Tak źle i tak niedobrze

Tak źle i tak niedobrze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Melchior Wańkowicz nieraz mawiał, że jest za mądry, żeby dać sobie zmierzyć iloraz inteligencji. Łatwo to zrozumieć. Bo doznaje się albo nieprzyjemnego poczucia niższości wobec tych, którzy iloraz mają większy, albo pychy wobec tych z niższym. Tak źle i tak niedobrze. Najgorzej rzeczy wyrażać liczbami, bo liczby dają się porównywać.
A porównania, zwłaszcza nad Wisłą, są zawsze niebezpieczne. W tę pułapkę wpadli nasi parlamentarzyści w związku ze sprawą ujawniania bądź nieujawniania swojego stanu posiadania. Bo do czego tu się przyznać? Czy że się ma tyle, ile przeciętny wyborca, a nawet mniej - i tym samym wzbudzić podejrzenie o nieudacznictwo - czy też przyznając się do zamożności, narazić się na zarzut nieuczciwości. U nas jak ktoś nie ma - znaczy frajer, a jak ma - znaczy złodziej albo w najlepszym razie łapówkarz. Tak źle i tak niedobrze. W dojście do majątku uczciwą drogą jakoś nikt nie wierzy. Cóż, każdy sądzi według siebie.
Więc nieboracy w pierwszym odruchu uchwalili, że nie ujawnią, a następnie zaczęli na wyścigi ujawniać. Że niby akurat oni nie mają nic do ukrycia. Jeszcze tylko dziennikarze udają, że im wierzą, bo mają co drukować w ogórkowym sezonie, a w wypadku posłów deklarujących większy stan posiadania mogą na dodatek tropić afery. Zresztą aferę można zrobić ze wszystkiego, nawet z laptopa wziętego przez posła w opakowaniu i nie zwróconego po rozpakowaniu, bo rozpakowanych prezentów się nie zwraca. A poseł z całą powagą się tłumaczy i jeszcze zupełnie jak w piaskownicy skarży na kolegę. Że ten kieruje mafią. Widocznie z zazdrości, i to nawet niekoniecznie o pieniądze, ale o skuteczność.
"Bo gdybym ja kierował mafią,/ wtedy bym zrobił w naszym mieście/ to, czego władze nie potrafią./ Porządek zrobiłbym nareszcie". Może więc szkoda, że nie kieruje? Tak źle i tak niedobrze. Na razie wobec widocznych dookoła mocnych dowodów niewinności pomówionego sąd oddalił zarzut i nakazał przeprosić.
Tymczasem premier lata śmigłowcem nad zatopionymi przez powódź terenami, a prezydent nie lata, tylko czeka, aż wyschną, żeby jego świta po wyjściu ze śmigłowca nie musiała całować błota. I tylko szczęście w nieszczęściu, że niektóre partie ograniczają wydatki na kampanię wyborczą, żeby tymi pieniędzmi wspomóc powodzian. Bo błota mamy dość na ziemi. Po co chłopcy mają się nim jeszcze obrzucać?

Więcej możesz przeczytać w 32/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.