni, że władzą dzielą się wyłącznie między sobą, mimo światopoglądowych różnic. „Bo baby są jakieś inne”. No właśnie.
Siódmym filarem są cnoty
Wpatrzeni w Kościół, uspokojeni modlitwami, zaspokojeni pielgrzymkami, otumanieni hierarchami – stajemy się nihilistami moralnymi. Pora więc przywrócić praktyczną wartość kilku podstawowym cnotom. I nie chodzi o deklaracje, ale o praktykę. Najważniejsze to: uczciwość (ale nie taka ogólna, z której niewiele wynika, ale zawodowa i obywatelska), odpowiedzialność (jedna z ważniejszych cnót politycznych), uważność i skrupulatność (by nie pozostawać na pasku telewizyjnych pasków i ogólnych politycznych haseł), konsekwencja w działaniu, cierpliwość, odwaga (nie ta prosta militarna, ale polityczna. Postawa pacyfistyczna czy kosmopolityczna jest często większym bohaterstwem niż lekkomyślne deklaracje oddawania życia za symbole). No i namiętność, ale nie chodzi tu o jałowe podniecenie, nagłą miłość do pewnych spraw czy gwałtowną nienawiść, lecz trwałą namiętność ku realizacji pewnych długofalowych celów. Bez namiętności, na zimno nie sposób ich zrealizować. Demokracja, w przeciwieństwie do faszyzmu czy nacjonalizmu, jest letnim ustrojem, który spontaniczne zachwyty wywołuje wyłącznie w niewoli. W demokracji trzeba się nauczyć kochać demokrację. Tak jak trzeba się uczyć kochać Polskę, która mimo wieloletniej aneksji przez Kościół i prawicę jest krajem naprawdę różnorodnym i ciekawym. Wzbudzić namiętność do Polski i demokracji – oto cel każdej demokratycznej opozycji.

Komentarze