Pełzający remont

Pełzający remont

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Nowym Jorku nie przyjmuje się ofert firm planujących remonty ulic na dłużej niż tydzień. Jeśli z jakiegoś powodu prace się przeciągają, każdego dnia opóźnienia wartość kontraktu zmniejsza się o 20 proc. Remonty najczęściej rozpoczyna się w piątek wieczorem, a kończy w poniedziałek przed świtem.

Podobnie naprawy dróg przeprowadzane są w Londynie, Madrycie, Amsterdamie czy Frankfurcie nad Menem. W krajach Unii Europejskiej, a także na przykład na Węgrzech, wykonawca musi wpłacić do kasy miasta kaucję, która topnieje wraz z przedłużaniem się robót. W Polsce nikt tego systemu nie wprowadził, mimo że rozlicznym delegacjom radnych wojażujących po Europie znany jest on od lat. Być może dlatego remonty dróg i ulic trwają u nas przeciętnie 5-6 miesięcy, a co trzeci ciągnie się nawet dłużej niż rok.

Przetargi z o.o.
Dobrze wykonana nawierzchnia powinna bez remontu przetrwać dziesięć lat. W naszym kraju średnio wytrzymuje trzy lata. Zastanawia, że inwestorzy, czyli gminy i instytucje rządowe, najczęściej uważają, iż to wystarczy. Po trzech latach, a często już po roku, wykonawca przystępuje do remontu spartaczonej przez siebie drogi. Inwestorzy bardzo rzadko egzekwują kary za źle wykonane prace i opóźnienia. Cóż, wedle danych Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, ponad 90 proc. przetargów na budowę oraz naprawy dróg i ulic jest "ustawionych". Władze miejskie nie ponoszą też odpowiedzialności za sparaliżowanie ruchu ulicznego. W dodatku co najmniej połowę remontów na polskich drogach przeprowadzają firmy, które nie dysponują odpowiednią technologią i potencjałem produkcyjnym.
Polska jest chyba jedynym krajem w Europie, gdzie w dokumentacji technicznej często nie podaje się gwarantowanego przez wykonawcę okresu użytkowania drogi. Prawy pas ulicy Potokowej w Gdańsku oddano do eksploatacji w 1994 r. Cztery lata później - sześć lat wcześniej, niż zakładano - konieczny był remont generalny. Już dwa lata po jego zakończeniu część nawierzchni trzeba było położyć od nowa. Skrzyżowanie ulic Kartuskiej, Nowolipie i Łostowickiej zmodernizowano w maju 1995 r. Trzy lata później okazało się, że trzeba wymienić krawężniki i 700 m2 nawierzchni.
W sierpniu ubiegłego roku uroczyście otwarto wyremontowaną Trasę Łazienkowską w Warszawie. Wykonawca (Warszawskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych) skończył prace trzy dni przed terminem. Nazajutrz, po gwałtownej ulewie, trasa została zalana i ponownie ją zamknięto. Okazało się, że robotnicy zapchali studzienkę kanalizacyjną siedmioma tonami asfaltu.

Czas to pieniądz
Powód przeciągania remontów dróg i ulic jest zwykle banalny: ekipy pracują tylko na jedną zmianę. - Nie zmuszamy nikogo do pracy na dwóch zmianach. To wewnętrzna sprawa firm, jak zorganizować prace, aby zakończyć je w terminie - mówi Małgorzata Gajewska, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego w kontrakcie nie zapisano krótszego czasu przeprowadzenia remontu. Trudno się dziwić, że remonty ulic na warszawskim Bemowie i Woli bądź naprawa alei Prymasa Tysiąclecia trwają już kilka miesięcy. - Czas pracy podczas remontów ulic we Wrocławiu wynosi średnio 8-10 godzin. Dłużej pracuje się tylko wtedy, gdy wymaga tego technologia, na przykład trzeba wylać beton, który szybko stygnie w betoniarce - tłumaczy Krzysztof Kiniorski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Komunikacji we Wrocławiu. Zabrakło wyjaśnienia, dlaczego inwestor na to pozwala.
Nawet określone w umowach terminy są jednak nagminnie przekraczane. W Poznaniu ślimaczył się na przykład remont ulicy Podgórnej. Wykonawca i Zarząd Dróg Miejskich nie mogli ustalić, jaką kostką brukową wyłożyć nawierzchnię. Spór rozstrzyg-nięto, po czym okazało się, że robotnicy ułożyli kostkę niechlujnie. Potrzebne były poprawki. Remont zamiast dwóch miesięcy, trwał cztery. Ulica Ryżowa w podwarszawskich Włochach, jedna z najważniejszych w gminie, była naprawiana ponad półtora roku. Powodem opóźnienia były "problemy organizacyjne" wykonawcy.
Wiadukt nad ulicą Wodzisławską w Żorach planowano wyremontować do 30 października 2000 r. Prace skończono osiem miesięcy później. Firma, która wygrała przetarg, rozpoczęła naprawę na początku sierpnia ubiegłego roku, później wstrzymała roboty i przedstawiła miastu opinię z Politechniki Krakowskiej, według której most najlepiej byłoby wyburzyć i zbudować od nowa. Wykonawca zadeklarował, że chętnie to zrobi, ale oczywiście za dużo większe pieniądze. W grudniu miasto musiało zerwać umowę. Zwycięzca kolejnego przetargu również nie dotrzymał terminu oddania wiaduktu do użytku.
Za przedłużające się remonty odpowiedzialne są także firmy zarządzające podziemną infrastrukturą. Naprawy kilku ulic wokół placu Dominikańskiego w centrum Wrocławia przeciąg-nęły się w ubiegłym roku o ponad miesiąc, bowiem zupełnie niespodziewanie trzeba było przerobić położony zbyt płytko gazociąg. Odpowiednie prace trwały tylko trzy dni, ale uzgodnienia zajęły aż miesiąc. W Kielcach z kolei kierowcy tkwili w korkach kilka tygodni dłużej, ponieważ podczas remontu ulicy Żelaznej przedsiębiorstwo wodociągowe nie naprawiło należącej do niego sieci.

