Wirtualność rzeczywista

Wirtualność rzeczywista

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Shrek" wyznacza nowy standard w dziedzinie animacji komputerowej
Kto będzie najlepszym aktorem komediowym tego lata? Być może zielony mieszkaniec bagna Shrek i jego kompan... osioł. Produkcja sławnej już kalifornijskiej "fabryki snów" DreamWorks ma wszelkie szanse stać się przebojem sezonu, nawet jeśli z pozoru jest to tylko animowana ekranizacja książki dla dzieci Wiliama Steiga. "To komedia opowiedziana z sercem" - mówi producent Jeffrey Katzenberg. Ale to także wielki sukces rynkowy - po majowej premierze w USA "Shrek" zarobił 42 mln dolarów w ciągu jednego weekendu, więcej niż ubiegłoroczna superprodukcja "Gladiator".
Historia jest z pozoru banalna: jak to w bajce - ktoś musi oswobodzić królewnę Fionę z niewoli smoka. Wybawcą okazuje się jednak grubiański i mało sympatycznie wyglądający (choć w gruncie rzeczy poczciwy) wielkolud Shrek, któremu towarzyszy gadatliwy osioł. Partnerem królewny ma być z kolei zarozumiały i okrutny lord Farquar, a statystami są liczni bohaterowie klasycznych bajek. Można by zatem sądzić, że "Shrek" to wakacyjna propozycja dla dzieci na deszczowe dni. Nic bardziej mylnego - nowa produkcja DreamWorks to film zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. Niewykluczone zresztą, że ci ostatni będą się bawili przygodami Shreka nawet bardziej niż ich pociechy. Nagromadzenie gagów, przewrotności, humoru sytuacyjnego i parodiowanych cytatów ze znanych bajek i przebojów kinowych daje doskonały efekt, a zakończenia nie domyślą się nawet wytrawni znawcy dzieł braci Grimm i Lafontaine’a.
Generowane komputerowo filmy animowane tworzą już oddzielną kategorię. Od czasu pierwszej fabularnej produkcji tego typu ("Toy Story" z 1995 r.) powstało kilkanaście pełnometrażowych filmów, a postęp technologiczny widoczny w produkcjach firm Pixar albo PDI/DreamWorks przynosi zadziwiające rezultaty. Założone w 1994 r. przez Stevena Spielberga, Jeffreya Katzenberga i Davida Geffena studio DreamWorks SKG coraz skuteczniej konkuruje z imperium Disneya.
Efekty graficzne zaprezentowane w "Shreku" stanowią dziś najwyższe osiągnięcie komputerowych technologii animacyjnych. W tej dziedzinie pojęcie "najwyższe osiągnięcie" zmienia się zresztą bardzo szybko. Konkurujące z sobą firmy opracowują coraz to nowsze techniki wizualizacji, zbliżające coraz bardziej do rzeczywistości obrazy tworzone przez komputery. W kalifornijskiej siedzibie firmy PDI pracuje ponad 350 najlepszych specjalistów w tej branży. Oglądając "Shreka", możemy prześledzić postęp, jaki dokonał się od czasu, gdy w 1998 r. przedstawili swój pierwszy przebój kina animowanego - "Mrówkę Z".
Jeszcze niedawno obraz ognia był w filmach animowanych "wklejaną" sekwencją filmowaną. W "Shreku" nawet najwymyślniejsze płomienie (jak choćby płonący oddech smoka) są generowane komputerowo. Niezwykle realistycznie wyglądają faktury odzieży, gra światłocieni i refleksy na powierzchni wody. Aby pokazać las, graficy posługują się technologią "cyfrowej szklarni": tworzą kilkaset drzew - od pni, przez gałęzie, po listowie.
Jeszcze trudniejsze okazuje się wygenerowanie postaci ludzkich, zwłaszcza mimiki. Na podstawie obserwacji żywych modeli i analizy anatomicznej graficy PDI stworzyli tzw. shapers, czyli bogate zestawy ruchów mięśni twarzy, grymasów i min. Dzięki temu twarze głównych bohaterów wyglądają bardzo realistycznie. Co więcej - ich mimika zachowuje cechy indywidualne.
Wykorzystanie obniżających koszty produkcji efektów specjalnych już stało się powszechne w superprodukcjach filmowych. Można zaryzykować prognozę, że już wkrótce w niektórych produkcjach filmowych wirtualne postaci będą mogły zastąpić żywych aktorów, zwłaszcza bohaterów drugoplanowych i statystów.
Pierwszą taką próbę podjęła wytwórnia Disneya w najnowszym filmie z gatunku fantasy "Spirit Within". Jedną z głównych ról odtwarza w nim Aki Ross. Ta atrakcyjna brunetka o przenikliwym spojrzeniu jest dzieckiem grafików komputerowych. Specjaliści z branży są zadowoleni z osiągniętego efektu. Mniej zachwyceni są aktorzy. Największym problemem gwiazd Hollywood jest to, że ich niespodziewani "konkurenci" nie biorą za występ ani dolara.
Na razie aktorzy okazują się niezastąpieni przynajmniej w jednej dziedzinie: głosu. Dlatego w amerykańskiej wersji "Shreka" głosu bohaterom użyczają m.in. Eddie Murphy, Cameron Diaz i Mike Myers. Również twórcy polskiej wersji językowej stanęli na wysokości zadania, angażując sprawdzonych aktorów: Adama Ferencego, Agnieszkę Kunikowską i Zbigniewa Zamachowskiego. Klasą dla siebie pozostaje jednak Jerzy Stuhr. Do kina warto się wybrać choćby po to, by posłuchać jego brawurowego popisu w roli gadatliwego... osła.

Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.