Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Pomoc dla frankowiczów. Trzy sprawdzone metody, jak wygrać z bankiem

Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Pomoc dla frankowiczów. Trzy sprawdzone metody, jak wygrać z bankiem

Frank szwajcarski
Frank szwajcarskiŹródło:Shutterstock / Wara1982
Moje działania w zakresie pomocy dla frankowiczów zacząłem od opracowania trzech metod prowadzenia sporu. Dotyczyło to oczywiście tych kredytobiorców, którzy zdecydowali się podjąć walkę z bankiem lub zostali do tego zmuszeni ze względu na niemożność spłaty wysokich rat toksycznego kredytu.

Prawnicy kontra antywindykatorzy. Świetnie można różnicę w działaniu i podejściu tychże rozpoznać, na przykładzie prowadzenia spraw frankowiczów. Na tej podstawie sami będą mogli Państwo ocenić, która forma pomocy wydaje się bardziej przekonująca.

Czytaj też:
Oppenheim o upadłości konsumenckiej: Jak łatwo wpaść w pętlę kredytową

Wróćmy zatem na chwilę do stycznia 2015 roku. Wiadomo: „Czarny Czwartek”, skok franka w górę - momentami do 5 zł. Katastrofa dla setek tysięcy Polaków i ich rodzin, którzy niegdyś na takowy kredyt się zdecydowali. Pierwsza reakcja, nie tylko zresztą frankowiczów: szok i niedowierzanie. Ważne jest jednak, co działo się potem.

Frankowicze jako zwierzyna łowna

Gdzie ktoś traci, inny zyskuje. Frankowicze znaleźli się w potrzasku, uwięzieni przez toksyczny kredyt i z tej niewoli nijak nie mogli się wyzwolić. W bardzo wielu przypadkach kwota kredytu znacząco przewyższała wartość nieruchomości, a raty przerosły ich możliwości płatności. Przypomnijmy tylko, że rzecz dzieje się na początku 2015 roku, wtedy nie istniała jeszcze antywindykacja. Do pomocy poszkodowanym dziarsko ruszyli prawnicy. Nie była to wtedy liczna grupa.

Konkretnie: w pierwszym okresie po „Czarnym Czwartku” było to ledwie kilka kancelarii. Dość szybko prawnicy ci stali się rozpoznawalni, czasem przypinano im wręcz miano bohaterów, którzy mężnie stawili czoło niedobrym bankom. Z perspektywy czasu widać, że niespecjalnie zasłużyli na gloryfikowanie ich zasług, bowiem niemal wszystkie prowadzone przez nich spory w okresie 2015-2018, kończyły się zwycięstwem kredytodawcy. Ale wygranym wszak była także kancelaria prawna: frankowicz za prowadzenie sprawy musiał suto zapłacić swojemu pełnomocnikowi. Mimo faktu, iż przegrana batalia w sądzie, okazywała się często społecznym wyrokiem śmierci dla rodziny kredytobiorcy.

Czytaj też:
Czy udzielanie kredytów frankowych było „moralne”? Są dokumenty, które temu przeczą

Antywindykatorzy wchodzą do gry

Od 2016 roku możemy mówić o początkach w Polsce fachowej usługi w zakresie antywindykacji. W moim przypadku wejście w tę dziedzinę nastąpiło w połowie 2016 roku. Jedną z usług, jaką wprowadziłem w mojej Kancelarii była właśnie pomoc frankowiczom.

W tym miejscu przypomnę fragment mojej rozmowy (z tego okresu), którą odbyłem z niekwestionowaną gwiazdą palestry, właśnie ze specem od sporów frankowych. Pozwolę sobie ukryć tożsamość tejże osoby. Moje pytanie brzmiało tak: czy frankowicz, który chce wejść w spór z bankiem, może zaprzestać spłacać raty? Wedle mojego rozmówcy, było to bardzo niebezpieczne, bowiem sąd mógłby uznać taką osobę za cwaniaka, który chce się wykpić ze spłaty zobowiązania.

Pomyślałem sobie wtedy: człowieku, jak ty mało rozumiesz! Jak mało interesujesz się swoimi klientami, dając im takie rady!

