Zmartwychwstanie Wieniawskiego

Zmartwychwstanie Wieniawskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Shlomo Mintz pomógł uratować najstarszy konkurs skrzypcowy świata
Konkurs im. Wieniawskiego odżył! Dwunasta jego edycja jest przykładem na to, że w czasach kiedy karierę robi się raczej dzięki promocji firm fonograficznych, można jednak utrzymać prestiż najstarszego konkursu skrzypcowego na świecie. Poprzednia edycja konkursu, z roku 1996, zdradziła znamiona głębokiego kryzysu, jaki stał się także udziałem kilku Konkursów Chopinowskich: niezbyt wysoki poziom kandydatów i jury składające się w większości ze sław raczej lokalnych. Organizatorzy z Towarzystwa im. Wieniawskiego postanowili: jeśli konkurs ma odzyskać rangę, trzeba zmienić w nim wszystko.

Nowe opakowanie
W świecie, którym rządzi rynek, liczą się uznane gwiazdy. Coraz częściej konkursy firmowane są przez wybitnych artystów (Gidon Kremer w Rydze, Rostropowicz w Paryżu). Podstawowym zadaniem organizatorów imprezy było więc znalezienie dla niej "lokomotywy". Stał się nią Shlomo Mintz, jeden z najwybitniejszych współczesnych skrzypków.
Drugim zadaniem Towarzystwa im. Wieniawskiego stało się przygotowanie dla przedsięwzięcia oprawy promocyjnej na miarę XXI wieku. Organizatorzy pojawili się na Expo w Hanowerze, konkursie skrzypcowym w Helsinkach, wreszcie w styczniu na fonograficznych targach Midem w Cannes. Był to jedyny konkurs, który miał w Cannes stoisko, a ponadto zorganizował koncert z udziałem Bartłomieja Nizioła - jednego ze zwycięzców imprezy z roku 1991 (drugim nagrodzonym był Piotr Pławner). Na Midem pojawiły się również historia konkursów na DVD oraz płyty z muzyką Wieniawskiego. Targowe pertraktacje zaowocowały umową z firmą Naxos na wydanie płyty zwycięzcy. Laureatom przygotowano fonograficzną niespodziankę: pierwsza trójka dostanie monograficzną płytę z wykonaniami konkursowymi wydaną przez Polskie Radio w ramach kroniki imprezy.

Nowe zasady
Shlomo Mintz potraktował swoje zadanie najpoważniej. Sam dwukrotnie brał udział w konkursach i przegrał. Jest świadom pułapek i niebezpieczeństw, przed którymi stają zarówno oceniający, jak i oceniani. Jego dążenie do zachowania absolutnej uczciwości na konkursie niektórzy z jego współpracowników oceniali jako bliskie obsesji.
Mintz dokonał rewolucyjnych zmian w regulaminie. Wstępny etap oceniał sam: obejrzał nadesłane z całego świata 96 kaset. Tożsamość wybranych 51 kandydatów poznał dopiero z listy, jak wszyscy. Repertuar, który wybrał, o wiele bardziej odpowiada standardom międzynarodowego konkursu: z utworów Wieniawskiego obowiązywała tylko jedna kompozycja wirtuozowska w I etapie, a w finale - jeden z polonezów z orkiestrą.
Mintz sam też dobrał skład jury (poza trójką Polaków), ograniczając liczbę jurorów do dwunastki. Zaprosił skrzypków solistów, kameralistów, orkiestrowych i pedagogów oraz pianistę Paula Ostrovsky’ego, który partnerował wybitnym muzykom, m.in. Isaacowi Sternowi czy samemu Mintzowi.
Po pierwszym etapie Mintz mówił o eksplozji talentów. Inni obserwatorzy także podkreślają wyjątkowość tegorocznego konkursu, porównując go z najlepszą powojenną edycją z roku 1952. Później rozczarowały Mintza niektóre oceny - dawał do zrozumienia, że nie wszystkie werdykty zapadły całkiem po jego myśli. Rozczarowało go także, że - jak się wyraził - zbyt wiele czasu młodzi poświęcają "piruetom", a nie muzyce. Taka jest dzisiejsza tendencja: coraz szybciej i coraz wcześ-niej (w finale znalazły się po raz pierwszy dwie piętnastolatki, Koreanka Soojin Han i Japonka Mayuko Kamio, oraz szesnastolatka - Alona Baeva). Rolą takich przewodniczących jury jak Shlomo Mintz jest dopilnowanie, by zwyciężała jednak przede wszystkim muzyka.

Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.