Damski napęd Buzka

Damski napęd Buzka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Teresa Kamińska, Aldona Kamela-Sowińska i Ewa Lewicka, czyli self-made women
Kiedy w radiu lub telewizji pojawia się Teresa Kamińska, szefowa doradców premiera, zastanawiam się, kto zostanie zdymisjonowany - mówi Jerzy Marek Nowakowski, były doradca prezesa Rady Ministrów do spraw międzynarodowych. Teresa Kamińska, Aldona Kamela-Sowińska i Ewa Lewicka nazywane są jedynymi prawdziwymi mężczyznami w gabinecie Jerzego Buzka. Kamińska potrafi wszystko załatwić, Lewicka wszystkiemu się sprzeciwić, a Kamela-Sowińska do wszystkiego przekonać.
W żadnym z dotychczasowych rządów nie było tylu kobiet, ile w gabinecie Jerzego Buzka. - Policzyliśmy to przy okazji Dnia Kobiet: na stanowiskach ministrów, wiceministrów, prezesów i ich zastępców w centralnych urzędach pracuje około 50 pań - mówi Andrzej Urbański, podsekretarz stanu w kancelarii premiera.

Teresa Kamińska, czyli Premiera
Najbliższym współpracownikiem Jerzego Buzka jest Teresa Kamińska. Niektórzy uważają nawet, że Kamińska "rządzi rządem". W kancelarii premiera można usłyszeć co najmniej pięć nadanych jej przydomków: Richelieu, Napoleonka, Premiera, Lady No lub po prostu Ona. Tyle samo osób zachwyca się jej bezpośrednim i ujmującym sposobem bycia, ile krytykuje za nieszczerość i nadmierne spersonalizowanie polityki. - Szczególnie dbała o to, aby nikt bez jej wiedzy nie miał kontaktów z premierem - ujawnia Nowakowski. Jego zdaniem, Kamińska jest współodpowiedzialna za zniszczenie struktury kancelarii. Dlatego premier nie ma niezależnych informacji i analiz na temat tego, co dzieje się w ministerstwach. Stąd zapewne jego zaskoczenie złym stanem finansów państwa. - To przez Teresę premier się rozdrabnia. Ona wymyśliła, że powinien się pokazywać na każdym balu, przecinać wstęgi, otwierać mistrzostwa. Bywa wszędzie, a jedynym efektem tych spotkań jest jego potworne zmęczenie. Tak się nie buduje wizerunku - mówi jeden z pracowników kancelarii.
Innego zdania jest Andrzej Urbański. - Pani minister potrafi współpracować z dużymi zespołami ludzi, uzgodnić wspólne stanowisko, gdy wydaje się, że kompromis jest niemożliwy. Jedyne, czego alergicznie nie znosi, to przejawów nielojalności wobec szefa rządu. Nikt przecież nie musi pracować w kancelarii premiera - mówi Urbański. Teresa Kamińska świetnie się czuje nie tylko wśród kolegów z Ruchu Społecznego AWS, ale także w Kancelarii Prezydenta. Spotyka się z Barbarą Labudą i Ryszardem Kaliszem. To zapewne w sporej mierze dzięki jej kontaktom nie ma ostatnio zadrażnień między kancelariami premiera i prezydenta.

Ewa Lewicka, czyli "antyblondynka"
Ewa Lewicka do rządu trafiła w 1997 r. z NSZZ "Solidarność" - była wówczas wiceprzewodniczącą regionu mazowieckiego. Miała opinię eksperta, a nie polityka. Przygotowywała związkowy projekt reformy rent i emerytur. Została wiceministrem pracy i pełnomocnikiem rządu ds. reformy zabezpieczenia społecznego. Weszła też do rady nadzorczej ZUS. "Ewa Lewicka była taką specjalistką, że po prostu nie mogli się bez niej obejść. Zresztą też nie bez bólu, bo bardzo jej nie chciano. Longin Komołowski, minister pracy, wiedział jednak, że jest mocna merytorycznie" - mówił Maciej Jankowski, były szef mazowieckiej "Solidarności". Lewicka przygotowała jedną z najtrudniejszych reform - emerytalną. Nawet przeciwnicy mówią o niej z szacunkiem. - Ma trudny charakter, ale jeśli już coś się z nią ustali, dotrzymuje słowa - mówi jeden z ministrów. Jest nazywana "antyblondynką". Nie kokietuje, nie stosuje tzw. kobiecej strategii, nie przymila się, nigdy nie płacze. Jest twarda w negocjacjach. Wielu zwiodła swoim wyglądem. Nie przypuszczali, że tyle uporu może tkwić w tej filigranowej blondynce. - Od czasu, kiedy współpracowałem z nią w mazowieckiej "Solidarności", jeszcze zmężniała - twierdzi Andrzej Urbański.

