Polityka interesów

Polityka interesów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największe fortuny w Europie Środkowej i Wschodniej powstały dzięki powiązaniom świata polityki i biznesu
Najbogatsi Rosjanie - Borys Bieriezowski i Władimir Gusinski - zgromadzili fortuny warte miliardy dolarów. Obaj mieszkają już jednak za granicą. Osobisty majątek Rema Wiachiriewa, byłego szefa Gazpromu, wycenia się na 1,1 mld dolarów. Niewiele mniej posiada Władimir Potanin, właściciel firmy Interros. Nowi oligarchowie z gwardii Putina, Piotr Avien (Alfa-Bank) i Władimir Kogan (Promstrojbank), dotychczas zgromadzili przypuszczalnie po kilkaset milionów dolarów. Najbogatszymi Białorusinami są gwardziści prezydenta Łukaszenki - Jury Czyż (firma Traipl) i Aliaksiej Waganau (Łada OMC). Do tego grona należy również Uładzimir Aleksandrowicz, białoruski przedstawiciel rosyjskiej Itery. Majątek jednej z najbogatszych Ukrainek, byłej premier Julii Tymoszenko, ocenia się na pół miliarda dolarów. Z kręgów władzy wywodzi się także inny potentat Ukrainy - wiceprzewodniczący Rady Najwyższej Wiktor Medwedczuk. W państwach powstałych po rozpadzie ZSRR oraz na Słowacji niemal wszystkie fortuny zrodziły się dzięki powiązaniom świata polityki i biznesu.

Druga zmiana oligarchów
"Życie rosyjskiego oligarchy stało się w ostatnich czasach bardzo niebezpieczne" - mówi pół żartem, pół serio znany satyryk Wiktor Szendorowicz. Kilka lat temu najbogatsi Rosjanie praktycznie rządzili krajem. Wpływy Borysa Bieriezowskiego w czasie rządów Borysa Jelcyna były ogromne: kontrolował państwowe kompanie, czerpiąc z tego ogromne zyski, a jego majątek magazyn "Forbes" wycenił wówczas na 3 mld dolarów. Równie potężne były wpływy i majątek innego oligarchy, Władimira Gusinskiego, do niedawna właściciela największego w Rosji koncernu medialnego, obejmującego stacje radiowe i telewizyjne, których program docierał i dociera do większości Rosjan. Dzisiaj Bieriezowski mieszka w Nowym Jorku, a Gusinski w Tel Awiwie. Obaj uważają się za uchodźców politycznych; w Rosji za prawdziwe czy domniemane czyny grozi im więzienie. Ich interesy w Rosji przejęło państwo. Podobnego losu raczej uniknie największy oligarcha Rem Wiachiriew. Jego osobisty majątek prasa wyceniła na 1,1 mld dolarów. Tak jak wszyscy rosyjscy oligarchowie, Wiachiriew wzbogacił się na czerpaniu zysków z państwowych przedsiębiorstw. Teoretycznie państwowy Gazprom przez wiele lat był faktycznie jego własnością. Uwłaszczył swoją najbliższą rodzinę - współwłaścicielami Gazpromu stała się jego żona, syn, córka. Stworzył mnóstwo spółek, na które przepisał aktywa Gazpromu. Najbardziej znane z nich to Itera i Sibur. Wiedział, że nie wygra z drużyną Putina. Sam głosował za odwołaniem siebie z funkcji szefa Gazpromu. W nagrodę za lojalność, przynajmniej na razie, Kreml nie zmusił go do wyjazdu z kraju.
Poważne kłopoty ma uważany do niedawna za sojusznika Kremla Roman Abramowicz, właściciel kompanii naftowej Sibnieft, kontrolujący również rynek aluminium. "Grzech" Abramowicza w oczach ludzi Putina polega pewnie na tym, że swego czasu był on związany z Bieriezowskim i Jelcynem. Chociaż uciekł z Moskwy aż na Czukotkę, prokuratura interesuje się jego interesami. Na miłosierdzie nie ma też co liczyć Władimir Potanin, właściciel kompanii Interros, którego majątek ma wynosić miliard dolarów. Policja podatkowa twierdzi, że przejęcie przez niego zakładu Norylski Nikiel było niezgodne z prawem, i żąda zapłacenia ogromnych podatków. Na razie sprawa jest w sądzie, ale niewykluczone, że Potanin podzieli los Gusinskiego i Bieriezowskiego, uciekając za granicę.
Borys Bieriezowski powiedział niedawno wprost: "Takie były czasy, że każdy brał dla siebie tyle, ile mógł". Dlatego oligarcha zaproponował wprowadzenie abolicji dla rosyjskich biznesmenów. Pomysł ten Kreml zdecydowanie odrzucił. Walka z korupcją i oligarchami, jaką prowadzi Putin, przynosi mu korzyść podwójną. Bieriezowski, Wiachiriew, Potanin pozbawiali skarb państwa olbrzymich dochodów, które teraz wracają do budżetu. Dzięki temu zaś rośnie popularność prezydenta. Problem polega jednak na tym, że Putin rozprawia się tylko z niektórymi oligarchami, zastępując niepokornych swoimi.

