Globalny flirt

Dodano:   /  Zmieniono: 
Miliony internautów szuka w sieci miłosnych przygód
Prawie codziennie zaglądam do wirtualnych kawiarenek. Kilka minut wystarczy, by poderwać jakąś dziewczynę. Rozmowy są bardzo bezpośrednie, nie trzeba się wstydzić swoich pragnień. To nierealne poza siecią - twierdzi "Tomcio26", odwiedzający głównie czat Sexi w Onecie. Dzięki Internetowi flirt przeżywa swój renesans. Dziewięć na dziesięć osób odwiedzających wirtualne kawiarenki chce nawiązać romans! Wiele z nich pozostaje w stałych związkach, ale schadzek w sieci nie traktują jako zdrady swoich partnerów. - Internetowy flirt stał się jedną z odmian "bezpiecznego seksu". Pobudza zmysły, lecz brak bezpośredniego kontaktu chroni naszą intymność - ocenia psycholog Jacek Santorski. Coraz częściej jednak wirtualne znajomości przekraczają granice sieci.

Randka w cybercafe
Wirtualne kawiarenki poświęcone polityce, kulturze lub wydarzeniom sportowym przeważnie świecą pustkami, a na "romantycznych" kanałach zawsze panuje tłok. - Kilkaset tysięcy osób miesięcznie zagląda do naszych kawiarenek Miłość, Podryw, Randka i Romansik. Flirtują w nich internauci z całej Polski, jest też wielu gości z zagranicy. Niektórzy przesiadują po kilka godzin dziennie - zdradza Krzysztof Bielański zarządzający społecznościami sieciowymi w Wirtualnej Polsce.
- Często chodzimy z koleżankami na dyskoteki, ale chłopcy są zbyt nieśmiali, by do nas podejść. Nam zaś nie wypada ich zaczepiać. W Internecie te reguły nie obowiązują. Niemal natychmiast ktoś rozpoczyna ze mną rozmowę lub ja bez skrępowania mogę zagadnąć osobę, która mnie zaintrygowała - mówi siedemnastoletnia "Amy", która zazwyczaj przesiaduje na czacie Interiandka w Interii. W sieci nie musimy się bać odrzucenia.
- Chyba spaliłabym się ze wstydu, gdybym w bezpośredniej rozmowie z chłopakiem miała powiedzieć to, co bez skrępowania piszę na czatach. Internet stał się wybawieniem dla ludzi tak nieśmiałych, jak ja - twierdzi "Blondi". Czaty stały się współczesnym odpowiednikiem balów maskowych. Pozostając jednym z setek anonimowych imion, możemy się poczuć Don Juanem, nawet jeśli w codziennym życiu peszy nas wzrok drugiej osoby. - Internetowe konwersacje to gra wyobraźni. Rozmówcy idealizują siebie lub udają kogoś innego - ich zdaniem - bardziej atrakcyjnego - mówi psycholog Jacek Jakubowski.

Flirt biurowy
Znaczna część korespondencji w mojej elektronicznej skrzynce pocztowej to listy z podtekstem miłosnym. Często z koleżankami z biura dyskutujemy na temat fantazji naszych wielbicieli, zapewne zbyt nieśmiałych, by mogli nam o nich powiedzieć w zwykłej rozmowie - zdradza Zuzanna Jaglarska, pracownica dużego banku. Romans internetowy jest coraz popularniejszy wśród pracowników dużych przedsiębiorstw. Potwierdzają to administratorzy wewnętrznych sieci firmowych. - Porządkując serwer lub usuwając skrzynki pocztowe osób, które odeszły, czuję się, jakbym przeglądał harlequina - przyznaje Mariusz, opiekujący się siecią komputerową w dużej firmie.
Pretekst do romantycznej korespondencji może być banalny. - Dostałem kiedyś e-maila z prośbą o przesłanie kilku zestawień. Zaintrygowało mnie imię nadawczyni. Nawiązaliśmy korespondencję znacznie wykraczającą poza służbową wymianę informacji - ujawnia żonaty pracownik jednego z salonów Forda. Miłosną korespondencję można także prowadzić za pośrednictwem SMS-ów. - Na ogólnopolskim spotkaniu integracyjnym pracowników różnych oddziałów poznałem bardzo miłą dziewczynę z Wrocławia. Ponieważ pracuję w Warszawie, wysyłamy sobie romantyczne liściki za pomocą telefonów komórkowych. Wiem, że tak samo robi wielu moich znajomych - twierdzi dwudziestoletni Piotr.

Wirtualna zdrada
Większość internautów prowadzących romantyczne pogawędki w cyberkawiarenkach lub wysyłających miłosne listy nie poczuwa się do winy wobec swych stałych partnerów. "To nie jest prawdziwa miłość, a jedynie miła forma relaksu" - tłumaczą z reguły flirtujący w sieci. "Wirtualną" zdradę jesteśmy skłonni wybaczyć naszym bliskim - dowodzą wyniki sondaży prowadzone przez portale. - Przeglądając listę rozmawiających w internetowej kawiarence, trafiłem na dość rzadki pseudonim "Montana", którym posługuje się moja dziewczyna. Po krótkiej wymianie zdań upewniłem się, że to ona. Nie ujawniając tożsamości, próbowałem namówić ją na spotkanie. Zgodziła się, ale podała nieprawdziwy numer telefonu. Nie mam do niej pretensji, że kokietuje swoich rozmówców w czatach. Zdarzenie to bardzo nas rozbawiło - mówi Michał Szajkowski z Warszawy.
Bywa jednak, że wirtualny romans przekracza granice sieci. - Myśl o tym, jak wygląda ta druga osoba, towarzyszyła mi już od pierwszych e-maili. Po trzech miesiącach zdecydowaliśmy się na spot-kanie, choć ja mam żo-nę, a ona narzeczonego - przyznaje sprzedawca z salonu Forda. Trzy czwarte internautów odwiedzających wirtualne kawiarenki gotowe jest się umówić z poznanymi w nich osobami - twierdzą administratorzy serwisu dla randkowiczów Dating Advice. Na razie nikt nie próbował jednak badać, ile związków rozpadło się z tego powodu.

Książę z sieci
Na ślubnym kobiercu stanęło w Polsce kilkanaście internetowych par. To jednak nieliczne przykłady szczęśliwego zakończenia elektronicznych romansów. - Tworzymy sobie wyimaginowany obraz drugiej osoby, zgodny z naszymi oczekiwaniami, który często ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Bez izolującej szyby, jaką jest ekran monitora, trudniej nam się też rozmawia - tłumaczy Jacek Santorski. Rozminięcie się świata prawdziwego i wirtualnego nie zniechęca jednak do kolejnych flirtów on line. - Dwukrotnie już umówiłam się z chłopakami poznanymi w sieci. Co prawda, spotkania te nie zaowocowały dłuższym związkiem, ale nadal chętnie odwiedzam internetowe kafejki. Wirtualny romans to bardzo intrygujące przeżycie, a może kiedyś trafię na wymarzonego księcia z bajki - mówi Monika Baczyńska, spotkana w Cafe Wprost.

Więcej możesz przeczytać w 42/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.