Zawodówka przestępców

Zawodówka przestępców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Poprawczaki w naszym kraju kształcą kryminalistów
Zakłady poprawcze to szkoły zbrodni, będące zarazem najdroższymi w kraju placówkami edukacyjnymi. Miesięczne utrzymanie wychowanka kosztuje podatników nawet 7 tys. zł. Za te pieniądze złodziej doskonali się u złodzieja, morderca dokształca mordercę. Resocjalizacja jest fikcją. Pracownicy zakładów poprawczych coraz częściej idą do pracy z obawą, czy uda im się wrócić do domu.
W ubiegłym roku w każdym polskim zakładzie poprawczym osadzeni średnio trzykrotnie atakowali wychowawców. Kilkunastu pracowników zostało trwale okaleczonych. Największe siedliska agresji to zakłady w Ostrowcu Świętokrzyskim, Koronowie, Witkowie i Kcyni. Takiej demoralizacji nie ma w żadnej placówce dla pełnoletnich przestępców. Dlaczego zakłady, które mają wychowywać i przygotowywać do dorosłego życia, stały się jednymi z najbardziej niebezpiecznych miejsc w kraju? Niebezpiecznych także dla otoczenia.

Wolni mordercy
Dotarliśmy do nie publikowanego raportu Ministerstwa Sprawiedliwości na temat tzw. wydarzeń nadzwyczajnych w zakładach dla nieletnich. Pod tym eufemizmem kryją się akty agresji przeciwko personelowi i współosadzonym, ucieczki, gwałty, samookaleczenia, próby zabójstwa i próby samobójcze. Raport obejmuje wypadki zgłoszone przez dyrektorów poprawczaków, zdarza się jednak, że nie informują oni o wszystkich incydentach. Dyrektor zakładu w Ig-nacewie nie powiadomił policji o ucieczce pięciu podopiecznych. Liczył, że sami wrócą. Gdy zostali złapani, nałożono na nich najwyższą karę - wstrzymano przyznawanie przepustek na trzy miesiące.
W Polsce działają 34 poprawczaki. Oficjalnie w 2000 r. prawie co drugi mieszkaniec brał udział w "wydarzeniach nadzwyczajnych". W sumie zakłady opuszczało nielegalnie prawie 300 podopiecznych, najwięcej w Szubinie, Ostrowcu Świętokrzyskim, Kcyni i Poznaniu. Tylko w trzech placówkach pracownikom udało się nie dopuścić do ucieczek.
Dwóch wychowanków podejrzanych o kradzieże i rozboje zbiegło z zakładu w Nowem nad Wisłą. Kraty w oknie przepiłowali palnikiem gazowym. Podejrzany o zabójstwo aptekarki z Suwałk uciekł z poprawczaka o zaostrzonym rygorze w Barczewie. Dwóch 17-latków z domu poprawczego w Ignacewie podczas szkolnych warsztatów spokojnie wyszło przez bramę. Policjanci twierdzą, że trudniej wejść do tamtejszego poprawczaka, niż z niego wyjść.
Postępowanie w sprawach nieletnich regulowane jest anachroniczną ustawą z 1982 r., co prawda, nowelizowaną cztery razy. Według niej, młodociany nie jest przestępcą, a jego pobyt w zakładzie poprawczym to nie kara, lecz "środek wychowawczy". Morderca, wobec którego orzeczono pobyt w zakładzie poprawczym, wychodzi na wolność jako nie karany. Może zostać ochroniarzem, podjąć pracę w straży bankowej. Dyrektorzy poprawczaków oceniają, że ponad połowa ich wychowanków po uzyskaniu pełnoletności trafia do więzień.

Państwo w zakładzie
Wizytatorzy Biura Rzecznika Praw Obywatelskich stwierdzili, że prawie w każdym zakładzie łamane są prawa człowieka. W swym raporcie zanotowali wypowiedzi wychowanków: "Cały czas jestem bity - na korytarzu, w szkole, na warsztatach". "Piorę ich rzeczy, majtki, skarpety. Jak się sprzeciwię, to biją". "Chcą mnie wykorzystywać seksualnie, rozmawiałem z wychowawcą, ale on niewiele może".
- Dane rzecznika praw obywatelskich są alarmujące. Nadzór Ministerstwa Sprawiedliwości nad tymi zakładami jest niewystarczający - twierdzi Jerzy Wierchowicz, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
W poprawczakach funkcjonuje ukształtowany jeszcze w latach 50. podział na grypserę i frajerów. Frajer nie może się odzywać bez zgody grypsery. Nie ma prawa dotknąć przedmiotów git człowieka. Jest bity, gwałcony i zmuszany do wykonywania upokarzających czynności, na przykład lizania podłogi. Obiektami agresji są też sami wychowawcy. W marcu podczas buntu w zakładzie w Jerzmanicach Zdroju koło Złotoryi 46 nastolatków po sforsowaniu krat wpadło do pokoju jednego z wychowawców. Palili materace, fotele, zbudowali barykady ze stołów pingpongowych, umywalek i łazienkowych brodzików. Straty oszacowano na 150 tys. zł.
- Wychowawcy boją się bardziej niż kiedyś, bo młodzi ludzie są nieprzewidywalni. Nikt, kto się boi, nie powinien pracować w tym zawodzie - przyznaje Małgorzata Bańkowska, dyrektor Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich Ministerstwa Sprawiedliwości. Inni zaczynają ulegać regułom wprowadzanym przez osadzonych. Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że jeden z wicedyrektorów zakładu w Ignacewie współpracował z grypserą. Został już zwolniony.

Produkcja bezrobotnych
- Wychowawcy dają im najczęściej nożyczki i każą wycinać serwetki - kpi z tzw. resocjalizacji Ryszard Borowski z Wyższej Szkoły im. Pawła Włodkowica w Płocku, autor wielu publikacji na temat zakładów dla nieletnich. Młodociani przestępcy mają obowiązek uczęszczać do szkoły. Klasy w poprawczakach są łączone, ponieważ brakuje pieniędzy na zatrudnianie nauczycieli. Przeważnie uczy się profesji, w których nawet nie karani nie mogą znaleźć zatrudnienia (ogrodnictwa, murarstwa, stolarstwa, zawodu palacza kotłowego).
- Proces resocjalizacji się wydłuża. Czasem młodzież pozostaje w poprawczakach po to, by ukończyć szkołę, często też nie ma dokąd wrócić - mówi Bańkowska. Pobyt w zakładzie poprawczym trwa coraz dłużej, ponieważ trafiają tam coraz groźniejsi przestępcy.
Koszty nieskutecznej resocjalizacji i wadliwego funkcjonowania całego systemu penitencjarnego ponoszą podatnicy. Pomysł, by za pobyt w poprawczaku choćby częściowo płacili rodzice młodocianych bandytów lub oni sami ze swoich przyszłych zarobków, został wyśmiany jako sprzeczny z normami międzynarodowymi.

Więcej możesz przeczytać w 26/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.