Aldona Kamela-Sowińska, czyli żelazna dama
Polską Margaret Thatcher okrzyknięto Aldonę Kamelę-Sowińską, od lutego tego roku minister skarbu (jest córką zawodowego wojskowego). Wyprostowana, elegancka, wypowiada się w sposób zdecydowany, jakby dyktowała gotowe komunikaty. W ministerstwie, w randze podsekretarza stanu, pracowała niemal od początku kadencji obecnego rządu: odpowiadała za prywatyzację przemysłu zbrojeniowego i spółek strategicznych oraz za ewidencję majątku państwowego. Powtarza, że jest "klasycznym apolitycznym profesjonalistą wprowadzonym do polityki".
Ekonomiści odetchnęli, gdy objęła resort skarbu, bowiem pod jej rządami wreszcie "ruszyła" prywatyzacja. - Podczas kampanii wyborczej zawsze dominują głosy, że należy zaprzestać wyprzedaży majątku narodowego. Minister Kamela-Sowińska przeszła od zapowiedzi do czynów i zgodnie z oczekiwaniami rządu przyspieszyła prywatyzację. To dobrze, bo często przedłużanie tego procesu niekorzystnie odbija się na kondycji i konkurencyjności państwowych firm - uważa Janusz Lewandowski, poseł Platformy Obywatelskiej. - Ona wie, co ma do powiedzenia i umie to przekazać - ocenia Jerzy Głuszyński, prezes Pentora. Tuż po objęciu funkcji ministra skarbu usunęła ze swego gabinetu posła Gabriela Janowskiego, okupującego ministerialne pomieszczenia. Wkrótce doprowadziła do dymisji "nieusuwalnego" Władysława Jamrożego z funkcji prezesa Totalizatora Sportowego i Grzegorza Wieczerzaka z posady prezesa PZU Życie.

Same sobie
Ewa Lewicka studiowała socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała m.in. w PAN i SGH. Teresa Kamińska ukończyła olsztyńską Akademię Rolniczo-Techniczną, Wydział Ochrony Wód i Rybactwa Śródlądowego. Aldona Kamela-Sowińska jest absolwentką ekonomii (na AE w Poznaniu) i prawa (na UAM w Poznaniu). W 1980 r. Kamińska została magistrem inżynierem biologicznej ochrony wód. Zaczęła pracę na uczelni, ale w tamtych latach więcej czasu pochłaniała jej działalność w "Solidarności". Cztery lata po studiach Kamela-Sowińska napisała doktorat z ubezpieczeń i rozpoczęła pracę w katedrze rachunkowości poznańskiej Akademii Ekonomicznej. Tam w 1993 r. zrobiła habilitację - z wyceny majątku przedsiębiorstw w warunkach inflacji. Była to jedna z pierwszych w Polsce prac na ten temat. Ma w dorobku 118 publikacji naukowych. Jest wiceprezesem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. O tym, jak bardzo lubi i potrafi się uczyć, świadczy fakt, że kiedy pojechała z mężem do Nigerii (pracował na uniwersytecie w Zarii), przez osiem miesięcy opanowała angielski na tyle dobrze, że mogła zacząć wykładać.
Za czasów pierwszej "Solidarności" Teresa Kamińska została szefową informacji i propagandy w komisji zakładowej związku na olsztyńskiej uczelni. W stanie wojennym pracowała w olsztyńskiej filii Komisji Charytatywnej Episkopatu Polski. Działalność ta co prawda była oficjalnie tolerowana, Kamińską zaczęto jednak szykanować w pracy. Wraz z mężem kilka razy zmieniała miejsca zamieszkania i posady. Dłużej pracowała w dziale higieny komunalnej w gdańskim sanepidzie. Działała w związku, były szefową regionalnej "Solidarności" służby zdrowia w Gdańsku. W 1992 r. została przewodniczącą Sekretariatu Zdrowia związku. Opinii publicznej dała się poznać, gdy w 1994 r. była rzecznikiem głodujących pracowników budżetówki.
W latach 90. Aldona Kamela-Sowińska prowadziła firmę konsultingową, była dyrektorem fundacji Sami Sobie, pracowała na uczelni. - Razem dawało to przyzwoite zarobki - wspomina pani minister. W każdym razie pozwoliły na budowę domu. W wywiadach chwali się, że nie ma przyjaciół, a jedynie "osoby zaprzyjaźnione". Nie rozkleja się, może przegrać, ale nie przestaje walczyć. Taki wizerunek przekazuje mediom. Jej znajomi rysują jednak całkiem odmienny obraz: kobiety serdecznej, lubiącej się bawić, tańczyć, nie wahającej się w balowej sukni brodzić po kolana w oceanie.