Gwardia Putina
U boku Putina powstaje grupa nowych oligarchów. Najbardziej znany z nich to Piotr Avien, prezes Alfa-Banku. To znajomy prezydenta jeszcze z czasów, gdy ten był wicemerem Petersburga. Z Alfa-Grupą powiązany jest też doradca ekonomiczny prezydenta Andriej Iłłarionow. Dobrym znajomym z Petersburga jest również Władimir Kogan, właściciel banku Promstrojbank i większości akcji przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego Telekominwesta. Nowa elita finansowa to jednak dopiero "początkujący oligarchowie", ich majątków nie można mierzyć w miliardach dolarów. Ale za kilka lat - jak dowodzi rosyjska historia - przy odpowiednim poparciu władz mogą się pojawić na liście najbardziej zamożnych ludzi świata.

Między więzieniem a lodowiskiem
Także na Białorusi najlepiej powodzi się biznesmenom zaprzyjaźnionym z władzą. Do niedawna za najbogatszego Białorusina uchodził Aleksander Pupiejka. Podobno rocznie płacił ponad milion dolarów podatku. Właściciel firmy Pushe wolał jednak uzyskać azyl w Polsce i teraz prawdopodobnie kursuje między Warszawą a Wiedniem. Drugi z bogatych, Andrej Klimau, na początku lat 90. założył bank i gazetę, działał też w branży budowlanej. Klimau ostro krytykował prezydenta Łukaszenkę i od kilku lat siedzi w więzieniu. Oficjalnie - za nadużycia gospodarcze.
Zupełnie dobrze powodzi się natomiast biznesmenom chwalącym władzę. Jury Czyż, właściciel firmy Traipl i eleganckiej restauracji w centrum stolicy, lubi grać z prezydentem Łukaszenką w hokeja na lodzie. Aliaksiej Waganau, twórca firmy Łada OMC, został ostatnio deputowanym do izby niższej parlamentu. Bogaty jest też Uładzimir Aleksandrowicz, przedstawiciel rosyjskiej firmy Itera, zajmującej się dostawami gazu. Miejscowi dziennikarze uważają, że spory majątek jest w rękach Michaiła Miaśnikowicza, szefa administracji prezydenta Łukaszenki.

Izba wyższa
Ukraińskim symbolem drogi do pieniędzy jest Pawło Łazarenko, były premier, dzisiaj zwany częściej "Pasza Panamczyk" z racji panamskiego paszportu (ponoć zresztą fałszywego). Kilka lat temu w wywiadzie dla "Wprost" solennie obiecywał, że jego gabinet zajmie się przede wszystkim szarą strefą. Słowa dotrzymał. Oskarżony o pranie brudnych pieniędzy od dwóch lat siedzi w amerykańskim areszcie imigracyjnym. Nie wiadomo, ile wywiózł i ile pieniędzy ma na kontach. Mówi się o kilku miliardach dolarów. Wedle jednej z wersji, Amerykanie przetrzymują go u siebie, gdyż zna wiele tajemnic rosyjskiej i ukraińskiej elity, w tym sekrety swego byłego szefa Leonida Kuczmy.
Za bogatego i uczciwego przedsiębiorcę uchodzi prawnik Wiktor Medwedczuk, wiceprzewodniczący Rady Najwyższej i jeden z liderów Socjaldemokratycznej Partii Ukrainy. Dorobił się majątku na pośrednictwie w handlu surowcami. Ma samolot, willę na Cyprze i lubi się ubierać w Rzymie - jak oświadczył jednej z kijowskich gazet. Jego sojusznikami są Heorhij Surkis, właściciel Dynama Kijów, i Aleksander Wołkow, były doradca prezydenta Kuczmy, należący obecnie do grupy "niewyjezdnych", czyli ludzi, których za granicą mogą zaaresztować za przestępstwa gospodarcze. Przydarzyło to się już deputowanemu Wiktorowi Zerdyckiemu, aresztowanemu w Niemczech za defraudację pieniędzy przeznaczonych na rekompensaty dla byłych robotników przymusowych III Rzeszy.
W parlamencie zasiada około 60 najbogatszych biznesmenów. Do tej grupy należą Serhij Tyhypko, Andrij Derkacz czy Wiktor Pinczuk, zięć prezydenta Kuczmy. Ich bogactwo wynika z tego, że zarządzają całymi sektorami ukraińskiej gospodarki, w tym mediami.
Do grona najbogatszych ludzi nie tylko na Ukrainie, ale i na całym Wschodzie zalicza się Julia Tymoszenko, była współpracownica Łazarenki. Opozycyjna polityk Natalia Witrenko mówi na wiecach, że Tymoszenko "nakradła jedenaście miliardów dolarów". Bardziej prawdopodobne wydaje się, że posiada pół miliarda dolarów. Mają to być pieniądze zarobione na dostawach gazu na Ukrainę i jego reeksporcie. Część pieniędzy zainwestowała w opozycyjne organizacje, m.in. Forum Ocalenia Narodowego, które jednak politycznie splajtowało. W Kijowie mówi się, że to ona finansowała niedawne protesty przeciwko Kuczmie. Wspiera też niektóre gazety.

