Prof. Jan Żaryn: Wciąż mamy wiele do odkrycia

Prof. Jan Żaryn: Wciąż mamy wiele do odkrycia

Dodano: 
Powstanie Warszawskie
Powstanie WarszawskieŹródło:Domena publiczna/NAC
Odkrywanie „perełek” o Powstaniu Warszawskim, dokumentów i pamiątek ukrytych w przepastnych szufladach naszych domów, będzie nam jeszcze towarzyszyć przez lata – mówi prof. Jan Żaryn, historyk, dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

Pamięć o Powstaniu Warszawskim jest wciąż żywa, co widzimy podczas corocznych obchodów 1 sierpnia. Program tegorocznych wydarzeń upamiętniających bohaterów sprzed 78 lat jest niezwykle ciekawy, ale przecież nie jest to zjawisko lokalne, związane z historią stolicy. Wydarzenia odbywają się w całej Polsce.

Prof. Jan Żaryn: Powstanie Warszawskie to szalenie istotny moment, choć tragiczny fragment historii Polski, bo wtedy rozgrywała się batalia o niepodległość naszej ojczyzny, dlatego w każdym zakątku Polski ludzie upamiętniają pamięć o poległych. To znak przemian świadomościowych, którego jesteśmy świadkami i współtwórcami. Patrząc z perspektywy mojej funkcji związanej z dziedzictwem obozu narodowego, ale też jako wieloletni działacz społeczny, z satysfakcją obserwuję, że Polacy celebrują ważne rocznice w naszych dziejach, a szczególnie cieszy obecność młodego pokolenia. Wszystko to zawdzięczamy inicjatorom budowy Muzeum Powstania Warszawskiego i jego wieloletnim pracownikom, z dyrektorem Janem Ołdakowskim na czele. Dzięki ich inicjatywom także dzieci i młodzież włączają się w obchody. Czczą minutą ciszy godzinę „W” w różnych miejscach – na Mokotowie, Woli, Powązkach Wojskowych czy przy Rondzie Dmowskiego, ale uczestniczą też w spotkaniach tematycznych, koncertach, wystawach. Pamięć wśród młodych ludzi jest niezwykle żywa. Widzę to co roku, będąc tego dnia razem z rodziną na Powązkach Wojskowych. I tak się dzieje w całej Polsce.

Żyjący powstańcy często mówią podczas obchodów, że chcieliby, abyśmy nie zapominali jako naród o naszych barwach i żebyśmy nie byli jako naród poróżnieni. To możliwe?

Jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie, myślę, że jesteśmy zjednoczeni. Dyskutujemy oczywiście o tym, czy powstanie było zasadne, jakie ponieśliśmy koszty, czy należało tak a nie inaczej powstępować, jeśli chodzi o naszą politykę zagraniczną rządu na uchodźstwie. To dyskusje, które będą zapewne trwały jeszcze przez pokolenia, ale nie ma wątpliwości, że jesteśmy w tym sensie zjednoczeni, że oddajemy honory powstańcom i mamy świadomość tego, o co toczyła się ta walka. Odrabiamy różne straty.

To znaczy?

Mój instytut w zeszłym roku uhonorował po raz pierwszy pułkownika Józefa Rokickiego, komendanta głównego Narodowej Organizacji Wojskowej AK, który był jednocześnie od 18 sierpnia 1944 roku dowódcą Mokotowa, dzielnicy, która była jedną z najdłużej broniących się w czasie powstania. To uhonorowanie nie spotkało się już z kontestacją, choć należało się dowódcy dużo wcześniej, wręcz odwrotnie – dziś na trasie mokotowskich obchodów będzie i on uhonorowany przez tych, którzy pamiętają o historii Mokotowa. Jest zgoda co do tego, że należy oddawać cześć powstańcom, bo nie nam wyrokować, które z ich poglądów były właściwe, a które nie, gdy oddawali życie za ojczyznę.

Obchody też dzielą Polaków. To się kiedyś zmieni?

Tu ciężko o zgodę, obchody nie wpływają przecież na zmianę naszych poglądów na bieżącą politykę. To się rozmija z pamięcią historyczną, każdy ma swój punkt widzenia. Myślę jednak, że dziś Polacy za rzadko zadają sobie pytanie, co to znaczy niepodległość, suwerenność i czy jesteśmy w tym systemie wartości, który towarzyszył powstańcom, czy też są to dla nas dziś ludzie zupełnie obcy. I to jest podstawowa linia podziału. Obawiam się, że wielu Polaków nie ceni niepodległości, bo to kosztuje.

Weterani w tym roku apelują o godne uczczenie nadchodzącej rocznicy. Niby oczywiste, ale chyba nie dla wszystkich. Powstańcze gadżety, moda na noszenie opasek zarezerwowanych tylko dla uczestników była ostro skrytykowana przez samych powstańców.

To trochę tak jak z dewocjonaliami. Jawią nam się jako wytwór niskiego poziomu artystycznego i pachną kiczem, ale przecież nie kontestujemy przez to pobożności tych, którzy uczestniczą w religijnych przeżyciach, bo nie mamy do tego prawa. Być może handel powstańczy jest męczącym estetycznie zjawiskiem, ale to jest margines. Raduje się moja dusza, że ktoś nosi tego dnia opaskę. To wyraz jego odczuć, solidaryzowania się z powstańcami.