Przecież większość ludzi, którzy w panice szukają pomocy prawnej, nie stać na spłatę rat! A ty im”radzisz”, aby zobowiązanie regulowali i jeszcze tobie zapłacili stawkę 20 tys. zł + VAT. Czyli łącznie prawie 25 tys. zł! A co powiesz takiemu klientowi, którego namówisz na proces (może bardziej: naciągniesz), a potem sprawę w sądzie przerżniesz z kretesem? Pewnie tak będziesz go pocieszał: przykro mi, przegraliśmy, ale racja była po naszej stronie.

Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Toniesz w długach? Zmień „twarz” to przestaną cię nękać

Cyryl i jego trzy metody

Moje działania w zakresie pomocy dla frankowiczów zacząłem od opracowania trzech metod prowadzenia sporu. Dotyczyło to oczywiście tych kredytobiorców, którzy zdecydowali się podjąć walkę z bankiem lub zostali do tego zmuszeni ze względu na niemożność spłaty wysokich rat toksycznego kredytu.

Poniżej krótki opis tych trzech form walki. Zostały one po raz pierwszy opisane przeze mnie pod koniec 2016 roku.

Metoda nr 1. Styl klasyczny

Jest to forma sporu opisana powyżej, czyli pozwij bank i płać dalej raty. W niektórych sytuacjach miało to sens, konkretnie – kiedy dana osoba nie mogła sobie pozwolić, aby pozbawiono ją możliwości kredytowania się. Mowa np. o dobrze prosperujących przedsiębiorcach, którzy w swojej działalności muszą co pewien czas sięgnąć po bankowy kredyt. A było by to niemożliwe, gdyby bank „frankowy” wpisał taką osobę do BIK-u jako niesolidnego dłużnika. Osoby, które decydowały się na taki spór musiały liczyć się nie tylko z kosztami procesu (wynagrodzenie pełnomocnika oraz opłaty sądowe), ale także z tzw. kosztami zastępstwa procesowego, które musi uiścić przegrana strona. Krótko mówiąc: musieli zaryzykować kwotę ok. 50 tys. zł, bo taki mniej więcej był koszt przegranej sprawy. Oprócz tego trzeba normalnie spłacać kredyt. Tę wersję można więc uznać wyłącznie jako wariant dla bogatych.

Dwie kolejne metody prowadzenia sporu, to już „twory” mojego autorstwa.

Czytaj też:
KNF ma propozycje dla frankowiczów. Prezes NBP Adam Glapiński: Wymagają skonkretyzowania

Metoda nr 2. Technika Rambo

John Rambo, ale ten z pierwszej części kultowego filmu, to mój ulubiony bohater antysystemowy. Uciekł przed oprawcami do lasu, bo tam miał nad wrogiem potężną przewagę. Wiedział, że nie ma żadnych szans na otwartym polu. I podobnie, jak ja - nie wierzył w sprawiedliwość.

Na czym zatem polega walka „Techniką Rambo”? Pierwsze założenie: zaprzestań spłaty i czekaj na pozew.

Graj z bankiem w kotka i myszkę jak najdłużej: składaj reklamacje na każde pismo od twojego oprawcy.

Ale to nie wszystko: zabezpiecz mocno kredytowaną nieruchomość, a także wszystkie inne składniki majątku. Wykonaj także odpowiednie działania, aby chronić osiągane dochody przed ewentualną egzekucją.

Co daje zatem frankowiczowi „Technika Rambo”? Bardzo dużo. W pierwszej kolejności - zabezpiecza kredytobiorcę przed przegraną w sądzie. Jeśli bowiem spór sądowy wygra bank, co prawda uzyska tytuł egzekucyjny przeciwko kredytobiorcy, ale taki wyrok może co najwyżej powiesić sobie na ścianie. Dłużnik jest dobrze „przygotowany” na nadejście komornika, znaczy jest „nieściągalny”. Znają Państwo te działania z poprzednich odcinków Poradnika.

Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Jesteś covidowym bankrutem? Tak możesz się bronić

Jest jeszcze jedna korzyść zastosowania tej metody.

Bank widząc w księdze wieczystej, że nieruchomość jest dobrze „schowana”, zwykle odpuszcza taki „case” i … pozywa innych kredytobiorców.

