Język Natolina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Politycy nie są oceniani wedle intencji, lecz wedle skuteczności działań
"Znaczenie decyzji [o rozszerzeniu UE] jest zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie poważnie nie doceniane"
Guy Verhofstadt


W 1988 r. premier Margaret Thatcher wygłosiła w brugijskim kampusie College of Europe mowę, która przeszła do annałów jako wzór przemówienia antyeuropejskiego. Od tygodnia możemy ją zestawiać z wystąpieniem premiera Verhofstadta, wygłoszonym w natolińskim kampusie tego samego kolegium. Nazajutrz po jego wizycie miałem w ręku komplet prasy belgijskiej. Jej zainteresowanie słowami Verhofstadta było jeszcze większe niż mediów polskich. Trudno się dziwić, skoro główne przesłanie naszego gościa brzmiało mniej więcej tak: pilne rozszerzenie Unii Europejskiej jest wymogiem chwili, jeśli unia ma udowodnić sobie i światu, że nadal może służyć jako model przezwyciężania podziałów na biednych i bogatych, akceptowanych i odrzuconych.
Kłopot UE polega na tym, że kierując się kolejnymi wyborami i kaprysami opinii publicznej, stopniowo odchodziła od recepty swych ojców założycieli. Narodowe egoizmy osiągnęły szczyt w Nicei, gdzie m.in. Francja przedłożyła własny interes narodowy i tym samym metodę międzyrządową nad wspólnotowe uzgadnianie stanowisk. Katastrofa została wtedy jakoś zażegnana, ale wielu obserwatorów przestrzega, że taka praktyka wcześniej czy później doprowadzi do zaprzepaszczenia dorobku unii.
Przyjeżdżając do Natolina, Verhofstadt nie omieszkał wspomnieć o brugijskim występie pani Thatcher, która dała wówczas upust swej antyeuropejskiej filozofii "każdy sobie rzepkę skrobie" i "moja chata z kraja". Blair do dziś zmaga się ze skutkami tak zaprojektowanej polityki Zjednoczonego Królestwa. Nie jest zresztą pewne, czy zdoła przekonać swych rodaków, że kanał La Manche nie stanowi dostatecznego uzasadnienia trwania przy funcie i odrzucenia ogólnoeuropejskiej waluty.
Premier Belgii wie, że po dość powszechnie uznanej za nieudaną prezydencji francuskiej oraz pragmatycznej, lecz mało spektakularnej prezydencji szwedzkiej przed stosunkowo niewielką Belgią stanęła szansa na odgrywanie partii przewidzianych w europejskiej partyturze dla pierwszych skrzypiec. Przedstawiona w Natolinie wizja federalizmu odwołuje się zatem do wielkich fundamentów wspólnotowych, zwłaszcza zaś do zakurzonej nieco idei solidarności. Verhofstadt jest dojrzałym politykiem i wie, że w jego zawodzie nie można ulegać emocjom ani karmić się iluzjami, choćby w szlachetnych intencjach. Politycy nie są oceniani wedle intencji, lecz wedle skuteczności działań. Jeśli więc usłyszeliśmy wizję idealisty, a nie chłodny tekst eurobiurokraty, to dlatego, że Verhofstadt uważa datę 11 września za zwrotną i wymagającą także od Europy podjęcia śmiałych decyzji.
Już słyszę kwik zarzynanych cieląt, który rozlegnie się w tym miejscu z ław eurosceptyków lub tzw. eurorealistów. Znów antynarodowe pomysły! Światowy federalizm! Liberalizm, moralny permisywizm i kosmopolityzm! I wiele innych, równie mało mających się do rzeczy haseł...
Przestrzegałbym przed niedocenianiem, a zwłaszcza odrzucaniem natolińskiego przemówienia jako wygłoszonego pod polską publikę i zatem mało wiarygodnego. Verhofstadt przywiózł z sobą dwudziestu czołowych dziennikarzy brukselskich z kamerami i magnetofonami, którzy prosto z audytorium Retingera przekazywali obraz i dźwięk do swoich central. Wyraźnie chciał, żeby jego przesłanie dotarło nie tylko do państw kandydujących. Sądzę, że najbliższe miesiące Verhofstadt wykorzysta intensywnie w celu dalszego popularyzowania swych poglądów.
Polska może na tym zyskać, jeśli zechce. Jeśli podoła stającym przed nią wyzwaniom negocjacyjnym, ale także jeśli sama zacznie w dialogu z Europą i w wewnętrznym dialogu obywatelskim mówić językiem wartości, a nie fobii europejskich.
Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.