Archiwum Putina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co prezydent Rosji ma do ukrycia w swoim życiorysie?
Od dwóch lat krąży po rosyjskich redakcjach tajemniczy "Materiał o działalności W.W. Putina". Ten pełen mniej lub bardziej prawdopodobnych informacji o kompromitujących faktach z życia prezydenta Rosji tekst powstał rzekomo na zlecenie służb specjalnych. Do jego autorstwa nie przyznaje się ani dyrekcja KGB, ani przedstawiciele innych służb. Co więcej - udowodniono, że wiele pojawiających się w nim rewelacji ewidentnie rozmija się z faktami. Jak choćby ta, że Władimir Putin posiada na południu Francji nieruchomości kupione za łapówki, które brał za wydawanie koncesji na otwarcie kasyn gry w Petersburgu. Oskarżenia wysuwane przez byłego deputowanego Aleksandra Biełajewa Putin obalił przed sądem.

Wicemer doradca
- Ten "Materiał" to nic innego jak fałszywka wyprodukowana przez kogoś, kto dużo wiedział o tym, co robił Putin, i kto starał się mu zaszkodzić. 90 proc. informacji zawartych w tekście nadaje się tylko do kosza - twierdzi politolog Władimir Komarow. Problem polega na tym, że pozostałe 10 proc. mogłoby niesławnie zakończyć karierę każdego europejskiego polityka. Pod warunkiem że ktoś przedstawiłby w sądzie niepodważalne dowody. Tych jednak nie ma.
Rok temu rosyjska gazeta "Sowierszenno siekrietno" opublikowała artykuł, z którego wynikało, że Putin - na początku lat 90., gdy pełnił funkcję zastępcy mera Petersburga ds. kontaktów międzynarodowych i inwestycji - zasiadał w radzie konsultacyjnej firmy SPAG (St. Petersburg Immobilien und Beteiligungen Aktiengesellschaft). Założycielem tej rosyjsko-niemieckiej spółki był niemiecki adwokat Rudolf Ritter, postać dobrze znana służbom specjalnym kilku państw. Ciążą na nim oskarżenia o pranie pieniędzy kolumbijskich karteli narkotykowych. Czy zatem Putin brał pieniądze od kokainowych baronów, umożliwiając im legalne inwestycje w Petersburgu i transfer gotówki?
Autorzy tekstu w "Sowierszenno siekrietno"powołali się na tajny raport, jaki o firmie SPAG sporządził niemiecki wywiad. Rewelacje rosyjskiej gazety przeszły bez echa. Większe zainteresowanie wzbudził artykuł opublikowany niedawno w "Newsweeku", który jednak de facto tylko powtórzył za "Sowierszenno siekrietno" zarzuty dotyczące kontaktów prezydenta Rosji z firmą SPAG. Kreml nie skomentował artykułów.

Krucjata Bieriezowskiego
Niedawno w rosyjskich mediach ukazało się kilka wywiadów z najbardziej znanym rosyjskim oligarchą Borysem Bieriezowskim, który sam siebie nazywa "zdeklarowanym opozycjonistą". Prezydentura Putina doprowadzi - według niego - do powrotu totalitaryzmu w Rosji. "Trzeba zrobić wszystko, by to powstrzymać" - twierdzi oligarcha. W wypowiedziach podkreśla, że "interesuje go jedynie los Rosji", oraz że nadal zarabia ogromne pieniądze. Nietrudno się domyślić, na co zamierza je przeznaczyć. Jego idée fixe od dawna jest stworzenie partii, która spróbowałaby przejąć władzę. Wszystkie dotychczasowe próby okazały się nieskuteczne. Zmienił więc taktykę i rozpoczął prasową "wojnę teczek". Rosyjska "Nowaja Gazieta" zasugerowała, że za wysadzaniem w powietrze bloków mieszkalnych w rosyjskich miastach w 1999 r. nie stali czeczeńscy terroryści, lecz Federalna Służba Bezpieczeństwa pod kierunkiem ówczesnego szefa Władimira Putina.
Bieriezowski cierpi - zdaniem Komarowa - na "syndrom odrzucenia". - To paradoks: ten najpotężniejszy człowiek rosyjskiej polityki sam wybiera następcę Borysa Jelcyna, daje mu pieniądze na kampanię wyborczą i niszczy jego konkurencję. Ten jednak niczym Golem zwraca się przeciwko swemu twórcy, z którym nie chce się dzielić władzą. Najpierw pozbawia go politycznych wpływów, później dochodów z intratnych przedsięwzięć, wreszcie zmusza go do ucieczki z kraju. Co jednak może zrobić prezydentowi były oligarcha? Jedynie grozić. Innego zdania jest Rustam Akaliłow, dziennikarz tygodnika "Wersija", od wielu lat badający korupcję na najwyższych szczeblach rosyjskiej władzy. Uważa, że nie wiadomo, co kryją archiwa jeszcze do niedawna jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji. Tym bardziej że nie tak dawno Bieriezowski zapowiadał, iż "już wkrótce powstanie opozycyjna partia zdolna zmienić obecny układ, a Władimir Putin nie dotrwa na stanowisku prezydenta do końca kadencji".

