OGÓREK W MÓZGU

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdyby Wisła nie topiła, toby nadwiślanka po złocie chodziła" - to stare polskie przysłowie przypomina, że od wieków rzeka, o której się śpiewa, że "dopóki płynie, Polska nie zaginie", jest sprawcą powodzi niszczących dobytek mieszkańców. Nie potrafimy sobie poradzić z żywiołami, dramatem ludzi, którym woda zniszczyła domy, ale potrafimy poradzić sobie z sobą. Co to oznacza? Oznacza to, że choć nie lubimy się na co dzień, to w sytuacjach ekstremalnych solidaryzm społeczny, poczucie wspólnoty osiąga poziom nie spotykany wśród innych nacji. Dary, kwoty pieniężne, które ofiarowują często niezamożni obywatele niezamożnego państwa, ten spontaniczny ruch pomocy powodzianom jest więcej wart niż realna, materialna wartość przekazanych darów.
Tygodnik "Wprost" postanowił sam się dodatkowo opodatkować na rzecz powodzian. Od każdego sprzedanego egzemplarza w tym tygodniu jeden złoty zostanie przekazany na pomoc ludziom dotkniętym przez żywioł. W ten sposób wspólnie z naszymi czytelnikami zgromadzimy około 250 tysięcy złotych, czyli dwa i pół miliarda starych złotych.
Przesądni uważają, że skoro powódź mamy zawsze przed wyborami, co cztery lata, to należałoby się zastanowić, czy aby polska demokracja nie prowokuje sił nadprzyrodzonych. Jeżeli są w tym jakieś znaki czasu, to - jak sądzę - tylko po to, by politycy przed wyborami przestali lać wodę, gdyż trzeba rozwiązywać realne problemy dotkniętych kataklizmem ludzi.
Jedynym lekarstwem na niedomagania demokracji jest więcej demokracji - taki wniosek nasuwa się po przeczytaniu okładkowego artykułu Bogusława Mazura "Tak kwitnie demokracja!". Demokracja w Polsce ma się dobrze i na pewno nie gnije, a dowodem tego są właśnie ujawniane afery korupcyjne oraz zachowanie się polityków opozycji i rządzącej ekipy wobec katastrofalnej powodzi. Dzisiaj już żaden premier nie poradzi powodzianom, aby się ubezpieczali, gdyż wiadomo, że w wypadku klęsk żywiołowych poszkodowanym pomóc musi państwo, czyli wszyscy podatnicy. Jest to jedna z ważnych funkcji państwa i kto tego nie rozumie, nie może być premierem.
Ogórek w mózgu, który zlokalizowała Manuela Gretkowska, autorka świetnego felietonu "Urodzeni brzuchomówcy", to tylko niewielki korniszonek w porównaniu z ogórami tkwiącymi w móz-gach niektórych publicystów i polityków. A w tym numerze "Wprost" prezentujemy taki zestaw ogórków w głowach, że nikogo nie zdziwi, skąd tyle mizerii w kraju. Największego ogórka znalazł Bogusław Mazur w głowie posła Osiatyńskiego, który zaproponował zbojkotowanie najbliższych wyborów, rzecz jasna dla dobra demokracji. Ogórka giganta znalazła też Dorota Macieja, autorka "Rzeczypospolitej nomenklaturowej". Otóż okazuje się, że ponad 200 tysięcy stanowisk obsadzają w Polsce partie: od premiera, co jest oczywiste, po dyrektora domu kultury czy szefa opieki społecznej, co jest absurdem. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje, znajdziecie Państwo w znakomitym tekście Rafała A. Ziemkiewicza "Złotonośne pola". Wynika z niego, że ogórek kwitnie, a więc rozmnaża się szybko, w głowach polityków przekształcających partie w związek zawodowy pracowników administracji. Jeżeli niedługo ktoś zapyta w Polsce: "Dlaczego Czesi nam uciekają?", to odpowiedź na to pytanie znajdzie w niezwykle gorzkim dla naszych polityków i mądrym tekście prof. Wacława Wilczyńskiego. Ten tekst profesora powinien być odczytywany przed każdym posiedzeniem Sejmu, przed każdą publiczną dyskusją na temat gospodarki, przed każdym posiedzeniem Rady Ministrów. Ale przede wszystkim należałoby przeprowadzić ogólnonarodową resekcję ogórków z mózgów, a to proces bolesny. Rzecz jasna, nie dla ogórka, ale dla mózgu.
PS. Wszelkie skojarzenia z Michałem Ogórkiem są nieuzasadnione. Ten Ogórek akurat rozwija mózg.
Więcej możesz przeczytać w 31/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.