Kompleks Darwina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czego uczymy się na lekcjach religii
Szkolna nauka religii nie tylko odbiera religię, ale obrzydza ją. Płatek po płatku oskubuje ją do cna z jej godności. Komu nie da rady Stary Testament, temu poradzi dogmatyka, kogo nie wykończy dogmatyka, z tym się upora straszliwa "etyka" (...). To pewne, że religii nie dała szkoła nikomu, a odebrała ją niejednemu" - pisał w 1930 r. Tadeusz Boy-Żeleński. - Największe niebezpieczeństwo dla wiary kryje się w dalekosiężnych efektach nauczania religii w szkole. Oto wiara została zdegradowana do poziomu jednego ze szkolnych przedmiotów. Stała się kolejną pozycją w tygodniowym planie lekcji. W niektórych szkołach za uczestnictwo w mszy i przyjęcie komunii katecheci stawiają piątkę, udział w nabożeństwie nagradzany jest czwórką, a ci, którzy w kościele nie byli, dostają jedynkę. Klasówka z religii - to nie tylko brzmi strasznie. To jest straszne - twierdzi w październiku 2001 r. katecheta Krzysztof Obremski.

Internet kontra tajemnice fatimskie
Dlaczego coraz więcej młodych ludzi sprzeciwia się lekcjom religii w szkole? Głównie dlatego, że nie uczy się ich historii, socjologii religii czy etyki. Lekcje religii wyglądają tak, jakby świat stanął w miejscu: mamy Internet, błyskawiczny obieg informacji, tysiące nowych odkryć naukowych rocznie, a na lekcjach religii rozważa się problemy niepokalanego poczęcia czy wykładnię tzw. tajemnic fatimskich. Jaką wiedzę zdobywają uczniowie na lekcjach religii? Najlepiej widać to po stosunku katechetów do teorii ewolucji. Już kilkadziesiąt lat temu Kościół przestał walczyć z teorią Darwina. Jan Paweł II uznał wręcz tę teorię za odpowiadającą wszelkim standardom nauki. - Spytaliśmy kiedyś księdza, co myśli o teorii ewolucji - wspomina Maciej Bednarski, gdański licealista. - Odparł, że od małpy być może pochodzi nasza pani od biologii, ale on na pewno nie. - Dzieci pytają, dlaczego pani od biologii mówi coś innego na ten temat, ale ja myślę, że jeśli się wierzy w Boga, to nie mówi się o Darwinie. Ewolucja to tylko przypuszczenia i cała ta sprawa to tylko kwestia wiary, a małe dzieci i tak nie byłyby w stanie tego pojąć - tłumaczy Halina Rutecka, katechetka.
- W podstawówce katecheza przypomina zwykły przedmiot: są zeszyty, oceny, kartkówki. W szkole średniej na lekcje chodzi mniej niż połowa uczniów, więc nie może to być przedmiot jak inne, musi zainteresować - mówi ksiądz Michał Garbecki z Warszawy. W stołecznej podstawówce przy ul. Narbutta katechetka miała poglądy zbliżone do ojca Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja. Dzieci jej nie zaakceptowały. - Zaalarmowałem kurię biskupią i ta osoba została odwołana - mówi Piotr Szubartowicz, dyrektor szkoły.

Marsz dzieci rosyjskich oficerów
"Zakonnice za granicę, księża na Księżyc" - pod tymi hasłami odbywały się w 1990 r. demonstracje przeciwników nauczania religii w szkołach. Publicznie palono katechizmy i protestowano przeciwko ustanowieniu państwa wyznaniowego. Przedstawiciel Episkopatu nazwał te manifestacje marszem dzieci rosyjskich oficerów, zaś zastępca prokuratora generalnego mówił o "skażeniu ducha ateizmem, najgorszą z religii, pustoszącą umysły i serca".
- Jeśli na początku lat 90. miałem cień wątpliwości, czy Kościół nie traci czegoś, wracając do nauczania religii w szkołach, to dziś już ich nie mam. Ostatnie dwanaście lat dowodzi, że religia dobrze przyjęła się w szkołach - powiedział nam biskup Kazimierz Nycz, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski. Tymczasem problemem nie jest to, czy pojawiają się napięcia w związku z nauczaniem religii w szkole, lecz to, czego na lekcjach religii się uczy.

Zwycięstwo konformizmu
W maju 1990 r. 60 proc. badanych przez CBOS opowiadało się za wprowadzeniem religii do szkół. We wrześniu 1990 r., gdy zaczęła obowiązywać instrukcja MEN, popierało tę decyzję 62 proc. Polaków, zaś 30 proc. było jej przeciwnych. W maju 1991 r. już 73 proc. respondentów popierało to rozwiązanie. Według danych GUS ze stycznia 1991 r., na religię zapisało się 95,8 proc. uczniów szkół podstawowych i średnich. W 1994 r. na katechizację uczęszczało 98 proc. dzieci i 85-90 proc. młodzieży. Aprobowano to rozwiązanie, by "nie zadrażniać" stosunków z Kościołem, proboszczem. Zabrakło więc autentycznej dyskusji o sensie nauczania religii w szkole i o treści tego nauczania. A problem istnieje. Przeprowadziliśmy ankietę wśród dwustu uczniów warszawski szkół podstawowych i średnich: niezadowolonych z formy i treści nauczania religii było 78 proc. z nich; 86 proc. twierdziło, że treści te są sprzeczne z tym, czego uczą się na biologii, fizyce czy historii.
Jak pokazują wyniki badań przeprowadzonych przez zespół prof. Antoniego Sułka ("Młodzież wobec wymagań społeczeństwa demokratycznego"), pogłębia się różnica między doktryną Kościoła przekazywaną na lekcjach religii a poglądami młodego pokolenia. 56 proc. młodzieży akceptuje stosunki przedmałżeńskie (o ponad 20 proc. więcej niż w 1988 r.), przeszło dwie trzecie opowiada się za antykoncepcją (w 1988 r. - 40 proc.), 60 proc. akceptuje rozwody. Jednocześnie badania Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wskazują, że 60 proc. młodzieży wyraźnie dystansuje się od poglądu, że bycie człowiekiem religijnym wymaga przynależności do Kościoła. W ten sposób podważają też sens nauki religii.

Ocena za religijność
Uczniowie i rodzice nie akceptują sposobu oceniania na lekcjach religii. Ksiądz Tadeusz Panuś, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży Kurii Metropolitalnej w Krakowie, twierdzi, że na stopień szkolny z katechezy nie mogą mieć wpływu praktyki religijne: - Nie może więc ktoś otrzymać szóstki dlatego, że odprawił pierwsze piątki miesiąca lub ani razu nie opuścił nabożeństwa różańcowego czy majowego.
W instrukcji ministra Henryka Samsonowicza z 1990 r. zakazano oceniania ucznia na podstawie praktyk religijnych, wskazując, że podstawą oceny jest wiedza i aktywność na lekcji. W praktyce, jak twierdzi wielu uczniów, z którymi rozmawialiśmy, ich uczestnictwo w różnych formach kultu ma największy wpływ na ocenę. Potwierdzają to materiały Komisji Episkopatu ds. Wychowania, które wśród kryteriów przyznania uczniowi stopnia celującego wymieniają aktywne uczestnictwo w życiu małych grup formacyjnych (służba ołtarza, oaza), czynny udział w przygotowaniu liturgii mszy świętej, w przygotowaniu nabożeństw, aktywność w życiu parafii.
Takie podejście rodzi bunt uczniów. - Mój poprzednik, ksiądz, po prostu nie wytrzymał. Uczniowie jednej z trzecich klas po dziesięciu minutach pierwszej lekcji religii bez słowa wyjaśnienia po prostu wyszli. W innej klasie uczennica - ku uciesze koleżanek i kolegów - wykonując gest unaoczniający jej kobiecość, wyznała: "Proszę księdza, ja dłużej niż tydzień bez chłopa nie mogę wytrzymać". Lekcje religii prowadziłem w siedmiu klasach i tylko o jednej z nich mogę powiedzieć, że ją uczyłem. Z pozostałymi sześcioma użerałem się, walczyłem, by móc poprowadzić lekcję. Mój wysiłek był bardziej policyjny niż apostolski - mówi Obremski. Czy tego rodzaju nauka ma sens?

Edukacja cywilizacyjna
Pozostaje pytanie, czy nauczanie religii w szkole publicznej i umieszczanie na jej ścianach krzyży jest zamachem na gwarantowaną prawem wolność sumienia i wyznania. - Wolałbym, żeby w ogóle nie było nauczania religii w szkołach państwowych, ale tego, że w Polsce to nauczanie wprowadzono, nie uważam za katastrofę, jeśli tylko dobrowolność nie jest gwałcona - twierdzi prof. Leszek Kołakowski. - Nauczanie dzieci to jest jednak także wychowywanie w wartościach i symbolach ich cywilizacji. Dzieci muszą być wdrażane w wartości kulturalne, które są różne w różnych cywilizacjach.
Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.