Wrogi rynek
Sytuacja poprawiłaby się, gdyby wykonawcy naprawdę musieli z sobą konkurować. Tyle że władzom miast na tym nie zależy: nie sposób przecież zarobić na uczciwych przetargach. Skoro są one "ustawiane", nie trzeba inwestować w sprzęt, technologie i fachowców. Na rynku utrzymują się więc przedsiębiorstwa, które w normalnych warunkach nie miałyby na to żadnych szans. - Tylko 5 proc. dużych firm ma odpowiednie zaplecze techniczne i tak wykwalifikowaną kadrę, aby budować drogi o europejskiej jakości - tłumaczy Stefan Rewiński, były zastępca prezesa Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad. - Modernizacjami dróg zajmują się m.in. przedsiębiorstwa budownictwa przemysłowego. W ich branży panuje dekoniunktura, zatem starają się podpisać jakikolwiek kontrakt, żeby przetrwać. Wygrywają przetarg, bo oferują najniższą cenę. Tyle że biorą ją z sufitu - stwierdza Krzysztof Chlipalski z Katedry Komunikacji Lądowej Politechniki Śląskiej. Bardzo często firmy szukają podwykonawców dopiero po wygraniu przetargu. Ci zaś rozpoczynają remont po skończeniu wcześ-niejszych zleceń lub pracują jednocześnie na kilku budowach, koncentrując się na pracach tam, gdzie kary za opóźnienia są najmniejsze.

Rachunek strat
Na przedłużających się remontach tracą przede wszystkim mieszkańcy oraz właściciele firm położonych w pobliżu naprawianych ulic. W sklepach przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie (roboty trwają tam od maja) obroty spadły nawet o połowę. Włodzimierz Krzemiński, wiceprezes zarządu Stalexport-Centrostal, szacuje straty spowodowane przedłużającym się remontem ulicy Bór w Częstochowie na 101 tys. zł. Właścicielka salonu kosmetycznego Kenzo w Poznaniu będzie się domagać od miasta 50 tys. zł tytułem odszkodowania za remont, który zakończył się długo po terminie. - Utrzymanie 20 pracowników sporo kosztuje, a roboty na ulicy Podgórnej przeciągały się niemiłosier-nie. Ściągnięto chodnik, wszędzie było pełno błota - opowiada Daniel Sułkowski, mąż właścicielki. To jednak wyjątek. Mimo strat bardzo rzadko właściciele firm skarżą wykonawców i inwestorów do sądu. Jeśli jednego na to nie stać, dlaczego nie wnoszą pozwów zbiorowych? Wyjaśnił nam to jeden z warszawskich restauratorów: - Z władzami miast nie warto zadzierać. Gdyby przedsiębiorca zaskarżył władze do sądu, przez lata nie mógłby w magistracie niczego załatwić, a na swoją firmę ściągnąłby nie kończące się kontrole. Nie wiadomo zresztą, czy wniesienie pozwu coś by dało. - Zgodnie z ustawą o drogach publicznych, zarządca drogi może ją zamknąć, żeby przeprowadzić remont. Właściciele firm zlokalizowanych przy takich ulicach nie mogą sobie rościć praw do odszkodowań z tego tytułu - tłumaczy Krzysztof Kiniorski.

Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.