Pojedynek negocjatorów

Pojedynek negocjatorów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dwa lata zajęło polskim i unijnym urzędnikom przejrzenie polskiego prawa oraz zamknięcie negocjacji w dziewięciu najłatwiejszych rozdziałach
Im więcej okresów przejściowych przyjętych podczas negocjacji, tym więcej problemów po wejściu Polski do unii Europejskiej 

Teraz na rozstrzygnięcie czekają najtrudniejsze problemy: rolnictwo, środowisko oraz swobodny przepływ kapitału i ludzi. Dotychczasowe negocjacje wskazują, że nie wystarczą polityczne deklaracje dotyczące terminu pełnej integracji. Ważniejsza jest odpowiedź na pytanie: kiedy będziemy rzeczywiście gotowi do integracji? Rokowania coraz częściej odsłaniają konflikty interesów.
Na łamach "Financial Times" przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi zapowiedział, że uE twardo wyegzekwuje od państw kandydujących dobre przygotowanie do członkostwa. Podkreślił, że Bruksela nie będzie stosowała taryfy ulgowej, gdyż w przeciwnym razie w unii nasiliłyby się sprzeciwy wobec rozszerzenia i "pojawiłyby się setki sytuacji austriackich". Ostatnio zawrzało także na naszym podwórku. Na łamach "Gazety Wyborczej" marszałek Sejmu Maciej Płażyński wystąpił z druzgocącą krytyką naszych przygotowań do członkostwa. Wytknął rządowi Jerzego Buzka błędy, które mogą opóźnić integrację.
Okazuje się, że nie tylko górnicy, hutnicy czy rolnicy mogą stanąć na naszej drodze do Brukseli. urzędnicy zbyt wolno i niedokładnie przygotowują nowe rozwiązania prawne. Wina leży jednak nie tylko po stronie rządu. Parlament powinien w ciągu trzech lat uchwalić prawie 180 "unijnych" ustaw. Jest to mało realne, ponieważ średnio proces ustawodawczy trwa około dwustu dni. Jeżeli takie tempo się utrzyma, Bruksela będzie przyjmowała nasze prawnuki.

Czego boi się Bruksela?
Należy oczekiwać, że ubiegłoroczne spory o polski dumping węglowy i stalowy, niemiecki dumping jogurtowy czy normy sanitarne w polskich mleczarniach nie będą ostatnimi. Lista potencjalnych konfliktów jest coraz dłuższa, co często wynika z różnicy interesów między Polską a unią Europejską. Chcemy na przykład, aby uE przyznała nam jak najwięcej pieniędzy na budowę autostrad, ale Bruksela bardziej boi się konkurencji małych polskich firm przewozowych niż kolein na naszych drogach. Raport uE dowodzi, że polskim kolejom nie pomogą wielomilionowe inwestycje, a jedynym ratunkiem są zmiany systemowe. A to oznacza m.in. istotną redukcję zatrudnienia. unijni inspektorzy coraz bardziej interesują się warunkami sanitarnymi w naszych rzeźniach, zakładach mięsnych i zakładach przetwórstwa rybnego. Tylko 40 z ponad 380 tych ostatnich może eksportować swoje wyroby na rynki unii.

