Czas pożegnań

Dodano:   /  Zmieniono: 
W pewnej firmie w Lublinie było więcej pracy, więc właściciel poprosił personel, żeby za dodatkową opłatę został kilka razy po godzinach. Pracownicy zostawali, zarabiali, aż wreszcie któryś się zbuntował, co wyraził słowami: "Nie będę na jego dzieci robił". Przedsiębiorca, który mi to opowiadał, nie mógł się nadziwić, że pracownikowi takiemu owakiemu nie przyszło do głowy, iż przede wszystkim robi na swoje dzieci, co niejeden robić chciałby, ale nie może. Odpowiedziałem: "Drogi Janku, to nie był jakiś tam sobie głos jednego kretyna. To wypowiedziała się sprawiedliwość ludowa, co woli nie mieć, niż dopuścić, żeby miał również kto inny. Nieważne nasze dzieci. Nie będziemy robić na dzieci kapitalisty".
Aż tu psikus losu sprawił, że w przeddzień objęcia rządów przez sprawiedliwość ludową sczezł wreszcie śmiercią kretyna jeden z jej bękartów - kolegia do spraw wykroczeń. Znów wrócą czasy sądów grodzkich, zwanych przed wojną greckimi, bo kto mógł, udawał przed nimi Greka. Teraz też będą mogły być tak nazywane, bo dołożenie sądom na dzień dobry sześciuset tysięcy spraw spowoduje przesunięcie rozpraw ad Kalendas
Graecas (dla wyborców Samoobrony tłumaczenie: na święty nigdy). Ale żadne sądowe opóźnienia i tak nie przebiją odkładania w nieskończoność znacznie ważniejszych procesów. Poza tym sądy greckie w odróżnieniu od kolegiów, gdzie czynnik społeczny wyłaził ze skóry, żeby pokazać swoją ważność, zawsze starały się raczej mitygować i nie nadymać rangi sprawek. I nie gniewały się, kiedy paniusia przekonywana przez wysoki sąd, że fakt nazwania jej przez sąsiadkę starą krową nie stanowi obrazy, odpalała bez namysłu: "Tak? To pan sędzia jest stary byk". Nawiasem mówiąc, z języka rozpraw przed tymi sądami, zwanego pyskówkami, wywodzi się za sprawą Wiecha i Hanki Bielickiej duża część współczesnej polszczyzny. Teraz język pyskówek z języka zeznań sądowych może się stać sejmowym, od kiedy za popełnione przestępstwa można zostać posłem.
W tych dniach z ciał kolegialnych a niekompetentnych żegnamy też rząd premiera Jerzego Buzka. Ciekawe, że według sondaży, Jerzy Buzek jest za dobrym człowiekiem do sprawowania tego urzędu. To znaczy, że premier powinien być zły. Dobry premier to zły premier, a zły premier to dobry premier. No to mamy premiera elekta. I nie wytykajmy, że elekt to osoba wybrana na urząd w wyborach. Pan Miller został wybrany na premiera. Przez prezydenta. W ten sposób, chociaż koalicja SLD-UP nie uzyskała bezwzględnej większości w Sejmie, przynajmniej premier wybrany został jednogłośnie.

Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.