Śpiewające kobiety

Śpiewające kobiety

Dodano:   /  Zmieniono: 
W głosie siostry Marie Keyrouz tkwi głębia najstarszych testamentów

Jak długo przeciętny obywatel taki jak ja może słuchać przedwyborczych wypowiedzi (politycy się wypowiadają, a nie mówią) w telewizji i radiu bez szkody dla swej równowagi wewnętrznej? Po pewnym czasie wpada się w pląsawicę myśli i poglądów. Jako człek pamiętający tysiące przemówień i wypowiedzi politycznych nieraz przypominam sobie rekordzistę na długich dystansach zjazdowych (chodzi o zjazdy partii) nazwiskiem Gomułka. Kiedyś po czterech godzinach opowiadania narodowi, jakie płyną pożytki z marnowanego przez zacofane elementy na wsi makucha, przerwał mowę i wściekły wpadł za kulisy, wołając: "Co za s... podsunął mi przemówienie z dwoma kopiami!". Niektórzy twierdzą, że to anegdota, ale ja nie jestem tego pewny.
Aby się oderwać od świata mediów, wyłączyłem w domu wszelkie środki myślobójcze i jak zawsze w chwilach napięć nerwowych począłem szukać ukojenia w muzyce, a zwłaszcza wśród śpiewających kobiet. Nastawiłem odtwarzacz CD i sięgnąłem najpierw po moją ulubienicę, Charlotte Church, dziś szesnastoletnią Walijkę reklamowaną jako głos anioła. I zaiste, Charlotte śpiewa jak anioł. Odkryto ją dwa lata temu w konkursie prowincjonalnej stacji telewizyjnej. Uczestniczki śpiewały przez telefon. Po roku Charlotte już miała płytę wydaną przez Sony. Oczywiście biorę pod uwagę, że śpiewające nastolatki robią specjalne wrażenie na takich starszych panach jak ja, niemniej ten śpiew jest głosem wielkiego uciszenia wewnętrznego. Złe myśli zasypiają, dobre się budzą i więcej myśli się o niebie niż ziemi.
Kontrastem do syreniego śpiewu Charlotte Church są od lat Ella Fitzgerald i Mahalia Jackson. Są one poza tym dowodem przeciwko wskazaniom wszystkich laryngologów świata. Chrypią tak cudownie, że aż szklane naczynia na półkach brzęczą. W dodatku ich śpiew przenosi mnie we wspomnieniach nad deltę Missisipi, do pełnych namiętnego gwaru lokali Chicago.
Blues chicagowski czy inny wyraża zawsze ludzką tęsknotę za nieosiągalnym, a przecież znajdującym się w zasięgu ręki. Tak tęsknią zwłaszcza ludzie ubodzy. Ci sami biedacy cieszą się na pogrzebach, na co wskazuje nowoorleański dixie. Ale to są męskie zabawy.
W chwilach rozterki i zamieszania umysłowego słucham też już od 29 lat Joan Baez, genialnej piosenkarki, która zrobiła karierę w latach rewoltującej się młodej Ameryki końca lat sześćdziesiątych. Amerykanie są idealistami, w co wielu nie chce wierzyć, i właśnie nostalgiczny idealizm, na przykład tęsknota za zielonym trawnikiem przed rodzinnym domem, nabiera w pieśni Baez ogromnej wagi.
Ostatnio zadurzyłem się w śpiewie Marie Keyrouz, siostry zakonnej, która jest Arabką i śpiewa kantyki Wschodu po syryjsku i grecku. Raz to brzmi jak zbiorowy hymn damskich muezinów, drugi raz jak śpiew przed trzema tysiącami lat. Marie towarzyszą cytra, lutnia, orientalne skrzypce, mosiężna perkusja, chórek. W głosie Merie Keyrouz tkwi głębia najstarszych testamentów.
Bywa też, że pamiętamy żywy głos, jak i mnie to się przydarzyło przed laty w Rzymie. Drzemałem na wysokim piętrze pensjonatu, a na dole sprzątaczka śpiewała tak pięknie, że napisałem wtedy wiersz z fragmentem: "Obudziłem się nagle/ za panowania atomowych imperiów/ eksperymentów ze sztucznym sercem/ i człowiekiem w probówce./ Na oknie pusta butelka po winie,/ koty na dachach nad dachami pinie ...i jej głos... nie wiem kto to śpiewał/ i jak ona wyglądała/ i kim była/ czy to był głos z czasów cesarza Augusta/ czy Mussoliniego...". Ja go słyszałem w 1978 r.
Święty Augustyn cenił wokalne improwizacje, co w ten oto sposób wyraził w swych notach: "...człowiek, którego serce przepełni niesłychane szczęście, nie może już znaleźć słów, by wyrazić swoją radość i wtedy wyraża ją dźwiękami, które wydaje się, że nie mają sensu". Zdarza mi się to czasami.
Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.