Jan Ołdakowski stwierdził kiedyś, że zgodnie z ideą Polski Walczącej powinna powstać wystawa mówiąca o tym, jak poprawnie używać symbolu Polski Walczącej – z szacunkiem do powstańców i historii.

Przede wszystkim nie wolno nadużywać tego symbolu; za narysowanie kotwicy na murze czy pomniku lotnika w stolicy ludzie ginęli. Jednocześnie to jednak symbol upowszechnia wydarzenie historyczne, w tym przypadku zbliża nas do rozumienia wyjątkowości powstania.

O powstaniu napisano już niemal wszystko, ale wciąż – sukcesywnie – dowiadujemy się więcej. Czy są wątki, które jeszcze pana zdaniem nie ujrzały światła dziennego i nie zostały zgłębione przez historyków?

Oczywiście. Z jednej strony – na poziomie historii personalistyczno-rodzinnej mam świadomość, jak wiele pamiątek rodzinnych jest w posiadaniu Polaków, o których istnieniu nie mamy pojęcia. Sami w Instytucie mamy kolekcje, które dotyczą osób biorących udział w powstaniu, w konspiracji narodowej w okresie II wojny światowej, o których niewiele wiedzą nawet historycy. Dosłownie kilka dni temu czytałem tylko regesty dokumentów wytworzonych przez jedno ze zgromadzeń zakonnych. To archiwum jest na razie niedostępne. Kilka dni temu wydaliśmy jako IDMN pracę pani Marceliny Koprowskiej o życiu religijnym podczas Powstania. To pierwsza tak obszerna praca na ten temat, choć opublikowano wiele wspomnień, historie kapliczek, itd. Za chwilę wydamy wspomnienia płk Józefa Rokickiego, po raz pierwszy w Polsce. Odkrywanie „perełek” w przepastnych szufladach, pawlaczach naszych domów, będzie nam jeszcze towarzyszyć przez lata.

Najlepszym przykładem są archiwa Muzeum Powstania Warszawskiego.

No właśnie. W tej historii muzeum ważne miejsce zajmują przynoszone przez ludzi artefakty. Piszą o tym pracownicy MPW choćby na łamach „W sieci Historii”, którego to pisma jestem redaktorem naczelnym. Ciągle odkrywamy coś, czego wcześniej nie rozpoznaliśmy lub chcemy przekazać wnukom i prawnukom, ale nachodzi nas refleksja, że może podzielimy się tymi dokumentami z innymi Polakami, byśmy mogli coraz więcej rozumieć.

W przyszłości powstanie jeszcze wiele monografii na temat Powstania?

Są tematy, które wymagają pogłębienia – przede wszystkim tematyka związana z historią formacji obozu narodowego. Wprawdzie powstała bardzo dobra praca prof. Krzysztofa Kosińskiego z Instytutu Historii PAN pt. „Ekonomia krwi. Z historii konspiracji narodowej w walczącej Warszawie 1939-1944-1990”, i to jest pierwsza tak obszerna monografia dotycząca narodowców w Powstaniu Warszawskim, szczególnie NOW AK. Jest też praca o Narodowych Siłach Zbrojnych w Powstaniu Warszawskim, autorstwa Sebastiana Bojemskiego, są filmy dokumentalne np. o ks. Prof. Janie Stępniu, kapelanie NOW-AK, o jego „węgierskiej misji”, ale nie mam cienia wątpliwości, że jeszcze więcej można o tym napisać. Życiorysy osób takich jak Tadeusz Siemiątkowski ps. Mazur, Tadeusz Boguszewski ps. „Bielecki” czy Michał Słomiński ps. „Tadeusz Czarny”, czekają na badaczy - można byłoby mnożyć.

Wiele zapewne kryją też dokumenty zagraniczne.

Jest wiele ważnych publikacji, które są wynikiem kwerend zagranicznych – np. akta ambasadora Kazimierza Papée, ostatniego dyplomaty II RP przy Stolicy Apostolskiej, przedstawiciela polskiego rządu na uchodźstwie. Przypomnę, że dzięki niemu Watykan dowiedział się o zagładzie Żydów na ziemiach polskich w czasie niemieckiej okupacji, a później, w czasach stalinowskich, przekazywał Stolicy Apostolskiej informacje o tym, co dzieje się w Polsce – np. o aresztowaniu prymasa Stefana Wyszyńskiego. Ale to nie wszystko. Są zagraniczne książki dotyczące polityki USA, Wielkiej Brytanii, Rosji, ale też sporo materiałów, które jeszcze są w gestii tych państw, a mogłyby znaleźć odzwierciedlenie w kolejnych monografiach. Niezależnie od tego, czy mamy coś nowego dziś do powiedzenia czy nie – na podstawie niespenetrowanych jeszcze źródeł – wiemy jako historycy, że co pokolenie odbywa się próba krytycznego spojrzenia historiograficznego i młodzi kontestują – i słusznie – co myśmy zrobili. I poprawiają nas, widzą nowe rzeczy, zdają nowe pytania badawcze. Fakt, że istnieje wiele artykułów i publikacji na ten temat, nie zmienia tego twórczego wysiłku, który jest przed nami.

Artykuł został opublikowany w 30/2022 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.