Lewica pieluszkowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Można podejrzewać, że ogłaszając projekt urlopu ojcowskiego, rząd ma na celu nie tyle dobro rodzin, ile raczej ich głosy
Francuscy socjaliści ogłosili 11 czerwca projekt, który odzwierciedla najgorsze wady i największe zalety lewicy. To projekt urlopu ojcowskiego, odpowiednika urlopu macierzyńskiego, tylko w znacznie krótszym wydaniu: dwa tygodnie wobec wielu miesięcy należnych kobietom. Początkowo mówiono o urlopie miesięcznym, ale ostatecznie uznano, że państwa na to nie stać. Podobnie bowiem jak urlop macierzyński, urlop ojcowski byłby wspomagany zasiłkiem w wysokości pełnej pensji netto. Dodatkowe płatne dni wolne nie są jednak jedyną - ani nawet główną - zaletą tej propozycji. Jest nią raczej to, że stanowi pierwszy krok do zniesienia dotychczasowego absurdu, wiążącego się z przyznawaniem ojcom trzech dni wolnych po urodzeniu się dziecka.
Absurd ten jest szczególnie widoczny w wypadku pierwszego potomka. Trzy dni to we Francji typowy okres, jaki świeżo upieczona matka spędza w szpitalu. Młody ojciec biega wtedy między domem a szpitalem, nie na wiele się przydając. Kiedy żona i niemowlę wracają do domu, on idzie do pracy i zostawia młodą matkę samą, często nie przygotowaną do nowej sytuacji i jeszcze nie w pełni sprawną fizycznie. W pierwszych dniach z pierwszym dzieckiem kobieta pozostawiona sama sobie czuje się mniej więcej jak osoba, która musi co chwila ratować ciężko rannego w wypadku, nie mając zielonego pojęcia ani o diagnostyce medycznej, ani o zasadach pierwszej pomocy. Nierzadko wpada więc w panikę, przekonana, że to wszystko ją przerasta i że nie jest w stanie normalnie zorganizować sobie życia. Zupełnie dobijające jest wtedy poczucie, że zostało się samemu. Szybkie - i wspólne - zaadaptowanie się do nowej sytuacji, wzięcie odpowiedzialności za to, co się dzieje, i zorganizowanie życia rodziny na nowych zasadach jest bardzo ważne, ale wiele wskazuje na to, że liczne małżeństwa tego nie robią. Fakt, że nie przezwyciężają razem pierwszych trudno-ści życia z dzieckiem, może być jedną z przyczyn poważnych konfliktów i szybkiego rozkładu związku. Około 40 proc. rozwodów we Francji następuje przed upływem dziesiątego roku małżeństwa, z czego prawie połowa - przed piątym. Ponad 45 proc. rozwodzących się to małżeństwa z jednym dzieckiem. Z tego punktu widzenia wyciągnięcie przez lewicę pomocnej dłoni do rodzin znajdujących się w szczególnie trudnym momencie ma nie tylko szlachetny wydźwięk humanistyczny, ale może - miejmy nadzieję - przynieść także wymierne korzyści społeczne.
Wszystko byłoby więc pięknie, gdyby nie stare i dobrze znane dolegliwości ideologiczno-polityczne. Wystąpiono bowiem z niewątpliwie pożytecznym pomysłem, nie troszcząc się jednak przesadnie o to, kto i z czego zapłaci za jego realizację. Klasycznym już przykładem takiego postępowania jest wprowadzenie 35-godzinnego tygodnia pracy, z którego są zadowoleni prawie wszyscy oprócz pracodawców, ale którego finansowanie od samego początku sprawiało kłopoty. Rząd próbował zabierać pieniądze różnym instytucjom i kasom - głównie wypłacającym zasiłki zdrowotne i dla bezrobotnych - ale za każdym razem dostawał po łapach przy akompaniamencie głośnych krzyków: "Nie dam! Nie dam!". Teraz wiadomo, że na urlopy ojcowskie potrzeba 700 mln franków (około 400 mln zł) - przy założeniu, że z tej możliwości skorzysta jedynie 40 proc. uprawnionych - ale jedynym pomysłem na ich znalezienie jest na razie podebranie funduszy z kasy zasiłków rodzinnych. Poza tym pracodawcy, zwłaszcza w małych firmach prywatnych, grzecznie, lecz stanowczo pytają, jak mają zorganizować pracę, kiedy nie tylko wprowadza się jej skrócony czas, ale jeszcze oprócz urlopów macierzyńskich będzie się przydzielać dodatkowe dwa tygodnie ojcom.
O tym oczywiście nikt nie pomyślał, bo przecież rząd się nie wtrąca do spraw firm. No, ale przepisy mają być uchwalone nie wcześniej niż pod koniec roku, więc może do tego czasu ktoś coś wymyśli.
Nic zatem dziwnego, że prasa prawicowa kpi, iż po "lewicy kawiorowej" będziemy mieć we Francji "lewicę pieluszkową", i daje do zrozumienia, że rok przed wyborami można podejrzewać, iż rządowi chodzi nie tyle o dobro rodzin, ile raczej o ich głosy. Porzućmy jednak jak najszybciej paskudne sugestie okropnych prawicowców, tym bardziej że lewicowa prasa też ma swoje podejrzenia. Na przykład według "Libération", chodzi w istocie o "feministyczny urlop ojcowski", wymarzony przez panie ożywione ideologią równości płci, pragnące, żeby mężowie zobaczyli, co to za rozkosz zrywać się w nocy do niemowlęcia i sprzątać jego kupki. To chyba jednak nie jest najstraszliwsze i najbardziej szkodliwe z kobiecych marzeń. Zresztą jak tak dalej pójdzie, któryś z przemęczonych młodych ojców, wiedziony wrodzonym lenistwem, wymyśli zapewne maszynę do przewijania niemowląt i podawania im piersi bez przerywania snu - i wszyscy będą zadowoleni.

Więcej możesz przeczytać w 26/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.