Śmiesznoty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gangsterzy napadli na dom wariatów
Nadciąga grudzień, a z nim dwudziesta rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego przez dziarskich wojaków Układu Warszawskiego, którym spodobały się sukcesy gen. Pinocheta w walce z rozbrykanym społeczeństwem. Poza smutkiem i grozą czas ów przyniósł nadzwyczajne ożywienie ducha przekory i ironii. Mówiło się, że 13 grudnia gangsterzy napadli na dom wariatów. Że dwóch Polaków to nielegalne zebranie, czterech to antyrządowy wiec, a dziesięć milionów to garstka ekstremistów. Pytano, dlaczego rząd Jaruzelskiego strzela do robotników. Bo głównym celem socjalizmu jest zawsze robotnik - odpowiadano. Dlaczego Jaruzelski w Polsce chodzi w mundurze, a do Moskwy pojechał w garniturze? Bo w Polsce przebywa służbowo, a tam jest u siebie w domu. Na murach pisano: "Wojtek, historia może ci wybaczy, ale ja nie!", "Wracaj Edek do koryta, lepszy złodziej niż bandyta". Podczas demonstracji krzyczano: "Junta juje!" . Cieszono się z każdej złośliwości o Urbanie. Dlaczego Urban nie może mieć psa? Bo pies potrzebuje pana, nie świni.
Żartowano ostro, dosadnie. Naród zaatakowany przez terrorystów nie hamował emocji. Zwłaszcza że poza spałowaniem solidarności i "Solidarności" władze nie miały żadnego pomysłu na poprawę efektywności zwiędłej gospodarki. W sklepie mięsnym: - Dzień dobry, czy jest wołowina? - Nie ma. - A wieprzowina? - Też nie ma. - Czy jest jakiekolwiek mięso? - Jest psina, ale uprzedzam, że drugiego gatunku. - Czyli jaka? - Rąbana razem z budą. Sytuację gospodarczą oddawały bolesne żarty z cyklu Radio Erewan: - Czy może być gorzej? - Nie, bo gdyby mogło, już by było! - Czy w komunizmie będą pieniądze? - Wyłącznie! - Czy jest życie na Marsie? - Też nie ma! Jak widać, byliśmy nieodłączną częścią nędznego sowieckiego imperium. Wspólnota śmiechu powstaje ze wspólnych doświadczeń. A tych w przodującym ustroju nam nie szczędzono. Do Warszawy przyleciał Breżniew. Na lotnisku wita go wielokrotny salut honorowy. Jakaś babcia pyta przechodnia: - Gdzie dzisiaj strzelają? - To na powitanie Breżniewa! - Co, nie mogli go trafić za pierwszym razem? Inna staruszka przed świętami zaczepia patrol ZOMO na ulicy: - Panowie zomowcy, pomóżcie mi zabić karpia! Inna staruszka podlewa pelargonie na balkonie oliwą. Wnuczek woła: - Babciu, przecież te kwiaty zwiędną. - Co tam kwiaty, ważne, żeby karabin nie zardzewiał.
Ależ te kawały bawiły publiczność nielegalnych występów. Grało się po domach. Tłok panował niesamowity. Jakaś nadpobudliwość, nadwrażliwość była w ludziach. Nic dziwnego. Przeskok z ponurej rzeczywistości miasta do rozbawionego wnętrza lokalu był szokujący. Prawdę mówiąc, nie nadawałem się za bardzo do konspiracji. Kiedy z gitarką przemykałem między budynkami, dzieciaki krzyczały: "Panie Janku, tajne zebranie w następnym bloku".
Żartowanie z władzy, jak wiadomo, było w realnym socjalizmie zakazane. Dowcipnisiów nękano na różne sposoby. Na ogół krótkie zatrzymanie i grzywna. Zdarzyło się, że po rozprawie prokurator (taki na przykład modny ostatnio A. Kaucz) wpadł do służbowego pokoju, zataczając się ze śmiechu. - Usłyszałem świetny kawał polityczny. - Opowiedz. - Nie mogę. Przed chwilą zażądałem od sądu pięciu lat dla kawalarza, który go opowiadał.
Minęło dwadzieścia lat szalonych przemian i co...? Kaucz ma się dobrze, a żarty polityczne jak wtedy są w wielu miejscach zakazane. Nadciąga konspira...
Więcej możesz przeczytać w 46/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.