Romantyczne czasy petersburskie
Większość niewygodnych faktów z życiorysu Putina związana jest z okresem, kiedy pełnił funkcję wicemera Petersburga. Sam rosyjski prezydent nazywa te sześć lat "czasem romantycznym". Po powrocie z NRD w 1990 r. były oficer KGB Władimir Putin zostaje doradcą rektora Uniwersytetu Leningradzkiego ds. kontaktów międzynarodowych. W tym czasie poznaje Anatolija Sobczaka - ówczesnego przewodniczącego rady miejskiej Leningradu i lidera opozycji demokratycznej w Związku Radzieckim. Szybko zostaje jego prawą ręką - człowiekiem do zadań specjalnych, a wreszcie jego zastępcą. Jak to możliwe, że najbliższym współpracownikiem lidera demokratycznej opozycji stał się były etatowy pracownik KGB? Według jednej z hipotez, Sobczak pamiętał swojego byłego studenta. Część mediów pisała jednak, że był on po prostu "podstawionym agentem KGB". Niezależnie od tego, jak było naprawdę, Putin pozostał do końca lojalny wobec swojego szefa.
Na początku 1991 r. grupa deputowanych do Rady Petersburga wszczęła śledztwo dotyczące nielegalnego przekazywania koncesji na handel metalami kolorowymi w Petersburgu. Głównym oskarżonym był zastępca mera Władimir Putin. Zarzuty sprowadzały się do tego, że różne firmy wywoziły z Petersburga surowce, ale obiecanej w zamian żywności nikt nigdy nie dostał. Po latach Putin - już jako kandydat na prezydenta - tłumaczył, iż "czasy były takie, że nie było wiadomo, kto jest uczciwy i komu można ufać".
Jednym z przedsiębiorstw, które wówczas otrzymały licencję, ale nie wywiązały się z warunków umowy, była firma Znamienskoje, należąca do Władimira Smirnowa i grupy SPAG. Smirnow jest do dzisiaj przyjacielem rosyjskiego prezydenta, wysokim funkcjonariuszem w jego kancelarii. Smirnow - podobno wspólnie z Putinem - był właścicielem firmy VS Real Estate Investment Ltd., która bezskutecznie próbowała przejąć hotel Astoria w Petersburgu. Później Putin zmusił rzekomo właścicieli pakietu większościowego Astorii do zapłacenia "odstępnego". Oczywiście wszystkie te rewelacje nie mają żadnego potwierdzenia w dokumentach. Jest natomiast faktem, że w pewnym okresie prezesem firmy Znamienskoje był Władimir Barsukow, alias Kumarin - ojciec chrzestny petersburskiej mafii.

Ostatnie zadanie agenta Putina
Na początku lat 90. wielu byłych oficerów radzieckich służb specjalnych, wykorzystując stare kontakty, zajmowało się na dużą skalę biznesem na pograniczu prawa lub wchodząc w konflikt z prawem. Czy Władimir Putin nie poszedł w ślady swoich kolegów? A może znacznie lepiej od nich zatroszczył się o swój życiorys? Ujawnienie, że Putin był członkiem rady konsultacyjnej SPAG, to niewiele. Zwłaszcza że nie ma żadnego dowodu na to, iż z tego tytułu otrzymał choćby rubla. Razem z nim w radzie zasiadał German Gref, obecny minister finansów, profesorowie uniwersytetu, a nawet przywódca miejscowych komunistów. Wszyscy zgodnie twierdzą, że żadnych pieniędzy nie brali, a ich działalność ograniczała się do wygłaszania odczytów o sytuacji ekonomicznej Rosji.
Ostatnia akcja Władimira Putina w Petersburgu polegała na tym, że przy pomocy byłych kolegów z KGB umożliwił ucieczkę do Francji swojemu szefowi Anatolijowi Sobczakowi. Mer Petersburga został oskarżony o nielegalne przywłaszczenie kilku mieszkań i był już ścigany listem gończym. Do końca nie wiadomo, czy była to polityczna prowokacja, czy zarzuty były prawdziwe. Jedno jest pewne - były agent KGB uratował przed kompromitacją jedną z głównych postaci rodzącej się w bólach rosyjskiej demokracji. A może przy okazji pomógł jedynemu człowiekowi, który znał "tajemnicę 10 proc."?


Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.