Dieta cud!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak biedne państwo opiekuńcze przerobić na sprawne państwo minimum
Trwają nerwowe poszukiwania sposobów zatkania dziury budżetowej: zwiększenia obciążeń podatkowych i cięć istniejących wydatków. Podkreśla się przy tym doraźny charakter owych ograniczeń i ciężarów i to, że za pewien czas, gdy sytuacja się poprawi, wydatki wrócą do poprzedniego poziomu, a podatki zostaną obniżone. Chodzi jednak o to, że owe dobre czasy już nie nadejdą, proponowane rozwiązania są niewystarczające i za rok sytuacja się powtórzy. Abyśmy znowu nie przeżywali "przejściowego zmniejszania wydatków i podwyższania podatków", potrzebna jest kompleksowa reforma polityki fiskalnej, dzięki której wreszcie moglibyśmy się znaleźć w normalnym państwie.

Jaki budżet?
Jak najmniejszy - odpowiada zgodnym chórem większość ekonomistów. I nie jest to związane z biedą czy bogactwem kraju. Budżet powinien być jak najmniejszy z całkowicie innych powodów. Po pierwsze dlatego, że niewielki - w proporcji do PKB - budżet to niskie podatki i wysokie tempo wzrostu gospodarczego, a zatem także niskie bezrobocie. Po drugie dlatego, że finansowanie potrzeb ze środków budżetowych oznacza wyłączenie sporych fragmentów gospodarki ze sfery rynku. To zaś powoduje, że podmioty świadczące te usługi nie są poddane ekonomicznemu przymusowi obniżania kosztów działalności.
Zwłaszcza ten drugi powód jest niezwykle ważny. To z tego wynikają trudności w zrównoważeniu budżetu, deficyt i "dziury" budżetowe. Jeżeli bowiem szkoły, uczelnie, szpitale czy nawet przedsiębiorstwa produkcyjne nie muszą minimalizować wydatków, bo pokrywa je budżet do "uzasadnionej wysokości", to nietrudno się domyślić, że owe "uzasadnione" wydatki będą coraz wyższe. Równie oczywiste jest, że standard usług świadczonych przez zakłady budżetowe, które nie czują na plecach oddechu konkurencji, jest niski. A zatem państwo opiekuńcze, zaspokajające ze środków publicznych wiele potrzeb, przeradza się w swoje przeciwieństwo. Staje się tak nieefektywne i kosztowne, że nie stać na to nawet najbogatszych. Dlatego rozpadły się opiekuńcze systemy nie tylko państw socjalistycznych, ale także rządzonych przez socjalistów krajów skandynawskich, Anglii, a nawet Niemiec.
Druga i nie mniej ważna część odpowiedzi na pytanie o to, jaki ma być budżet, dotyczy jego przejrzystości. "Transparentny" - chórem odkrzykną ekonomiści. Skoro wydajemy pieniądze podatnika, to powinniśmy wiedzieć, kto, ile i na co wydaje. Tylko wówczas możliwa jest kontrola celowości i efektywności wydatków. W Polsce zaś zafundowaliśmy sobie system, w którym nikt tego nie wie. Pieniądze poza budżetem wydają kasy chorych, samorządy, fundusze i agencje. Jeszcze bardziej ukrytą formą wydatków publicznych są odroczenia czy zwolnienia z podatków i składek na świadczenia społeczne, hojną ręką rozdzielane przez wszystkie dotychczasowe władze.

Czego budżet nie powinien?
Rozwiązanie tego problemu staje się znacznie prostsze, jeżeli pytanie zostanie odwrócone. Co budżet finansować musi, bo nikt go w tym nie zastąpi? Tutaj odpowiedź jest prosta - pięć sfer: administrację, bezpieczeństwo publiczne, wojsko, politykę socjalną oraz pewien zakres opieki zdrowotnej. Owe pięć wymienionych celów pochłania tylko nieco ponad jedną czwartą wydatków budżetowych i kas chorych.
Pole dla reform w finansach publicznych jest zatem olbrzymie. Zwłaszcza że skoncentrowanie się na tych podstawowych funkcjach państwa nie oznacza bezkrytycznego aprobowania wszystkich dodatkowych wydatków. Wystarczy przypomnieć, że w 1990 r. w administracji centralnej pracowało 45 tys. osób, a obecnie 125 tys.! Ten prawie trzykrotny wzrost zatrudnienia nastąpił mimo zastąpienia przez rynek systemu administrowania gospodarką i mimo reformy samorządowej.

Od czego zacząć?
Reformy rozpoczynamy najczęściej wtedy, gdy mamy nóż na gardle. I dzisiaj, kiedy budżetowi brakuje osiemdziesięciu (a może jeszcze więcej) miliardów złotych, mamy właśnie taką gardłową sytuację. Od czego zatem reformę zacząć? Wymieńmy najważniejsze obszary, po których do woli może buszować każdy racjonalnie działający twórca odpowiedzialnego budżetu. Są to agencje i fundusze, administracja, system podatkowy i administracja fiskalna, system dotowania i subwencjonowania sfery gospodarczej, nie skomercjalizowana i nie sprywatyzowana sfera usług publicznych. Ta lista nie wyczerpuje wszystkich możliwości.
Tymczasem z szumnie zapowiadanej przez prof. Marka Belkę reformy finansów wychodzą nici. Mamy bowiem obiecaną antyreformę służby zdrowia, pokazuchę w administracji i zapowiedź wprowadzenia nowych podatków. Powiedzmy to jasno: owe półśrodki dadzą ćwierćrezultaty. Dlatego lepiej byłoby wprowadzić kompleksowe zmiany, naruszając dotychczasową filozofię biednego państwa opiekuńczego i zastępując ją pomysłem sprawnego państwa minimum. A zmiana ta da - jak wyliczyliśmy i póki nikt tego nie zakwestionuje, będziemy się tego trzymać - 25 mld zł.

Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.