Takich, którzy „po bożemu”, czekają na pozew nie czyniąc żadnych zmian i wpisów w księdze wieczystej kredytowanej nieruchomości. Czy to faktycznie tak działa? Oczywiście! Mam „w opiece” jeszcze sporo klientów, którzy podjęli spór opisaną metodą w 2016 roku i do tej pory nie zostali pozwani. Pomimo faktu, że toksycznego kredytu nie spłacają już od czterech lat!

I na koniec jeszcze jedna, najbardziej wyrafinowana metoda frankowej walki.

Metoda nr 3. Wojna dziesięcioletnia

Tu działamy na zasadzie: pozwij bank i nie spłacaj kredytu. Ważne: pozywając bank, także zabezpieczamy się przed wygraną wroga. Robimy to dokładnie w ten sam sposób, jak miało to miejsce przy zastosowaniu „Techniki Rambo”. Oczywiście liczymy się z przegraną w pierwszym procesie (przypomnę: metodę tę opracowałem w 2016 roku, wtedy prawie zawsze frankowicze przegrywali w sądach).

Co zatem zyskujemy? Pozywając bank, blokujemy kredytodawcy pozew wzajemny!

Czytaj też:
Oglądałem film „Banksterzy”: „Banków nie wystraszy, co najwyżej rozśmieszy”

Mając na względzie niezwykłe ślamazarne tempo pracy sądów oraz dodając do tego elementy profesjonalnej obstrukcji procesowej (po polsku znaczy to świadome, fachowe wydłużanie czasu prowadzenia sporu w sądzie), można uznać, że nasz pozew zakończy się mniej więcej po 5 latach od powzięcia decyzji o zastosowaniu tej metody.

Przy przegranej nic nie tracimy, bo jesteśmy dawno zabezpieczeni.

Teraz dopiero bank może pozwać kredytobiorcę, a spór ten także można ciągnąć przez okres następnych 5 lat. Mamy więc 2 razy 5 lat, czyli w sumie 10 lat tzw. bezpłatnych obiadków. Konkretnie: przez 10 lat nie płacimy na poczet długu ani złotówki, a korzystamy sobie przez ten czas z kredytowanej nieruchomości. Tu dodatkowo namawiałem swoich klientów, którzy tę metodę wybrali, aby oszczędzali środki, które dzięki zaprzestaniu spłaty rat, nie zostały wpłacone do banku.

Czytaj też:
Unieważnienie kredytu frankowego bez żadnej rozprawy? To nie sen

Czas na przykład „z życia wzięty”. Moje klientki, które w swoim kredycie miały raty ustawione na 2500 CHF (czyli obecnie ponad 10 tys. zł miesięcznie), przez cztery lata już uzbierały z tych oszczędności ponad pół miliona złotych. Ponieważ ich dom jest wart coś około 800 tys. zł, za 3 lata, z tak pozyskanych „zaskórniaków” będą mogły wykupić dom z banku z absolutnie czystą hipoteką! Przy czym, wejście w spór, w tym wypadku, było działaniem niemal koniecznym, bowiem wedle kredytodawcy dług w 2016 roku przekroczył kwotę 2 mln zł! Jak pokazuje moja praktyka, w tego typu sytuacjach banki niemal bezproblemowo zwalniają hipotekę nieruchomości od długu, jeśli się wpłaci kwotę zbliżoną do wartości rynkowej tejże nieruchomości – to także element wiedzy i działań w zakresie antywindykacji.

Z całym szacunkiem dla kancelarii, specjalizujących się w sporach frankowych, których obecnie pewnie jest już grubo ponad setka: nigdzie w waszych materiałach nie znalazłem podobnych analiz. A te, moim skromnym zdaniem, wydają się mieć znaczenie priorytetowe dla potencjalnych klientów. Chodzi bowiem tutaj zarówno o dobór optymalnej strategii prowadzenia sporu (w zależności od sytuacji frankowicza), ale także o zabezpieczenie tegoż przed przegraną. Bo te wciąż się zdarzają, nawet i w tym roku.