Bałtyk i okolice
Najbogatszym człowiekiem na Litwie jest - wedle tamtejszych mediów - Bronislovas Lubys, były socjaldemokratyczny premier, właściciel fabryki saletry i dziennika "Lietuvos Żnios" oraz firmy przewozów morskich Klasco. Jego majątek oceniany jest na 50 mln dolarów. Na drugim miejscu - z 18 mln dolarów - lokuje się Danas Tvarijonovicius, posiadający 41 proc. akcji spółki Lifosa (produkcja nawozów sztucznych). Trzeci w kolejności jest Antanas Trumpa, główny akcjonariusz holdingu mleczarskiego Rokiszkio Suris. Jego majątek szacuje się na 10 mln dolarów. Powszechnie wiadomo jeszcze o jednym bogatym człowieku - Wiktorze Uspaskichu, Rosjaninie z litewskim obywatelstwem. Ponieważ jest posłem, musiał zadeklarować swój majątek - wycenił go na 15 mln dolarów. Uspaskich jest właścicielem sieci handlowej Vikonda oraz pośrednikiem w handlu rosyjskim gazem i ropą naftową.
Z powiązań z rosyjskim światem biznesu i polityki znany jest też Aivars Lembergs, wpływowy mer Windawy, prezes Łotewskiego Zrzeszenia Tranzytowego oraz pełnomocnik państwa w Przedsiębiorstwie Kolei Państwowych Łotwy. Łotewscy dziennikarze są przekonani, że przedsiębiorczy mer na tym nie poprzestaje, finansując także działalność łotewskiej socjaldemokracji. Także w sąsiedniej Estonii istotną rolę w procesie prywatyzacyjnym odgrywają ugrupowania powiązane z kapitałem rosyjskim. Estonia ma jednak najbardziej rozwinięty wolny rynek i największe szanse na wstąpienie do UE.

Bogaci z klubu Golem
Coraz lepsze są ostatnio notowania Czech, które po okresie załamania gospodarczego ponownie ściągają do siebie zagranicznych inwestorów. Najbardziej majętni obywatele Republiki Czeskiej zrzeszeni są w klubie Golem, założonym przez 54-letniego Martina Kratochvila. Ten doktor filozofii i muzyk jazzowy w 1990 r. uruchomił firmę fonograficzną Bonton. Dzisiaj jest to już wielkie przedsięwzięcie multimedialne. W ubiegłym roku wraz z innym członkami czeskiego klubu milionerów Kratochvil powołał do życia Tech-Talk, forum zrzeszające m.in. przedsiębiorców i finansistów zainteresowanych wymianą pomysłów drogą elektroniczną.

