Trzy największe mity o kredytach hipotecznych. „Bo pan w banku mi obiecał...”

Trzy największe mity o kredytach hipotecznych. „Bo pan w banku mi obiecał...”

Liczenie na kalkulatorze
Liczenie na kalkulatorze Źródło: Shutterstock
Niemal powszechnie wydaje się Polakom, że bank to taka poważna, superprofesjonalna instytucja. Bardzo można się sparzyć, jeśli szukając kredytu hipotecznego zbytnio uwierzymy w taki przekaz. Poniżej kilka porad, jak ubiegając się o finansowanie zakupu mieszkania lub innej nieruchomości, nie paść ofiarą łatwowierności.

W poprzedniej części moich porad dla osób planujących wziąć kredyt na mieszkanie podpowiadałem jak podejść do tematu, żeby minimalizować ryzyko finansowej lub życiowej wpadki. Teraz zajmijmy się największymi mitami o kredytach hipotecznych.

Mit 1. Bo pan/pani w banku mi obiecał/obiecała…

„Nigdy nie wierz kobiecie” – mówią słowa piosenki. Dziwne, że do tej pory nie powstał utwór z refrenem: „Nigdy nie wierz sprzedawcy!”. A szczególnie, jeśli ten pracuje w branży finansowej.

Szukając kredytu hipotecznego w wybranym banku, zwykle sądzimy, iż dostaniemy tamże wiarygodne informacje, zasługujące na miano porady. Nic z tych rzeczy!

Najczęściej rozmowy prowadzimy z pracownikiem niższego szczebla, który o „hipotece” ma bardzo mgliste pojęcie. Ze względu na ogromny spadek znaczenia bankowości hipotecznej – co ma miejsce w ostatnich latach w większości banków – odchodzi się od wąskiej specjalizacji, jaką jest doradca hipoteczny.

Czytaj też:
5 rad dla osób planujących wziąć kredyt na mieszkanie. „Ostrzegam, bo znam takich historii na pęczki”

Częściej bank wytypuje do kontaktów z klientem „specjalistę”, którego stanowisko nazywa się kasjer-dysponent. Takich właśnie „ekspertów” spotkamy na drodze, jeśli szukamy informacji w tzw. bankach-kioskach, tj. w placówkach, gdzie zatrudnione są góra 3-4 osoby. W tym dyrektor oddziału i jego zastępca.

Na dodatek, niemal zawsze taki pracownik banku ma wyznaczony plan – obejmujący także jakąś ilość wniosków o kredyt hipoteczny. Aby go zrealizować (a to jest dla każdego pracownika korporacji cel nadrzędny) często musi nakłamać, bo inaczej klient pójdzie sobie gdzie indziej.

W konsekwencji po jakimś czasie może się okazać, że wobec pierwotnych obietnic takiego „doradcy”, nic się nie zgadza: ani parametry oferty, ani czas rozpatrywania wniosku, ani nawet wymagany przez bank zestaw dokumentów.

Wiara w prawdomówność i rzetelność przypadkowych pracowników banku, których uznaliśmy za doradców, może być przyczyną potężnych problemów. Nie tylko finansowych.

Mit 2. W „moim” banku dostanę najlepszą ofertę…

Kolejnym mitem jest założenie, że stała współpraca z bankiem (np. z takim, gdzie mam konto od 50 lat) pozwoli na pozyskanie świetnej oferty na kredyt hipoteczny.

Owszem, czasem może mieć to miejsce, ale dotyczy klientów z sektora Super – VIP. Czy możesz się do tej grupy zaliczyć? Jeśli nie, to nie masz co marzyć o żadnych ekstra profitach. Dostaniesz ofertę podobną do tej, jaka jest dostępna dla klientów „z ulicy” (w slangu bankowym – klientów zewnętrznych).

Przy tworzeniu oferty dla danej sprawy decydują niemal wyłącznie procedury obowiązujące w danym banku i w określonym czasie. Podobnie jest z „apetytem na hipotekę”. Co ten zwrot oznacza? W danym okresie, tj. kiedy ubiegasz się o kredyt hipoteczny, dany bank być może produkt ten wysoko ceni – lub kompletnie na sprzedaży „hipotek” tej instytucji nie zależy.

Problem w tym, że takich informacji się nie upowszechnia. Jest to natomiast część „wiedzy tajemnej”, która jest w posiadaniu profesjonalnych pośredników.

Jeśli więc szukasz kredytu hipotecznego i wybierzesz linię najmniejszego oporu (jak ci się tylko wydaje) składając wniosek wyłącznie w „twoim” banku, robisz ogromny błąd! Należy szukać odpowiedniej oferty także w bankach, z którymi nie miałeś uprzednio żadnych relacji.

Czytaj też:
Wpadłeś w długi przez pandemię? Tak wyjdziesz na prostą. 10 zasad

I nie tłumacz się brakiem czasu! Kredyt hipoteczny to związek zwykle na co najmniej 20 lat, w obecnych realiach jest więc często trwalszy niż małżeństwo. A przecież współmałżonka nie wybierasz sobie „pierwszego z brzegu”, czy tylko dlatego, że akurat najbliższej mieszka…

Mit 3. Po co mi doradca kredytowy, skoro wszystko znajdę w internecie?

Polacy to trochę takie „Zosie Samosie”. A już szczególnie powyższe się uwidacznia, od kiedy mamy powszechny dostęp do internetu.

Problem jest w tym, że wiedza w internecie jest wyłącznie fragmentaryczna. Informacje podawane są tam także przez kredytodawców (czyli przez banki), więc muszą być odpowiednio opakowane, znaczy – polukrowane. Żaden bank nie napisze na swojej stronie, że np. oferta kredytu hipotecznego jest dobra, ale proces do niczego. A przecież to bardzo częsty przypadek. Żeby nie powiedzieć: standard.

Ale działa to też w drugą stronę. Bank nie napisze w sieci: nasza oferta to kredyt z marżą 3 proc., ale jak będziesz negocjował z nami to możemy zejść na 2,5 proc.

Nie oznacza to, że zaglądanie do internetu w sprawie poszukiwania informacji o ofertach kredytów hipotecznych w ogóle nie ma sensu. Można na to trochę czasu poświęcić – ale potraktuj to jako pozyskanie wstępnej orientacji na tym rynku, a nie jako w pełni wiarygodny przekaz, na podstawie którego podejmiesz decyzję w sprawie wyboru najlepszej oferty.

Krzysztof Oppenheim – ekspert finansowy oraz od rynku nieruchomości, specjalizujący się m.in. w kredytach hipotecznych, związany z bankowością od 1993 r. Od lipca 2016 roku prowadzi także kancelarię antywindykacyjną o specjalnościach: upadłość konsumencka, oddłużanie, pomoc zadłużonym przedsiębiorcom. Więcej informacji na: www.oppen-kredyt.pl oraz www.krzysztofoppenheim.pl
Artykuł został opublikowany w 30/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.