Ucieczka do raju

Ucieczka do raju

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jedna trzecia kapitału, który mógłby zostać opodatkowany w Polsce, trafia do innych krajów
Benjamin Franklin mawiał, że w życiu tylko dwie rzeczy są pewne: śmierć i podatki. Stuprocentową rację miał jedynie w pierwszym wypadku. Jeśli chodzi o podatki, to odmiennego zdania mogą być nasi rodacy, którzy ze swoimi pieniędzmi uciekli do krajów, gdzie obciążenia fiskalne są niskie lub w ogóle ich nie ma.
Tylko na Cyprze siedzibę ma przynajmniej tysiąc firm należących do Polaków, ale Cypr to wierzchołek góry lodowej. Nikt nie wie, ile polskich przedsiębiorstw zarejestrowanych jest w państwach o "przyjaznym systemie podatkowym", takich jak Węgry (tak!, od niedawna kraj ten uważany jest za raj podatkowy), Luksemburg, Seszele, Mauritius, Kajmany... Każdy sprytniejszy przedsiębiorca ucieka od naszego systemu podatkowego. Przykład idzie z góry. Jan Kulczyk, pierwszy na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", płaci podatki w Austrii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Z pierwszej dziesiątki najzamożniejszych z zagranicznym fiskusem przynajmniej w części rozlicza się jeszcze trójka: Zygmunt Solorz, Marek Mikuśkiewicz i Jerzy Starak. - Do innych krajów trafia około 35 proc. kapitału, który mógłby być opodatkowany w Polsce - szacuje Vagif Mallayev z SMG, firmy doradzającej, gdzie najkorzystniej zarejestrować działalność.

Legalnie i na skróty
Legalnie można płacić fiskusowi mniej, wykorzystując umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. Takie porozumienie Polska podpisała z 78 państwami, m.in. z krajami UE, Rosją (gdzie obowiązuje trzynastoprocentowy podatek liniowy), a także z Cyprem, Albanią czy Zimbabwe. Podatki płaci się tylko tam, gdzie firma jest zarejestrowana. Jeżeli przedsiębiorca myśli o którymś z około 40 rajów podatkowych (na przykład Wyspach Dziewiczych, Jersey czy Barbados) i chce pozostawać w zgodzie z naszym prawem, ma dwa wyjścia. Po pierwsze, może się starać o zgodę Narodowego Banku Polskiego, ale niewielu się na to decyduje. Z tysiąca firm zarejestrowanych na Cyprze tylko 30 ma zezwolenie NBP, a rocznie nasz bank centralny wydaje najwyżej 20 przepustek do raju. Po drugie, można założyć firmę w kraju należącym do OECD, na przykład w Wielkiej Brytanii, co nie wymaga zgody NBP. Następnie firma ta rejestruje drugą - już w raju podatkowym. - Przeprowadzanie takiej operacji legalnie, czyli za zgodą banku centralnego, ma mniej więcej taki sens, jak czekanie na przejściu dla pieszych o czwartej nad ranem na zielone światło - mówi przedsiębiorca pragnący zachować anonimowość. Zakładając firmę w raju podatkowym, można być pewnym, że nikt się nie dowie, kto ją kontroluje ani jakie interesy prowadzi. - Nie pomogą żadne bariery administracyjne. Pieniądze zostaną w Polsce tylko wtedy, gdy będziemy mieli niskie podatki i prosty system fiskalny. Kapitał i ludzie głosują nogami - komentuje Jerzy Małkowski, dyrektor biura ekspertów Business Centre Club.

Sześć razy korzystniej
Do raju biznesmenów najprościej jest się wyprowadzić firmom świadczącym usługi na rynku międzynarodowym. Dotyczy to przede wszystkim działalności handlowej, konsultingowej i transportowej. Przedsiębiorcy oddają dzięki temu fiskusowi kilkakrotnie mniej, niż gdyby płacili w kraju. Na przykład polska firma transportowa działająca w całej Europie, która wypracowała 100 tys. USD zysku, oddałaby u nas aż 28 tys. USD. Gdyby zarejestrowana była jako spółka cywilna, podatek wyniósłby nawet ponad 33 tys. USD. Jeżeli jednak zgłosi działalność na Cyprze, gdzie podatek dochodowy wynosi 4,25 proc., zapłaci ponad sześć razy mniej, czyli 4250 dolarów. Gdyby zaś zdecydowała się na Węgry, to danina wyniosłaby tylko 3000 dolarów. Oczywiste, że im więcej się zarabia, tym ucieczka z kraju staje się bardziej opłacalna. Dolna granica opłacalności to 100 tys. dolarów rocznego zysku, gdyż przeprowadzka kosztuje 3-30 tys. dolarów. Mniej więcej 3 tys. dolarów trzeba zapłacić zwykle za rejestrację firmy. Jeżeli ktoś chce otworzyć za granicą biuro, podłączyć faksy itp., zapłaci więcej.

