Pokój odważnych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli chcemy pokoju, obie strony muszą się zdobyć na kompromis
Aby wznowienie rokowań było możliwe, Palestyńczycy powinni przerwać akty terroru, zasiąść wraz z nami za wspólnym stołem w obecności przedstawiciela prezydenta USA.

Stany Zjednoczone mają największy wpływ na naszą politykę i na Arafata. Ważnym czynnikiem w poszukiwaniu pokoju w naszym regionie jest ponadto Rosja, z którą mamy ostatnio dobre kontakty. Bardzo dobre stosunki mamy również z Polską, dlatego właśnie w Warszawie 22 i 23 sierpnia pod przewodnictwem ministra Szimona Peresa odbędzie się narada ambasadorów Izraela, akredytowanych w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
W 1992 r. w Madrycie prawicowy rząd Icchaka Szamira podjął historyczną próbę zmiany stosunków między Izraelem i Palestyńczykami. Potem premier Icchak Rabin wraz z Szimonem Peresem włożyli wiele serca i sił, by zmienić bieg naszej historii. Przełom zaczął się rysować w czasie początkowo tajnych, a potem już oficjalnych rozmów w Oslo. Będąc przewodniczącym Knesetu, znajdowałem się bardzo blisko tych spraw. Gdy poinformowano w telewizji, że Rabin jedzie do Waszyngtonu na spotkanie z Arafatem, ludzie przeżyli szok. Rabin był generałem, szefem sztabu w wojnie 1967 r., natomiast Arafat stał się dla nas symbolem terroryzmu. Był nie tylko wrogiem, ale przywódcą naszych wrogów. Czuliśmy, że nadchodzi czas pokoju odważnych, bo wymagał on więcej odwagi niż wojna.
Jeśli chcemy pokoju, obie strony muszą się zdobyć na kompromis. Na pewno powstanie państwo palestyńskie, zresztą ono już prawie istnieje. Najtrudniejsze sprawy, na przykład kwestię stolicy, postanowiono odłożyć na później. Najważniejsze było bowiem stworzenie atmosfery wzajemnego zaufania. Czuliśmy wtedy, że zaczynamy zupełnie nowy etap. Rabin zginął jako ofiara pokoju. Rząd Netaniahu, mimo wielu zastrzeżeń, kontynuował zapoczątkowany przez niego proces. Również rząd Baraka chciał zakończyć konflikt, proponując nawet kompromis w sprawie Jerozolimy.
Palestyńczycy odnieśli zwycięstwo w wymiarze historycznym, gdyż jeszcze parę lat temu nawet w mojej Partii Pracy nie mówiło się o ich prawie do własnego państwa. Dziś uważa się, wszyscy mają prawo do swego państwa. Premier Szaron też zdaje sobie sprawę z politycznych realiów. Ten rząd nie tylko może podpisać kolejne porozumienia, ale także je zrealizować. Większość Izraelczyków z całego serca chce zakończyć tę wojnę, która trwa zbyt długo i pociągnęła zbyt wiele ofiar.
Arafat rozpoczął proces demokratyzacji wśród Palestyńczyków. Nie jest to jeszcze demokracja rozwinięta, ale ma instytucje, które palestyński przywódca mógłby wykorzystać do hamowania ekstremistów i terrorystów. Palestyńczycy mieli realną szansę skończyć tę wojnę, ale Arafat w obecności prezydenta USA powiedział Barakowi "nie". Wiem, że naród palestyński doznał wielkich cierpień, ale nie można ciągle za wszystko obwiniać Izraela. Palestyńczycy muszą wreszcie przyjąć współodpowiedzialność za pokój.
Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.