Polityczna biografia
Gdy powstał rząd Jerzego Buzka, Teresie Kamińskiej zaproponowano kierowanie Ministerstwem Zdrowia. Odmówiła, tłumacząc, że nie może opuszczać Gdańska, że są ludzie lepiej przygotowani. Ale kilkanaście dni później zdecydowała się zostać ministrem koordynatorem reform społecznych. Zdaniem osób jej nieprzychylnych, Kamińska lubi władzę, ale obawia się odpowiedzialności. Dlatego została koordynatorem, czyli osobą odpowiadającą za wszystko, a jednocześnie za nic. To podobno jej upór przesądził o jednoczesnym wprowadzaniu czterech reform, co dzisiaj uznawane jest za fundamentalny błąd gabinetu Buzka.
Aldona Kamela-Sowińska rozpoczęła działalność polityczną w połowie lat 90. Była ekspertem BBWR, a w 1997 r. startowała do Sejmu z listy Bloku dla Polski - koalicji prawicowych partyjek, sprzeciwiających się przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Oprócz Sowińskiej kandydatem bloku był znany z nacjonalistycznych poglądów Maciej Giertych. Zdobyła niecałe 1000 głosów. W AWS - jak mówi - "wypromował" ją m.in. Tomasz Wójcik, były szef dolnośląskiej "Solidarności", inicjator ustawy uwłaszczeniowej, który chciał wiedzieć, czy wystarczy majątku skarbu państwa na realizację tego projektu. Tak trafiła do Warszawy. Cztery lata później Tomasz Wójcik, poseł AWS i szef sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji, podpisał się pod wnioskiem o wotum nieufności dla minister skarbu. Wniosek został odrzucony.

Mistrzynie autopromocji
Żelazne damy polskiej polityki łatwiej od mężczyzn nawiązują kontakty z dziennikarzami. Monika Olejnik z Radia Zet chwali sobie współpracę z kobietami ministrami.- Są profesjonalne, życzliwe, fajne. Można pogratulować premierowi ich wyboru, czego w wypadku wielu mężczyzn nie można uczynić - dodaje. - Kamińska uratowała nas w wielu trudnych momentach, nakłaniając premiera do przyjazdu do radia. Lewicka nie ignoruje nie tylko dziennikarzy z dużych rozgłośni, ale też początkujących - z regionalnych stacji, którzy na dodatek nie mają pojęcia o problemie. Kamela-Sowińska potrafi w krótkich żołnierskich słowach niczego nie powiedzieć - opowiada Jacek Czarnecki, dziennikarz Radia Zet. Inne wspomnienia z kontaktów z Teresą Kamińską ma dziennikarka radiowa Barbara Górska. - Przez pół roku usiłowałam przeprowadzić, a potem autoryzować wywiad z minister Kamińską dla jednego z kolorowych tygodników. Zgadzała się, a po kilku dniach zmieniała zdanie. Nigdy nie miałam do czynienia z tak nieprofesjonalnym i humorzastym ministrem - dodaje. - Kobiety w tym rządzie są znacznie silniejsze i twardsze niż panowie - mówi Konrad Piasecki z RMF FM.
Już raczej nie dowiemy się - ponieważ kadencja obecnego rządu dobiega końca - czy władczych predyspozycji nie mają Aleksandra Wiktorow, wiceminister pracy w rządach Bieleckiego, Olszewskiego i Suchockiej, a obecnie prezes ZUS lub Halina Wasilewska-Trenkner, minister finansów. Jerzy Głuszyński uważa, że jeśli w polskiej polityce kobieta zajmuje wysokie stanowisko, to jej awans jest uzasadniony. - W wypadku mężczyzn nie jest to takie oczywiste - dodaje.
Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: