Stolica blichtru

Dodano:   /  Zmieniono: 
Berlin głowi się, jak utrzymać trzy opery, dziesiątki teatrów, muzeów i sal koncertowych
W filmie Wima Wendersa "Niebo nad Berlinem" pewien człowieczek wskazuje aniołowi zarośnięte chwastami pustkowie w środku miasta i krzyczy: "Gdzie są te wszystkie domy?". Chodziło o plac Poczdamski, dziś najbardziej nowoczesne centrum Starego Kontynentu, z budynkami projektowanymi przez najwybitniejszych architektów świata. Plac jest jak implant na skórze, zbyt świeży, z widocznymi szwami. Trzeba lat, by zrósł się z resztą miejskiego organizmu. Całe "Mitte", wszystkie ulice odchodzące od Unter den Linden od Alexplatz po Bramę Brandenburską, wygląda jak spod igły. Śmiałą architekturą pysznią się nowe ambasady. Oprócz polskiej, która - jeśli zostanie zrealizowana w zaprojektowanym kształcie - będzie najbardziej kuriozalnym budynkiem nowego Berlina.

Pruski spadek
Sklejanie miasta dotknęło także kultury. Berlin głowi się, jak utrzymać trzy opery, dziesiątki teatrów, sal koncertowych i muzeów. Wszystkie zbiory sztuki, rozrzucone do niedawna po obu stronach muru, weszły w skład dziwnego tworu pod nazwą "Preussische Kulturbesitz", zawiadującego spadkiem po nie istniejącym dziś państwie prus-kim. Została nim objęta cała Wyspa Muzeów z ołtarzem pergamońskim, a także Dahlem, Charlottenburg, Neue Nationalgalerie i nowo powstałe, takie jak Hamburger Bahnhof. Szesnaście muzeów i wielka biblioteka mają teraz jedną dyrekcję i jeden bud-żet. Pozwoliło to na logiczne rozmieszczenie zbiorów, by widz nie musiał biegać po całym Berlinie w poszukiwaniu dzieł jednego autora. Zbiory i budynki poddano starannej i gruntownej konserwacji. Prace, które pochłoną miliardy marek, potrwają jeszcze jakiś czas.
Jednocześnie powstają nowe gmachy. Niedawno oddano do użytku Muzeum Żydowskie, zaprojektowane przez Daniela Liebeskinda w sposób tak niekonwencjonalny, że ułożenie ekspozycji wymaga tam mistrzostwa. Nie spełnia tego warunku wystawa "2000 lat stosunków niemiecko-żydowskich". Jej projektanci dosłownie walczą z architekturą, dając męczący efekt klaustrofobii. Brakuje też najważniejszego: świadectw. Pierwsze tysiąclecie z wymienionych w tytule tonie w mroku, choć skądinąd wiadomo o starych szkołach rabinicznych i kabalistycznych, rozsianych na terenie obecnych Niemiec. Narracja wystawy rozpoczyna się jak w Polsce: od świadectw Ibrahima ibn Jakuba.
Na Prenzlauer Berg - w dzielnicy nowych galerii i radykalnej sztuki - powstało Vitra Design Muzeum, w którym klarownie prezentuje się dorobek Franka Lloyda Wrighta. Spore ożywienie panuje w galeriach, co ma związek z targami sztuki Art Forum - Berlin. Wymyślone przed pięcioma laty, by przywrócić metropolii dawną rangę, otwierają jesienny sezon (dopiero później przychodzi kolej na Kolonię i Paryż). Już zyskały opinię najbardziej współczesnych. Bywalcy międzynarodowych wystaw mogli odnaleźć na targach ostatnie kuratorskie odkrycia, włącznie z dokonaniami Katarzyny Kozyry. Im więcej galerii przybywało Berlinowi, tym lepsza była koniunktura na Art Forum. Wkrótce wypączkowało z niego nowe biennale, z równie radykalną sztuką i kuratorską radykalną młodzieżą, której przewodził Hans Ulrich Obrist, pupil Europy.

Powiało nudą
Sprintu nie można jednak uprawiać na długim dystansie. Pojawiły się objawy zadyszki. Pomylono się w prog-nozach co do liczby nowych mieszkańców i nowych konsumentów dóbr kultury.
Budżet miasta okazał się za mały, zwrócono się więc o pomoc do rządu (powstał nawet urząd sekretarza stanu do spraw kultury). W końcu tylko remont Galerii Narodowej pochłonął dotychczas 140 mln marek. Wygląda na to, że również kolekcjonerom nie przybywa pieniędzy, a dealerom odwagi. Wprawdzie na targach pojawiło się kilka nowych galerii (na przykład Pierogi z Nowego Jorku) i paru mniej znanych artystów (m.in. Santiago Sierra), ale obroty były raczej skromne. Polska obecność to jedynie Mirosław Bałka i Leon Tarasewicz w galerii Nordenhake, Piotr Uklański w Brown i maleńkim boksie galerii Foksal, dzielonym z młodymi Irlandczykami. Z taką promocją daleko nie zajedziemy.
Targi, które zwykle obfitują w ciekawe wystawy, tym razem wyraźnie dowodzą zmęczenia. Wydech po sprincie. Żadnych kontrowersji. Nudna prezentacja Christo i Jeanne-Claude w Gropius Bau i Neue Kunstverein; sygnalne pokazy młodych Francuzów w Kunstwerke i młodych Chińczyków w Hamburger Bahnhof; źle dobrane i kiepsko eksponowane dzieła Turella, Kleina i Rothko w Guggenheim. Wreszcie kolejna retrospektywa Andy’ego Warhola w Neue Nationalgalerie, oparta głównie na kolekcji Heinera Bastiana i przez niego przygotowana. Brak pieniędzy podsuwa łatwe rozwiązania. Łatwe rozwiązania nie przynoszą pieniędzy. Skądś to znamy.
Warhol jedzie niebawem do Tate Modern w Londynie. Znaczy to, że stolice sztuki zaczynają osiadać na mieliźnie. Może warto to zanotować i wznieść okrzyk: "Teraz my!".

Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.