Stara baśń

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kolor czerwony nie dla wszystkich stanowi sygnał zakazu. Dla niektórych jest wręcz symbolem parcia naprzód
Przy okazji długiego weekendu obejmującego Wszystkich Świętych, w którym co roku na francuskich drogach ginie najwięcej osób, dziennik "Le Parisien" postanowił się przyjrzeć, jak jeżdżą Francuzi. Reportaż na ten temat kosztował bardzo niewiele, natomiast jego treść jest więcej niż wymowna. Dziennikarz gazety po prostu wyszedł z redakcji na ulicę i na najbliższym skrzyżowaniu policzył, ile samochodów przejeżdża na czerwonym świetle. W ciągu godziny doliczył się pięćdziesięciu ośmiu takich wykroczeń, czyli praktycznie wypada średnio jedno na minutę...
Może to dlatego, że czerwony nie dla wszystkich stanowi sygnał zakazu, a dla niektórych jest wręcz symbolem parcia naprzód w imię postępu? Trudno jednak założyć, że wśród tych pięćdziesięciu ośmiu kierowców byli sami komuniści, tym bardziej że - jeśli sądzić po notowaniach wyborczych - sympatyków komunizmu jest we Francji z roku na rok coraz mniej. Pogłębianiu się tego przykrego zjawiska miał zapobiec XXXI Zjazd Francuskiej Partii Komunistycznej, który odbył się w podparyskiej dzielnicy La Défense - czyli "Obrona", co w tym wypadku ma znaczenie symboliczne. Szef partii Robert Hue, jegomość o okrąglutkiej posturze i równie okrąglutkiej buzi ozdobionej siwą brodą i okularami, do żywego przypomina krasnoludka z filmów Disneya. W dodatku okazuje się, że znalazł swoją Królewnę Śnieżkę. W roli tej występuje Marie-George Buffet, pełniąca obecnie w koalicyjnym lewicowym rządzie funkcję ministra sportu i młodzieży (zupełnie jak kiedyś Aleksander Kwaśniewski). Kult ciała prowadzi, jak widać, daleko. Paryska "Libération" pisze o Buffet, że generalnie sprawdziła się na tym stanowisku i zyskała sporą popularność. Ma też ogromną zdolność przystosowania do zmian kierunku wiatru, co niektórzy uważają za zaletę, a inni za wadę. Do Komitetu Centralnego FPK wprowadził ją śp. Georges Marchais i wtedy (wraz z nim) była wierna nurtowi dogmatycznemu i proradzieckiemu. Kiedy nastał reformista Robert Hue, stała się wierna nurtowi reformatorskiemu.
Politolog Mariette Sineau powiada w rozmowie z "Libération", że w partii mówi się o Buffet, iż jest wierna wszystkim istniejącym w niej nurtom równocześnie, a zwłaszcza tym, które są u władzy... XXXI zjazd podjął rewolucyjną decyzję o mianowaniu jej sekretarzem generalnym, a Robert Hue objął nowo utworzone stanowisko przewodniczącego partii. Jest to w tym sensie prawdziwa rewolucja, że do tej pory FPK bardzo gardłowała za równouprawnieniem kobiet i mężczyzn - również w życiu politycznym - ale bardzo się ociągała z przyznawaniem niewiastom stanowisk kierowniczych we własnym gronie. Do tego stopnia, że nawet konserwatywna neogaullistowska RPR już od dwóch lat ma szefową, a nie szefa, natomiast komuniści dopiero teraz decydują się na powierzenie kobiecie partyjnej funkcji numer 2. Sineau zauważa zresztą, że francuskie partie wysuwają kobiety na czołowe funkcje dopiero wtedy, kiedy są w kryzysie i potrzebują tzw. jokera, by zmienić swój wizerunek i poszerzyć elektorat, albo gdy są małe i nie mają szans na wygranie poważnej stawki politycznej. W tym sensie awans Buffet można uznać za symptomatyczny.
Stawka polityczna, o którą walczy obecnie FPK, jest istotnie nieduża, chociaż dla niej samej ma znaczenie życiowe. Chodzi o to, żeby nie zawalił się ostatni filar, jaki trzyma tę partię w pozycji pionowej, tj. jej aparat. W ciągu ostatnich dwudziestu lat legł w gruzach jej filar ideologiczny, społeczny (klasa robotnicza częściowo zanika i staje się coraz bardziej mieszczańska, a częściowo się radykalizuje, i to znacznie bardziej, niż mogłaby sobie na to pozwolić partia będąca w rządzie) i samorządowy (po bezprecedensowych stratach w wyborach do rad miejskich w marcu tego roku). Pozostał tylko aparat partyjny, czyli struktura, która potrafi żyć sama dla siebie i ostatnio zabawia się właśnie reformowaniem siebie, wymyślając na przykład "dwugłowe" kierownictwo Hue - Buffet. Jeśli jednak w wiosennych wyborach FPK uzyska słabszy wynik niż Zieloni i skrajna lewica albo - co gorsza - nie wejdzie do parlamentu, i ten filar może się zawalić.
Jeżeli komuniści tak osłabli i coraz lepiej widać, że są zwyczajnie nikomu niepotrzebni, to po co socjaliści trzymają ich w koalicji rządowej i czynią wobec nich ustępstwa, aplikując im w ten sposób sztuczne oddychanie? To proste. W drugiej turze wyborów prezydenckich może się liczyć każdy głos. Lionel Jospin będzie potrzebować klienteli FPK, ocenianej obecnie na mniej więcej milion głosów. Lepiej pielęgnować Królewnę Śnieżkę i jej krasnoludki w sali reanimacyjnej, niż narazić się na absencję wyborczą ich sympatyków lub odłączenie im aparatów tlenowych przez skrajną lewicę, która uważa socjalistów za sługusów wielkiego kapitału. Wszystko wskazuje więc na to, że jeszcze tym razem FPK da sobie radę, a nawet - co już bardziej irytujące - będzie znowu dawać rady innym.
Więcej możesz przeczytać w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.