Gwardia Kułakowskiego

Gwardia Kułakowskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po przyjeździe na pertraktacje do Warszawy Julien Priest-ley, sekretarz generalny Parlamentu Europejskiego, nie krył zaskoczenia. Okazało się, że z niekiedy wiekowymi unijnymi urzędnikami będą rozmawiać ludzie wyglądający tak, jakby przed chwilą odebrali dyplom ukończenia szkoły.
Wokół Jana Kułakowskiego, pełnomocnika rządu ds. negocjacji o członkostwo Polski w Unii Europejskiej, skupiło się dwadzieścia osób, których średnia wieku nie przekracza trzydziestu lat. Marcin Korolec, Anita Mycielska, Mikołaj Jarosz, Tomasz Czyszek czy Magdalena Canowiecka-Michniak realizują swój pomysł na zrobienie kariery, tworząc lobby ludzi zawodowo zainteresowanych zjednoczoną Europą. Integracja z unią oznacza pracę dla kilkunastu tysięcy naszych specjalistów. Młodzi Kułakowskiego będą mieli szansę zająć w Brukseli najlepiej płatne miejsca.

Pokolenie technokratów
W odróżnieniu od większości poselskich asystentów nie zajmują się noszeniem teczek pryncypała i przekładaniem drugorzędnych papierów. 27-letnia Anita Mycielska współodpowiada za przygotowanie negocjacji dotyczących wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Do jej zadań należy też utrzymywanie kontaktów z przedstawicielami innych krajów kandydujących do unii. - W zjednoczonej Europie to oni będą naszymi naturalnymi sprzymierzeńcami - mówi Mycielska, córka profesora fizyki, wnuczka konstytucjonalisty. Marcin Korolec, 32-letni prawnik, radca szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, potrafi błyskawicznie rozwiewać prawne wątpliwości związane ze swobodnym przepływem towarów, nauką, polityką przemysłową, średnimi i małymi przedsiębiorstwami. Zajmuje się też lobbingiem w Finlandii i Danii na rzecz przystąpienia Polski do unii. 27-letni Tomasz Czyszek od kilku lat szefuje wydziałowi promocji Departamentu Integracji i Negocjacji z Unią Europejską. Odpowia-dał za wydanie siedemnastu książek na temat integracji, zorganizował około 40 konferencji, wytrwale propaguje idee integracji w środowiskach katolickich, kobiecych i organizacjach pozarządowych. Jego rówieśnik Mikołaj Jarosz nadzoruje negocjacje w sprawach polityki audiowizualnej, konkurencji, ochrony konsumentów i zdrowia. O rok młodsza Magdalena Canowiecka-Michniak jest specjalistką od energetyki i ochrony środowiska naturalnego.
- Umacnia się w Polsce pokolenie technokratów, którzy szukają gotowych przepisów na rozwój zawodowy. Wybierają urzędniczą karierę, bo daje im szanse uczestnictwa w atrakcyjnym segmencie europejskiego rynku pracy - mówi Piotr Ławacz, psycholog społeczny. Są zdeterminowani. Anita Mycielska, gdy przy pierwszym podejściu nie została przyjęta do Departamentu Integracji i Negocjacji z Unią Europejską, zdecydowała się na dodatkowe studia w College of Europe w Natolinie (wcześniej skończyła stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim). Gdy w Polsce zaczęły się przemiany ustrojowe, Marcin Korolec przestał studiować historię na UW i przeniósł się na prawo. Potem szedł za ciosem: praca w MSZ, praktyka w kancelarii prawniczej Gide Loyrette Nouel (określanej jako rolls-royce kancelarii prawniczych), seminaria w Belgii i Danii poświęcone integracji, staż w Komisji Europejskiej w sprawach wolnego handlu, wreszcie studia w prestiżowej École Nationale d’Administration (ENA). Tomasz Czyszek przeniósł się z Kielc do Warszawy. Przepustką do zespołu Kułakowskiego była w jego wypadku działalność w organizacjach pozarządowych, m.in. krakowskim Ośrodku Myśli Politycznej, dla którego pracował podczas studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim.
- Potrafią myśleć w kategoriach dobra wspólnego, co nie przeszkadza, by owo dobro pracowało na ich rzecz - przekonuje Agnieszka Drop, dyrektor Departamentu Integracji i Negocjacji z Unią Europejską. - Wkrótce będziemy potrzebować dwóch, trzech tysięcy ludzi, którzy staną do konkursów na urzędników Komisji Europejskiej. Bo nie chodzi o to, aby podpisać traktat o członkostwie, ale by go potem dobrze wykorzystać. Udało się to Hiszpanii i Irlandii, ale Grecji już nie - mówi Maria Gintowt-Jankowicz, dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Młodzi eurokraci skupieni wokół Kułakowskiego wiedzą, że podobnie myśli Anna Diamantopoulou, unijny komisarz ds. zatrudnienia i spraw socjalnych. Ocenia ona, że w strukturach UE trzeba będzie zatrudnić nawet kilkanaście tysięcy Polaków. - Oczekujemy ludzi młodych, którzy będą chodzić na wieczorki stażystów, zachwycać się Brukselą i którzy wkrótce poczują się tu jak ryba w wodzie. Czterdziestolatkowie mogliby się czuć wyobcowani. Nagle mianowani na stanowisko dyrektora, szybko by się zorientowali, że w trzydziestoosobowym zespole piętnaście osób mówi tylko po francusku, podczas gdy oni władają jedynie angielskim - mówi Erick Mammer, rzecznik komisarza ds. reformy Komisji Europejskiej.

Brukselskie wyzwanie
Bruksela rozpoczęła już przygotowania do przyjęcia nowych urzędników, tak by było to możliwe 1 stycznia 2004 r. Na Polaków mają czekać nie tylko nowe biurka i komputery, ale także żłobki i przedszkola dla ich dzieci.
Wielokulturowość Brukseli to prawdziwe wyzwanie dla przybyszów. Część Finów postanowiła wrócić do kraju, bo denerwował ich brak zorganizowania i nieprzejrzystość procedur. Trudności z przystosowaniem mieli też pozostali Skandynawowie, Austriacy i Niemcy. Taktowni przedstawiciele narodów północy mówią o "śródziemnomorskiej kulturze" Brukseli. Z kolei dla Greków Komisja Europejska to szczyt biurokratycznego porządku. Potrzeba długiej popołudniowej sjesty zdecydowanie kłóci się ze zwyczajami komisji. Dla Polaka zaskoczeniem może być z kolei pora obiadu (między 12 a 14). Zwolennicy późnych posiłków muszą się liczyć z tym, że zastaną drzwi stołówki zamknięte.
Różnice widać też w sposobie zarządzania. Francuzi, przyzwyczajeni do scentralizowanej struktury administracji, wolą słuchać jasnych poleceń, a Szwedzi z kolei uważają, że ogranicza się ich autonomię. Toteż przybysze z krajów mających zaledwie dziesięcioletnie doświadczenia ze współczesną kulturą administracyjną budzą przerażenie wielu urzędników. Niektórzy z nich boją się, że taki "najazd" może rozregulować i tak kruchy unijny mechanizm. Dostosowywanie administracyjnej struktury tylko w przyszłym roku pochłonie 20 mln euro. Istnieją obawy, że pieniędzy może nie wystarczyć, gdyż unijny budżet do 2006 r. konstruowano z myślą przyjęcia tylko sześciu nowych państw.
"Rozkodowanie" unii będzie się opłacać. Zarobki mają być podobne jak w strukturach ONZ, Europejskim Banku Inwestycyjnym czy NATO. Wynagrodzenie komisarza (na przykład Günthera Verheugena, komisarza ds. rozszerzenia unii) wynosi ponad 16 tys. euro (55 tys. zł), zastępcy szefa komisji - 18 tys. euro (62 tys. zł), a informatyka - 4650 euro (17, 5 tys. zł).

Nowy typ kariery
Zaletą młodych polskich eurokratów jest też to, że większość z nich nie ma sprecyzowanych poglądów politycznych; są - jak sami podkreślają - wręcz antyideologiczni. Credo, do jakiego się nieoficjalnie przyznają, brzmi cokolwiek obrazoburczo: "Wierzę w Unię Europejską, krajów obcowanie, skok cywilizacyjny, szansę dla nas, amen". Pierwsi polscy eurokraci przełamują też schemat, wedle którego do administracji trafiają osoby mniej dynamiczne. Kilka lat lat temu młodzi ludzie z dyplomami dobrych uczelni nie szukali posad rządowych, wybierając raczej intratne zajęcia w biznesie. Dziś często opłaca się pracować przy urzędniczym biurku za stosunkowo niewielkie pieniądze, gdyż takie doświadczenie jest inwestycją w przyszłość. - Podobne trendy obserwuje się też w Stanach Zjednoczonych. Najbardziej wziętymi prawnikami są ci, którzy przepracowali siedem, osiem lat w administracji państwowej, na przykład przy doskonaleniu prawa antytrustowego - mówi Edward Luttwak, amerykański politolog. Dla osób nasiąkających dziś wiedzą europejską posada w strukturach unijnych jest już równie atrakcyjna jak kariera w globalnym koncernie.

Więcej możesz przeczytać w 32/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.