Prof. Wyleżoł: W Polsce lepiej chorować na raka niż na otyłość

Prof. Wyleżoł: W Polsce lepiej chorować na raka niż na otyłość

Otyłość - zdjęcie ilustracyjne
Otyłość - zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Halfpoint
– Jeden z pacjentów opowiadał, że kiedy chorował na raka, wszyscy chcieli mu pomóc, a gdy teraz waży 160 kg, wszyscy się od niego odwracają. Rak zabija, ale otyłość też. A w dodatku dewastuje życie wiele lat przed śmiercią – mówi prof. Mariusz Wyleżoł, chirurg-bariatra, od ponad 20 lat operujący chorych na otyłość, których w Polsce dramatycznie przybywa.

Wprost: Mówi pan, że otyłość jest gorsza niż rak. Mocne słowa: w Polsce lepiej cierpieć na nowotwór niż na nadmiar kilogramów?

Prof. Mariusz Wyleżoł: Powiedziałem tak kilka lat temu, i dziś potwierdzam. Jeśli zrobilibyśmy sondę uliczną i zapytali o chorych na raka, na 100 zapytanych pewnie wszyscy wykazaliby się współczuciem, mówili o konieczności leczenia. Niewykluczone, że zadeklarowaliby pomoc.

W przypadku chorych na otyłość, obawiam się, że usłyszelibyśmy głosy, które nie tylko nie byłyby wsparciem, ale wręcz pogrążyłyby chorych w przygnębieniu, smutku i depresji, były pełne dyskryminacji i stygmatyzacji, że to „ich wina”, „gdyby nie żarły, to nie byłyby grube”.

Druga rzecz: wszyscy wiedzą, że nowotwory są wynikiem wpływu środowiska, stylu życia, genów. Jeśli chodzi o chorobę otyłościową, to większość uważa, że to wynik tego, że ktoś „za dużo je i za mało się rusza”.

Nie bierze się pod uwagę wyników badań naukowych, które wskazują, że rozwój choroby otyłościowej jest podyktowany dokładnie takimi samymi czynnikami jak nowotwory: na predyspozycję nakłada się czynnik wyzwalający, czyli sposób naszego życia. Człowiek zawsze musiał zdobywać pożywienie, brak energii oznaczał śmierć, dlatego organizm wytworzył mechanizmy służące oszczędzaniu energii.

Kolejna rzecz to leczenie: w przypadku otyłości mówi się głównie o odchudzaniu, a choroby otyłościowej nie da się „odchudzić”. Przeciwnie: odchudzanie prowadzi do niebezpiecznych konsekwencji. Chorych trzeba leczyć, zgodnie z osiągnięciami współczesnej medycyny. Istotna jest edukacja żywieniowa i wsparcie emocjonalne. Dysponujemy lekami, chirurgią bariatryczną.

Jeden z chorych powiedział mi niedawno: „Kilka lat temu miałem mięsaka kości, wszyscy chcieli mi pomóc, ratować. A teraz ważę 160 kg i wszyscy się ode mnie odwracają. Dobrze, że do pana trafiłem”.

Rak zabija, ale otyłość też zabija. Znam wielu chorych, których życie jest zagrożone w związku z chorobą otyłościową. Dewastuje ona życie wiele lat przed śmiercią. Dlatego uważam, że otyłość jest gorsza niż rak.

Przeprowadza pan operacje chirurgiczne żołądka u chorych na otyłość. Nie obawiają się powikłań?

Czy jest ktoś, kto nie ma dziś świadomości, że chirurgia to ból, cierpienie, ryzyko powikłań? Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Jaka musi być determinacja chorego, że decyduje się na to, żeby przyjść do chirurga? Jaka musi być rozpacz, bezradność w obliczu choroby i nadzieja, że może być lepiej? To jest „być albo nie być”, położenie wszystkiego na szali.

Gdy ponad 20 lat temu wykonywałem pierwsze operacje, były obarczone bardzo dużymi ryzykiem powikłań, czasem wręcz dziwiłem się, że chorzy się na nie decydują.

Co druga rana ropiała, co szósty chory miał potem przepuklinę, zdarzały się zgony. Szybko jednak zrozumiałem, że decyzja o poddaniu się operacji była wyrazem bezradności. Gdyby mieli szansę na inne leczenie, nie decydowaliby się na takie ryzyko. Uświadomiłem sobie też, że chory nie wybiera sobie tej choroby, tak jak nie wybiera sobie, że zachoruje na raka.