Gra o pieniądze
Niedawno brytyjski tygodnik "The Economist", powołując się na unijnych negocjatorów, napisał, że w dostosowywaniu rolnictwa Polska znajduje się daleko za Węgrami i Czechami. Właśnie w rolnictwie gra będzie się toczyć o największe pieniądze - ok. 11 mld euro dla dziesięciu kandydatów, z czego 8 mld euro byłoby wypłacone w formie bezpośrednich dotacji dla rolników. Właśnie o te dotacje rozegra się najbardziej zacięta bitwa. Strona polska jest zdania, że powinniśmy je otrzymać od pierwszego dnia członkostwa. Bruksela nie ma takiej sumy w kasie i chciałaby stopniowo zwiększać dotacje. Gdybyśmy na tę propozycję przystali, to dopiero pięć, siedem lat po wstąpieniu do uE nasi rolnicy uzyskaliby takie same prawa jak unijni. W takim wypadku przeciwnicy integracji najpewniej wytknęliby rządowi, że wynegocjował członkostwo drugiej kategorii. Czy Polacy zaakceptują to rozwiązanie w referendum? Chyba nie.
Z jednej strony, chcemy jak najszybciej korzystać z praw przysługujących członkom unii Europejskiej, z drugiej zaś - domagamy się przyznania nam wielu tzw. okresów przejściowych, czyli dodatkowego czasu na przystosowanie się do unijnych norm. Tylko w dziedzinie ochrony środowiska postulujemy przyjęcie czternastu takich okresów, a niektóre z nich miałyby trwać nawet dziesięć lat. Argumentem z naszej strony są gigantyczne koszty dostosowania się do wymogów unii; szacuje się, że w zakresie ochrony środowiska musimy wydać 35 mld euro. Skąd wziąć te pieniądze? Ani nasz budżet, ani unijny nie dysponuje taką kwotą. Jednocześnie jednak doświadczenia państw, które przed nami wstępowały do uE, dowodzą, że im więcej okresów przejściowych przyjętych w trakcie negocjacji, tym więcej problemów już po integracji z unijnymi strukturami.
Gdy politycy obu stron zgodzą się co do ogólnych warunków członkostwa i daty akcesji, unijni i polscy negocjatorzy zaczną się spierać o szczegóły, a w traktacie członkowskim nieważnych szczegółów nie będzie. Od nich będzie zależeć, ile pieniędzy dostaniemy z brukselskiej kasy, czy polskie towary i usługi będą musiały spełniać wszystkie unijne standardy od pierwszego dnia członkostwa, od kiedy Polacy będą mogli pracować w innych krajach unii. Podczas trudnych rokowań podstawowe znaczenie będzie miała znajomość brukselskich realiów, a także osobiste kontakty naszych dyplomatów z unijnymi.

Minimum biurokracji
- Nowego negocjatora unii Europejskiej Eneko Landaburu znam lepiej niż jego poprzednika Nikolausa van der Pasa. Jego podejście do rokowań jest bardziej polityczne niż technokratyczne. Powiedział mi kiedyś, że dla niego nie jest ważne, czy śledzie bałtyckie są za długie czy za krótkie, a ogórki bardziej lub mniej zagięte, naprawdę istotne będzie to, czy obie strony wykażą wolę polityczną. Mnie takie podejście bardzo odpowiada - mówi Jan Kułakowski. Landaburu nie jest typowym brukselskim biurokratą. Przez wiele lat pracował w koncernie NestlŽ i stosowane tam metody zarządzania stara się przenieść do biur Komisji Europejskiej. - Jedną z moich pierwszych decyzji po nominacji na to stanowisko było zredukowanie do minimum biurokratycznych procedur, które towarzyszyły przeglądowi prawa. Zdaję sobie sprawę, że potrzebujemy jasnych reguł, silnej administracji, lecz w naszej pracy musimy być bardziej elastyczni. Powinniśmy się skoncentrować na najistotniejszych sprawach, a nie tracić czas na zbędne szczegóły - mówi Landaburu.
Według Kułakowskiego, Landaburu będzie miał bardzo duży wpływ na przebieg negocjacji. Znany jest na brukselskich salonach, przyjaźni się z wieloma znaczącymi politykami, ma więc swobodny dostęp do wszystkich brukselskich decydentów.
Kułakowski i Landaburu znają się od dawna. - Poznałem Jana Kułakowskiego 25 lat temu w Brukseli - wspomina Landaburu. - Byłem wtedy studentem, a Jan stał na czele Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych. Po naszych rozmowach jego organizacja bardzo nam pomogła w walce z dyktaturą w moim kraju. Do dzisiaj jestem mu wdzięczny za zaangażowanie w tę sprawę.
Czy negocjacje mogą być przyspieszone przez nieformalne układy? - Nie wiem, czy mogą one bezpośrednio wpłynąć na przyspieszenie rokowań, lecz na pewno pomagają w tworzeniu klimatu wzajemnego zaufania - ocenia Kułakowski. - Gdy się kogoś zna, wie się, gdzie leży granica, której nie można przekroczyć.
Więcej możesz przeczytać w 14/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.