Dziedzictwo Meciara
Właściciele słowackich firm wciąż są przekonani, że upublicznianie danych na temat ich stanu posiadania może im zaszkodzić. Publikowane czasem w prasie informacje o liderach gospodarczych opierają się więc na szacunkach. Gdyby ktoś chciał ułożyć listę najbogatszych Słowaków, najprawdopodobniej otwierałby ją Pavol Rusko, szef najpopularniejszej stacji telewizyjnej Markiza. Jej roczne przychody sięgają 8 mld koron (800 mln zł). Rusko niedawno zrezygnował z fotela prezesa i założył partię; niektórzy jego współpracownicy uważają, że ma wielkie ambicje polityczne, być może nie ograniczające się do miejsca w parlamencie.
Jeszcze za czasów Meciara szefem firmy Slovnaft został Slavomir Hatina. Kontroluje on 49 proc. akcji firmy, której roczne dochody szacuje się na 2 mld koron. W tym roku mogą być one nawet dwa razy większe. Jeszcze kilka lat temu w słowackiej czołówce znajdował się Josef Majsky. Łączne obroty jego firm wynoszą około 10 mld koron. Ostatnio Majsky ma kłopoty. Ministerstwo Finansów żąda od niego pół miliarda koron zaległego podatku, a największa jego firma - Sipex - znalazła się na skraju bankructwa. Na liście najbogatszych po-winien się znaleźć Ivan Kmotrik, kontrolujący większość przemysłu drukarskiego, a także Vladimir Lexa, ojciec Ivana Lexy, szefa meciarowskiej bezpieki. Kontroluje on 80 proc. słowackich młynów. Nie całkiem jasna jest sytuacja Alexandra Rezesa, ulubieńca reżimu Meciara. Jego majątek ocenia się na 15 mld koron, choć on sam temu zaprzecza. Stracił władzę nad największą hutą w Koszycach, ale zarządza kilkoma zależnymi od niej firmami. Kiedy upadł reżim Meciara, Rezes w obawie o własną skórę przez kilka miesięcy mieszkał wraz z rodziną w najdroższym hotelu w Wiedniu.
Trudno ocenić stan posiadania grupy prywatyzatorów z czasów Meciara, którzy przejęli majątek wart 76 mld koron (7,6 mld zł), sprzedając go za symboliczne kwoty. Kariery kilku nomenklaturowych dyrektorów z tej grupy skończyły się wraz z rządami Meciara.

Węgry: ciasny rynek
Rynek węgierski staje się dla miejscowych przedsiębiorców zbyt ciasny. Niektórzy z nich, na przykład Gabor Varszegi (założyciel Foteksu), działają już za granicą, głównie w Europie Zachodniej. Ciągle liczą się fortuny Istvana Tamasa i Gabora Szelesa. W ubiegłym roku kilku węgierskich biznesmenów bez powodzenia próbowało szczęścia w branży internetowej. Z biznesu wycofał się też niedawno Imre Somody, szef Pharmavitu. Swoją firmę sprzedał Amerykanom już kilka lat temu, ale nadal nią zarządza. Według miejscowych dziennikarzy, osobą, która dysponuje obecnie największym prywatnym majątkiem na Węgrzech, jest Rosjanin Megdet Rahim Ulow, zarządzający bankiem AEB. Tajemnicą poliszynela jest to, że za tym bankiem, obsługującym obrót surowcami energetycznymi, stoi inna firma - rosyjski Gazprom.

Renacjonalizacja Rumunii
Podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej w Rumunii pojawiały się postulaty "renacjonalizacji złodziejsko sprywatyzowanych zakładów". Nic dziwnego, że zagraniczni inwestorzy na razie wolą omijać Bukareszt. Na lepsze czasy czeka też większość miejscowych przedsiębiorców. Pewną szansą są jednak nowe technologie. W tej branży działa m.in. Mircea Boldea, właściciel firmy komputerowej. Jego życzeniem jest brać udział w światowym współzawodnictwie w "dziedzinie wyobraźni".

Sportowe fortuny
W Bułgarii spore majątki zgromadzili najbardziej znani sportowcy, którzy pracują lub pracowali za granicą. Do znanych już Christo Stoiczkowa, Lubosława Penewa, sióstr tenisistek Malejewych należy dodać dwóch piłkarzy, którzy w ostatnich latach grają w angielskiej lidze - Radostina Kisziszewa i Swetosława Todorowa. Za zamożnego uchodzi także Wasył Wasylew, przedstawiciel Peugeota, właściciel największych zakładów produkujących lodówki oraz szef związku bułgarskich pracodawców. W ciągu ostatnich lat znacznie wzrosły notowania właścicieli tygodnika "Kapitał" i dziennika "Dnewnik" - Iwo Prokopijewa i Filipa Charmandzijewa, prowadzących też rozległe interesy w innych sferach biznesu.
Większość bogatych ludzi w Bułgarii to jednak nieznani bohaterowie przeprowadzonej w ostatnich latach nieprzejrzystej prywatyzacji. Najczęściej są to ludzie związani z rządzącymi politykami lub sami politycy. Na przykład Sławczo Christow, kucharz i właściciel restauracji Olimp, którą lubi odwiedzać premier, w ciągu niespełna dwóch lat przekształcił się w bankiera i posiadacza najlepszych hoteli na czarnomorskim wybrzeżu oraz bazy turystycznej w zimowym kurorcie. Zgodnie z decyzją rządu przez bank Christowa od początku roku przechodzą pieniądze systemu sądowniczego, Krajowego Instytutu Ubezpieczeń Społecznych i kas chorych.





Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.