To są osoby zdeterminowane, które przez wiele lat walczą z chorobą. Gdyby ktoś wcześniej zajął się nimi profesjonalnie, mogliby uniknąć zabiegu. Być może niedługo będzie taka sytuacja, w związku z postępem farmakoterapii, że u części chorych uda się uniknąć operacji bariatrycznej.

Czytaj też:
Naukowcy proponują nową metodę leczenia otyłości: lek hamujący apetyt

Odetchnie pan wtedy z ulgą? Gdy nie będzie kogo operować?

Patrząc na nieszczęście tych chorych, wolałbym być bezrobotnym, gdyby była szansa na skuteczne leczenie. Nie za bardzo jednak wierzę, że to będzie dotyczyć 100 proc. chorych na otyłość olbrzymią.

Obecnie w Polsce na otyłość choruje ok. 25 proc. dorosłych Polaków, w czasie pandemii średnio każdemu z nas przybyło ok. 5 kg.

W naszym kraju już dziś jest kilkaset tysięcy chorych, którzy wymagają leczenia chirurgicznego otyłości. Kilkaset tysięcy! A w rekordowym pod względem liczby operacji 2019 r. wykonaliśmy 6 tysięcy operacji. To kropla w morzu potrzeb.

Często ludzie są leczeni z powodu powikłań otyłości – takich jak nadciśnienie, cukrzyca typu 2, zaburzenia miesiączkowania, zespół policystycznych jajników, zmiany zwyrodnieniowe stawów, impotencja. Nikt ich nie informuje, że powinni leczyć się z powodu otyłości.

Dlaczego lekarze o tym nie mówią? Przecież otyłość widać.

To choroba najłatwiejsza do rozpoznania, a najtrudniejsza do leczenia. Trudność leczenia, czas, który trzeba poświęcić choremu, czasem nie do końca satysfakcjonujące wyniki zniechęcają wielu lekarzy. Prościej przepisać lek na cukrzycę, nadciśnienie.

Jest jednak szansa, że to się zmieni, ponieważ dokonał się duży postęp w zakresie farmakoterapii, która jest w stanie efektywnie wesprzeć leczenie choroby otyłościowej.

Lekarze to dostrzegli, zainteresowanie jest coraz większe. Wcześniej mogliśmy mówić: „otyłość to choroba” – jednak jeśli jest choroba, to musi być lek. Obecnie osiągnięcia w zakresie farmakoterapii dają szansę na uratowanie życia wielu chorych.

Mówi pan: „choroba otyłościowa”. Już nie: „otyłość”?

Otyłość to jest objaw: grubość, nadmierne nagromadzenie tkanki tłuszczowej. Na zespół chorobowy składają się m.in. zaburzenie homeostazy energetycznej organizmu, powikłania otyłości, zaburzenia emocjonalne, zaburzenia w funkcjonowaniu. To wszystko składa się na chorobę otyłościową. Jeśli ktoś ma zwyrodnienie stawów, to choruje na chorobę zwyrodnieniową. Gdy ktoś ma raka – na chorobę nowotworową. Gdy ktoś ma otyłość – na chorobę otyłościową.

Kiedy u chorego trzeba wykonać operację?

Gdy jest to otyłość olbrzymia, czyli chory ma BMI powyżej 40, lub BMI powyżej 35, ale równocześnie powikłania otyłości, lub BMI 30-35 oraz cukrzycę typu 2. Teoretycznie operujemy osoby między 18. a 65. rokiem życia, jednak powyżej 65. roku życia bierzemy pod uwagę wiek biologiczny, a nie metrykalny. Zdarza się, że operujemy też dzieci i młodzież, jeśli są specyficzne wskazania.

Czytaj też:
To nie żart. 78 proc. hospitalizowanych z powodu COVID-19 miało nadwagę lub otyłość

Kluczem jest stopień zaawansowania choroby otyłościowej i nieskuteczność leczenia metodami zachowawczymi. Chirurgia bariatryczna ratuje życie chorych na otyłość olbrzymią. W ciągu 10 lat ryzyko zgonu spada o 50 proc. Mało jest metod leczenia tak skutecznych w medycynie.

Można otyłość olbrzymią wyleczyć dzięki operacji? Są osoby, które potem żyją normalnie?

Tak, większość chorych prowadzi po operacji normalny tryb życia. Czy jednak możemy chorobę otyłościową wyleczyć? Współczesna medycyna jest w stanie pomóc ją kontrolować, doprowadzić do długotrwałego ustąpienia objawów. Gdy w nadciśnieniu podajemy leki, ciśnienie będzie kontrolowane. Gdy przestaniemy przyjmować leczenie, ciśnienie zacznie wzrastać. Podobnie jest z masą ciała. Jeśli chodzi o operacje chirurgiczne, to zmiany sięgają bardzo głęboko w fizjologię.