Przegrałeś proces? Oto co podpowie ci prawnik

Aby nie być gołosłownym, pozwolę sobie zacytować fragment opracowania z maja 2019 roku, które wciąż mocno jest promowane w sieci jako Poradnik Frankowicza. Autorkami tego opracowania są trzy „wzięte” prawniczki. Oto stosowny cytat, który mnie dość mocno zbulwersował:

„Należy podkreślić, że nawet w sytuacji przegranego procesu, nie musi to oznaczać konieczności spłacania długów do końca życia. Nawet wtedy jest nadzieja! W naszej ocenie, po ewentualnych przegranych sprawach sądowych, frankowicze mogą zgłosić wniosek o ogłoszenie upadłości konsumenckiej”

Cóż mogę dodać do tej, niby optymistycznej wypowiedzi? Widać, że autorki tegoż opracowania mało interesują się losem swoich klientów. Rozumiem, że prawnikom nie wypada zachęcać do rozwiązań, które m.in. ja opisuję w swoich licznych publikacjach. Ale można by, choć jednym zdaniem wspomnieć, że wszak przed przegraną w sądzie można się także, odpowiednio zabezpieczyć.

Czytaj też:
ZBP: Sytuacja finansowa Polaków się pogorszyła. Zakupy świąteczne w tym roku będą uboższe

Operacja się udała, ale pacjent zszedł

Jest jeszcze jedna, bardzo istotna różnica w podejściu do sprawy frankowiczów, gdy porównujemy pomoc od „systemowego prawnika”, oraz działanie speca od antywindykacji. Prawnik to zwykle osoba, która ma klapki na oczach i wpatruje się wyłącznie w zapisy umowy. Prowadząc sprawę frankowicza, nie widzi żadnych innych rozwiązań, poza szukaniem sprawiedliwości w sądzie - to już wiemy. Ale takowy prawnik najczęściej nie pyta swojego klienta o inne, niezwykle ważne kwestie, których na pewno nie zaniedba antywindykator. Co mam na myśli? Pełny obraz sytuacji frankowicza i jego rodziny. Oto co dla mnie jest priorytetem, w sytuacji kiedy wybieram dla mojego klienta optymalny sposób działania:

  • Stosunek wartości kredytowanej nieruchomości do wysokości długu, liczonego „po bankowemu”
  • Sytuacja finansowa frankowicza i jego najbliższej rodziny
  • Inne zobowiązania, oraz czy te są obsługiwane
  • Inne składniki majątku kredytobiorcy
  • Odporność na stres (wychodzi to przy konsultacjach)

Oczywiste jest, że jeśli frankowicz ma bardzo mało stabilną sytuację finansową, tj. zarabia niewiele, to na pewno nie może podjąć sporu metodą opisaną jako „Styl klasyczny”. Jeśli z kolei kredytobiorca przez pewien czas próbował „ratować” dług frankowy, poprzez zaciąganie innych zobowiązań (częsty przypadek) i wpakował się w pętlę kredytową, to jest oczywiste, że wygrana w sporze frankowym nic nie da: dobiorą się doń inni wierzyciele i zlicytują biedaka. Chyba, że i przed tym zabezpieczymy klienta. Bo przecież na tym polega fachowa antywindykacja: chronimy dłużnika przed wszystkimi wrogami, a nie tylko przed jednym, wybranym.

Nie ma nieważnych długów – to jedno z podstawowych haseł w dziedzinie antywindykacji.

A co ma do tego badanie odporności na stres potencjalnego klienta, który wpakował się w kredyt frankowy. Otóż w okresie 2016 – 2018 części klientom - tym z grupy najbardziej strachliwych - którzy do mnie w tym czasie trafili po prostu … odradziłem wejście w spór z bankiem. Metoda „klasyczna” była wtedy bardzo ryzykowna oraz zbyt droga dla tychże, a wielki strach przed zaprzestaniem spłaty kredytu mógł im uniemożliwić normalne funkcjonowanie. Teraz sytuacja się zmieniła niemal o 180 stopni, pozwanie banku daje blisko 90 proc. szans na wygraną frankowicza.

Czytaj też:
Podwyżki opłat w dużym banku. Jaka jest ich skala?

O czym będę pisał w następnym odcinku Poradnika? Otóż, za dwa tygodnie, kiedy ukaże się kolejna publikacja z tego cyklu, wypada okres świąteczny. Stąd też nietypowa koncepcja planowanej części, która ukaże się pod takim oto tytułem:

O antywindykacji na wesoło
Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”. Kancelarię antywindykacyjną prowadzi od lipca 2016 r.
Artykuł został opublikowany w 47/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.