Zasadzki talibów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak nie przegrać w Afganistanie
Gdy wejdziecie do Afganistanu, będziecie wspominać Wietnam jak letnią przygodę" - ostrzegają Amerykanów rosyjscy weterani dziesięcioletniej wojny. Gdy wojska ZSRR przekraczały granicę afgańską, mało kto brał pod uwagę ewentualność klęski jednej z najsilniejszych armii ówczesnego świata, która najechała kraj biedny, w dodatku prawie nie mający regularnego wojska. Od tamtej pory zmieniło się jedno: przeciwnikiem sił inwazyjnych nie będą już partyzanci, lecz znacznie lepiej wyszkolona regularna armia talibów. Tak jak dwadzieścia lat temu ich najlepszymi sprzymierzeńcami są warunki geograficzne, klimat i brak dróg.
Niemal cały Afganistan to kamienista pustynia. Ponad połowę jego powierzchni pokrywają jedne z największych gór świata - Hindukusz. Jedna z głównych dróg Afganistanu - z Kabulu do Mazar-i-Sharif - prowadzi przez przełęcz Salang na wysokości 3600 m oraz głęboki wąwóz o pionowych ścianach wysokości około 500 metrów. O oba przesmyki armia radziecka toczyła ciężkie walki przez kilka lat. W jednej tylko zasadzce partyzanci rozbili 40 czołgów i zabili 2200 żołnierzy. Wojska radzieckie nawet na opanowanych przez siebie terenach poruszały się tylko w uzbrojonych konwojach, a mimo to niemal każdemu takiemu przemarszowi towarzyszyły potyczki. Część pojazdów tracono wskutek zaminowania dróg. Do legendy przeszła obrona Doliny Panczsziru przez wojska Ahmeda Szacha Massuda. Rosjanie przypuścili na ten rejon trzy wielkie ataki z użyciem broni pancernej i lotnictwa. Za każdym razem zostali odparci przez ludzi uzbrojonych tylko w broń ręczną, bazooki i ręczne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych Stinger.
Przed rozpoczęciem wojny w Afganistanie były tylko trzy drogi asfaltowe. Po 23 latach walk nawet z nich nic nie zostało. Typowa droga w tym kraju to wąska ścieżka prowadząca wzdłuż doliny jakiejś rzeki, najczęściej na wysokości kilkuset metrów nad rzeką. Często jest wręcz wyrąbana w skałach. Przez wąwozy przerzucone są drewniane mostki o małej noś-ności. Samochód wyładowuje się przed mostkiem i załadowuje za nim, przenosząc ładunek na piechotę.
Gospodarka Afganistanu oparta jest na pasterstwie, prymitywnym rolnictwie, rzemiośle i handlu. Przemysł prawie nie istnieje. Nie ma elektryczności. W pasterskim kraju koczowników lotnictwo amerykańskie może nie mieć czego atakować. Pod władzą talibów istotną częścią gospodarki stała się produkcja narkotyków. Ją też trudno zniszczyć nalotami. Trudno będzie także znaleźć cele militarne. Nie będzie tam zgrupowań czołgów na pustyni jak w Iraku. Jest wprawdzie kilka baz nielicznego lotnictwa, ale dla siły militarnej talibów nie ma ono wielkiego znaczenia. W wysokich górach bardzo trudno używać lotnictwa.
Wojska radzieckie pozostawiły za sobą około 2 mln min przeciwpiechotnych, z których tylko znikomą część usunięto. Wszystkie strony późniejszego konfliktu ochoczo dokładały nowe. Cały kraj jest też pokryty transzejami, ziemiankami i prymitywnymi, ale skutecznymi bunkrami wykutymi w skałach. Umocnienia te uzupełnia wiele naturalnych jaskiń. Większość miejsc, w których można by dokonać desantu, jest już zaminowana i ryglowana ogniem z ukrytych bunkrów.
Afgańscy żołnierze wychowali się na trwającej 23 lata wojnie i potrafią walczyć. Są niezwykle waleczni i odporni. Umieli przez wiele miesięcy toczyć z armią radziecką walki o Harat, gliniane miasto na płaskiej jak deska pustyni, czyli w warunkach, w których lotnictwo i broń pancerna powinny mieć miażdżącą przewagę. Armii talibów nie złamie brak paliwa, bo i tak go prawie nie używa, nie zabraknie jej amunicji, bo cały kraj jest nią naszpikowany. Niemal niemożliwe jest uszczelnienie górskich granic, zwłaszcza z Pakistanem, gdzie talibowie mają wielu zwolenników.
Więcej możesz przeczytać w 39/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.