Nie jest to po prostu zmniejszenie żołądka?

To nie jest tylko zmniejszenie żołądka i skrócenie jelit. Przykładowo usuwamy część żołądka, gdzie produkowana jest grelina, aby po operacji chory nie odczuwał głodu. Jeśli naprawimy mechanizm, który doprowadził do choroby otyłościowej, to udaje się chorego wyleczyć. Są chorzy uwolnieni od choroby.

Są też tacy, którym operacja pomaga na wiele lat, jednak potem trzeba u nich wykonać drugą operację, czasem trzecią. Mam chorego, którego operowałem pięciokrotnie, a jego masa ciała nie spadła nawet o gram. Ale gdy do mnie przyjeżdża, to zawsze mówi, że uratowałem mu życie, bo gdyby nie te operacje, to ważyłby 200-250 kg i pewnie by już nie żył.

Chorzy zgłaszający się do operacji to nie są osoby, które mają stabilną postać choroby otyłościowej. Ona u nich bardzo dynamicznie postępuje, z roku na rok widać wzrost masy ciała, pojawiają się kolejne powikłania. Dlatego już nawet powstrzymanie rozwoju choroby otyłościowej trzeba uznać za sukces.

Zidentyfikowano ok. stu hormonów wydzielanych przez układ pokarmowy, które decydują o tym, czy czujemy głód. Szczególnie ważna jest grelina wydzielana przez komórki znajdujące się w ścianie żołądka.

W przypadku chorych na otyłość obserwujemy jej zwiększone wydzielanie. Grelina to hormon, który mówi: „idź do lodówki i zjedz”. Natomiast wiemy również, że u chorych na otyłość nie jest wydzielany po posiłku hormon GLP-1, uwalniany typowo do krwi przez komórki jelita cienkiego, a jest to hormon, który mówi: „dosyć jedzenia”.

Tak więc chorzy na otyłość cały czas odczuwają głód ze względu na nadmiar greliny. I nigdy nie czują sytości, ze względu na brak poposiłkowego wydzielania GLP-1. Osoba chorująca na otyłość je nie dlatego, że nie ma silnej woli, tylko dlatego, że stale doświadcza odczucie głodu, a jednocześnie nie odczuwa sytości po spożyciu posiłku.

Czytaj też:
Prof. Horban: Jeśli na COVID-19 zachoruje ktoś, kto waży 120 czy 140 kg, ma tylko 50 proc. szans na przeżycie

Dlaczego gdy chory na otyłość zredukuje masę ciała, często po jakimś czasie ona znów rośnie?

Dlaczego dochodzi do nawrotu choroby? Można też zapytać onkologa, dlaczego pojawiają się przerzuty, chociaż wcięliśmy guza, naświetliliśmy, podaliśmy chemioterapię…

Może dlatego, że przetrwały pojedyncze komórki nowotworowe?

Ale dlaczego przetrwały? Onkolog wygłosi liczne teorie, ale tak naprawdę nie wie, dlaczego dochodzi do wznowy choroby. Podobnie nie wiemy, dlaczego rozwija się otyłość. Na pewno u danej osoby musi być dodatni bilans energetyczny. Z czego jednak wynika to, że chory bez przerwy sięga do lodówki? Przecież nie z tego, że ma „słabą wolę”.

Jedna z chorych, które operowałem, stwierdziła, że nareszcie czuje się wolnym człowiekiem, nie ma obsesyjnych myśli o jedzeniu, a przed operacją cały czas o nim myślała.

Wycięliśmy jej część żołądka: efektem było to, że przestała myśleć obsesyjnie o jedzeniu. Jak to wyglądało wcześniej? Opowiadała: dietetyk zalecił dietę, zjadła posiłek, kolejny miał być za trzy godziny. Próbowała czymś się zająć, sprzątać, czytać, w pewnym momencie pomyślała, że może nie minęły jeszcze trzy godziny, ale już dużo czasu, więc może coś zje. Gdy spojrzała na zegarek, okazało się, że minęło… 15 minut!

Mówimy: „obsesyjne myśli o jedzeniu”, a przecież myśli to biochemia, której nie znamy i nie rozumiemy. Gdy poznamy biochemię choroby otyłościowej, będziemy potrafili stwierdzić, jakie mechanizmy są zaburzone u chorego. Będziemy mogli wyleczyć otyłość, bo zmienimy funkcjonowanie mózgu i wpływ hormonów wydzielanych przez przewód pokarmowy na nasz mózg.

Czytaj też:
Osoby z otyłością w przypadku COVID-19 to chorzy najwyższego ryzyka

Na razie widzę, że po operacji bariatrycznej mózg zaczyna inaczej funkcjonować. Usuwam część żołądka, który jest narządem wydzielania wewnętrznego. Podobnie jak usuwa się część tarczycy z powodu nadczynności: nie po to, żeby zmniejszyć obwód szyi, tylko po to, by tarczyca nie wydzielała hormonów. Dlatego nie jest to już chirurgia bariatryczna, tylko metaboliczna. Nie chodzi o proste „zmniejszenie żołądka”.

Przychodzą do pana osoby po wielokrotnych próbach „odchudzenia się”?

Są po całym życiu takich prób! Większość całe życie się odchudzała, od dzieciństwa. Słyszę: „W szkole zawsze nazywali mnie gruba”. „Ma pani rodzinę?” „Nie”. „Chłopaka?” „Nie”. „Dzieci?” „Nie”. „Pracuje pani?” „Sprzątam”.

Albo: „Skończyłam studia, ale nie pracuję. Wszystko było dobrze, dopóki korespondencyjnie wysyłałam informacje. Kiedy jednak przyjechałam na rozmowę o pracę, nikt mnie nie zatrudnił”.

No bo przecież powszechne jest – całkowicie niesłuszne – przekonanie, że „gruby jest leniwy”.

Otyłość dewastuje życie.

Jakość życia jest tragiczna. Ja to rozumiem, bo mam rozmiar buta 47. Teraz jest łatwiej, bo zamawiam buty przez internet. Ale gdy wchodziłem do sklepu, pytałem ekspedientki, czy są buty w tym rozmiarze, to zawsze robiłem to po cichutku, a ona odpowiadała na cały głos: „Co, 47?!” Miałem wrażenie, że wszyscy ludzie patrzą na mnie. A tu cały czas ten „rozmiar 47” ma się wytatuowany na czole.

Po operacji dalej trzeba być pod opieką?

Tak, chodzi się do obesitologa. Tak samo jak `chory po operacji nowotworu nadal chodzi do onkologa.

Chce pan pokazać, że tę chorobę trzeba traktować jak każdą inną?

Rozpoznać i leczyć. Formalne rozpoznanie ma tylko co czwarty chory. U 75 proc. osób choroba w ogóle nie jest rozpoznawana. Chory ma rozpoznaną cukrzycę, nadciśnienie, ale nie otyłość.

Lekarze też wstydzą się o tym rozmawiać.

Bo nie wierzą, że to jest choroba. Jak rozmawiać? To proste: „Na podstawie przeprowadzonego badania, mogę stwierdzić, że choruje pan/pani na otyłość. Ale proszę się nie martwić, dzięki postępowi wiedzy medycznej jesteśmy w stanie pomóc”.

Jak można nie powiedzieć o chorobie? To tak, jakby nie powiedzieć pacjentowi, który ma ciśnienie tętnicze 180/100, że choruje na nadciśnienie. Wychodzi z poradni, doznaje udaru mózgu. A nikt mu nie powiedział, że ma nadciśnienie…

Otyłość nie zabija tak szybko jak udar…

Niekoniecznie. Chory może po wyjściu z gabinetu upaść, złamać nogę. W związku z tym, że waży 150 kg, ortopedzi nie przeprowadzą mu operacji, położą do łóżka na wyciągu, na wiele tygodni, dojdzie do odleżyn, dalszego postępu choroby otyłościowej, powikłań zatorowo-zakrzepowych. Gdy chory w tym szpitalu umrze, to nikt nie napisze w karcie zgonu, że zmarł z powodu choroby otyłościowej, tylko z powodu powikłań zatorowych, nadciśnienia…

To kolejny fałsz w medycynie. Wśród najczęstszych przyczyn zgonu w klasyfikacji WHO nie ma choroby otyłościowej. Kiedyś obliczyłem, że za 66 proc. zgonów wśród dziesięciu najczęstszych przyczyn zgonów publikowanych przez WHO odpowiada pierwotnie otyłość.

Prof. Mariusz Wyleżoł, chirurg, bariatra z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Sekcji Chirurgii Metabolicznej i Bariatrycznej Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości.
Artykuł został opublikowany w 17/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.