Raj za miedzą
Raje podatkowe powstają coraz bliżej granic Polski. Węgrzy wprowadzili trzyprocentowy podatek dochodowy dla zagranicznych firm zarejestrowanych u nich, pod warunkiem że funkcjonują one poza tym krajem (tzw. firmy offshore). Uiszczają one jednorazową opłatę wynoszącą 5200 dolarów, a przedłużenie licencji na działalność w następnym roku kosztuje je 70 dolarów. Przykład pomysłowych Madziarów, którzy znaleźli sposób na zwiększenie dochodów, jest zaraźliwy. Możliwe, że już niedługo będziemy mieli prawdziwy raj podatkowy tuż za miedzą. Takie plany wobec obwodu kaliningradzkiego ma rosyjski resort rozwoju gospodarczego. Przewidują one m.in. dwukrotne zmniejszenie akcyzy oraz obniżenie podatku od osób prawnych z 35 proc. do 24 proc. Zmaleją także obciążenia osób fizycznych, które ograniczone zostaną do podatku dochodowego (13 proc.) i VAT.
Na Cyprze dwóch Ukraińców z polskimi paszportami założyło w 1993 r. spółkę J&S Service and Investment, importującą do naszego kraju około 60 proc. ropy naftowej. Firma rocznie sprzedaje rafineriom w Europie Środkowej 21 mln ton tego surowca. 4,25 proc. jej niebagatelnych zysków zostaje na Cyprze. W Polsce J&S Service and Investment nie płaci żadnych podatków.

Premia dla rezydenta
Uciekać przed podatkami mogą nie tylko przedsiębiorcy. Jeżeli ktoś spędza w naszym kraju mniej niż 183 dni w roku, to fiskusowi odda tylko 20 proc. zarobionych u nas pieniędzy. Nie trzeba mieć obcego obywatelstwa. Wystarczy przedstawić urzędowi skarbowemu stosowne zaświadczenie z państwa, w którym rezydujemy. Monako, gdzie od 1869 r. nie obowiązuje podatek dochodowy, przypadło do gustu przynajmniej 30 naszym rodakom, w tym Teresie Żylis-Garze, Wojciechowi Fibakowi, Sobiesławowi Zasadzie i Małgorzacie Solorz-Żak. Żeby zostać rezydentem księstwa, trzeba uzyskać prawo stałego pobytu na terenie Francji, mieć co najmniej milion franków na koncie w jednym z monakijskich banków oraz kupione lub wynajęte mieszkanie.
Oczywiście nie tylko Polacy odczuwają niechęć do dzielenia się pieniędzmi z zachłannymi urzędami skarbowymi. Kanadyjczyk Alex Doulis przesiadł się na łódź i postanowił nie płacić podatków w swojej ojczyźnie. Teraz większość czasu spędza, żeglując po Morzu Śródziemnym. Formalnie jest rezydentem w Grecji. Swoje doświadczenie opisał w książce pod chwytliwym tytułem "Czy naprawdę możesz dać nogę ze swoimi pieniędzmi?", która okazała się bestsellerem. Rezydentów nie uznają Stany Zjednoczone. Obywatel tego państwa musi płacić podatki swojej ojczyźnie bez względu na to, czy w niej mieszka i pracuje, czy nie. Jeżeli chce to zmienić, musi zrzec się obywatelstwa. - Nasz kraj powinien się wzorować na amerykańskim systemie podatkowym. Obowiązują tam niskie podatki, ale są skutecznie egzekwowane - stwierdza Wojciech Fibak.

Drogowskazy do raju
Maleńkie Kajmany 60 proc. swoich dochodów czerpią dzięki statusowi raju podatkowego. Ulokowane jest tam 413 mld dolarów, co czyni to państewko jednym z większych centrów finansowych świata. W Polsce coraz więcej firm specjalizuje się w doradzaniu, w jakim kraju należy zarejestrować działalność gospodarczą, żeby zapłacić jak najmniej. Oprócz wielu małych spółek zajmuje się tym także "wielka piątka" firm konsultingowych: Arthur Andersen, Ernst & Young, KPMG, PricewaterhauseCoopers, Deloitte & Touche), oraz działająca od 1997 r. na polskim rynku OCRA Consulting (do 2000 r. OCRA World Wide). - Popyt na nasze usługi stale rośnie. Coraz więcej Polaków, niekoniecznie najbogatszych, chce skorzystać z możliwości legalnego płacenia niższych podatków - mówi Anna Maria Batko z OCRA Consulting. Tę opinię potwierdza Jarosław Grabowiecki z J.G. Offshore Partners, spółki zajmującej się rejestracją firm na Cyprze: - W ciągu ostatnich dwóch lat liczba naszych klientów wzrosła o sto procent.

Więcej możesz przeczytać w 32/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.