Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aborcja klasy średniej
Autorzy artykułu "Aborcja klasy średniej" (nr 45) stwierdzają, że w Polsce nigdy nie było klimatu przyjaznego klasie średniej. Nie dość, że polityka państwa nigdy nie była jej przychylna, to na domiar złego duża część społeczeństwa (ta, której "się nie udało") też nie darzy jej sympatią. Sądzę jednak, że siła klasy średniej zależy w głównej mierze od niej samej. Jeżeli jedną z cech tej grupy społecznej jest - jak powiedział prof. Marek Ziółkowski - "konkurowanie z państwem, wydzieranie różnych obszarów życia społecznego i gospodarczego spod jego kontroli", to trudno oczekiwać, by przedstawiciele państwa, czyli urzędnicy, zechcieli ułatwiać konkurentowi poszerzanie strefy jego wpływów. W wydzieraniu państwu różnych obszarów życia społecznego i gospodarczego klasa średnia może i powinna polegać tylko na swoich siłach, zdolności do zorganizowania się i dobrze pojętej pazerności. To, że nasza klasa średnia nie ma należytego przedstawicielstwa w Sejmie, świadczy negatywnie o niej samej - nie potrafiła być efektywna.

LESZEK GRABARCZYK
Lublin

Wyobraźnia pantofelka
Zgadzam się z prof. Tomaszem Nałęczem, że sześciu członków Rady Polityki Pieniężnej, wysuwając roszczenia finansowe, dało "świadectwo wyobraźni równej horyzontowi politycznemu pantofelka" ("Wyobraźnia pantofelka", nr 45). Zgoda, że wykazali się oni obłudą (wypowiedzi Dariusza Rosatiego o przekazaniu otrzymanej nadwyżki na cele... dobroczynne). Ale dalej zgody nie ma. W naszym wspólnym interesie leży, aby członkowie rady byli jak najlepiej wynagradzani. Wysokość ich obecnych pensji (około 25 tys. zł) nie przekracza górnej granicy dopuszczalnej społecznie.

prof. JANUSZ RULKA
Bydgoszcz

Dlaczego Sejm jest okrągły
Publikując artykuł "Dlaczego Sejm jest okrągły" (nr 46), pominęliśmy nazwisko Doroty Maciei, współautorki tekstu, oraz współpracownika Rafała Pleśniaka. Przepraszamy.

Redakcja

Lek na ignorancję
Uważam się za humanistkę i to dość światłą, dla której niestety matematyka jest czarną magią. Nie nazwałabym się z tego powodu ignorantką, jak sugeruje Krzysztof Łoziński ("Lek na ignorancję", nr 45). Ograniczona wiedza z zakresu nauk ścisłych nie jest wynikiem mojego nieuctwa - do dziś pamiętam noce spędzone na rozwiązywaniu zadań z matematyki. Potrafię logicznie myśleć, a mój umysł jest, o dziwo, zdyscyplinowany, co w moim przekonaniu nie jest zasługą matematyki. Krzysztof Łoziński ubolewa nad naginaniem pojęć i danych statystycznych, ale tak naprawdę każdą naukę można zdeformować i dopasować do własnych potrzeb, nie tylko statystykę.

OLGA SOLARSKA
Poznań

Prawo nie działa wstecz!
Ze zdziwieniem przeczytałem felieton prof. Nałęcza "Wyobraźnia pantofelka" (nr 45) poświęcony członkom RPP i ich płacowym roszczeniom. Zdziwienie moje wywołał zarzut autora wobec członków RPP, że "obłudnie tłumaczą, iż nie chodzi o pieniądze, lecz wyłącznie o to, by prawo było przestrzegane". Zdziwienie moje jest tym większe, że sam autor stwierdza w następnym zdaniu, iż "prawo nie powinno być w RP łamane". Tomasz Nałęcz przedstawił nam też swoje alternatywne rozwiązanie. Otóż wystarczy objąć płace członków RPP ustawą o tzw. kominach płacowych. Profesor Nałęcz zapomina o tym, że prawo nie działa wstecz. Jeśli więc sąd uzna za zasadne roszczenia członków RPP, to otrzymają oni swoje pieniądze i zastosowanie owego "alternatywnego rozwiązania" nie da żadnych korzyści budżetowi! Zresztą pensje członków RPP nie są wypłacane z budżetu.

MARCIN ANDRZEJ LACHOWICZ
Białogard

Władza mniej głupich
Michał Zieliński opisuje "demokrację wielogłosową" - ustrój, który od dawna uważam za idealny ("Władza mniej głupich", nr 46). Niestety, do jego wprowadzenia niezbędna jest pełna komputeryzacja kraju - liczba głosów przysługujących każdemu obywatelowi musi być przecież zapisana w centralnym państwowym archiwum i każdy musi umieć posłużyć się tą informacją. W dodatku w opinii większości Polaków wymienione przez autora kryteria dodawania głosów, takie jak wykształcenie czy majątek, nie są jednoznacznie pozytywne (czego dowodzi niechęć do elit intelektualnych czy powszechne przekonanie o niemożności bycia jednocześnie bogatym i uczciwym). Marzyć jednak zawsze wolno, a nawet trzeba, dlatego z całego serca popieram projekt "demokracji wielogłosowej".

JAKUB KALISZEWSKI
Warszawa

Zbrodnia edukacyjna
Wydaje się, że autorzy artykułów będących reakcją na pierwsze fatalne posunięcia resortu edukacji pod nowym zarządem naiwnie zakładają, iż ministerstwo nie wie, co byłoby dobre dla systemu szkolnego, i usiłują to resortowi uświadomić ("Zbrodnia edukacyjna", "Kontrreformacja", "Lek na ignorancję", nr 45). Ja również wykazałem się podobną naiwnością, gdy na początku dyskusji o reformie szkolnej usiłowałem przekonać resort o celowości wprowadzenia w szkołach anonimowych ankiet uczniowskich, w których uczniowie usługobiorcy mogliby oceniać jakość świadczonych im usług (a przede wszystkim kulturę i kompetencje pedagogów). Ankiety te funkcjonowały dotychczas tylko w szkołach, w których dyrektorzy mieli dostatecznie mocną pozycję, aby je wprowadzić, i stanowiły dla nich nieocenione źródło informacji o pracownikach. Odpowiedź resortu, do którego wraz z kilkunastoma wykładowcami fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego skierowałem w tej sprawie list, była dla mnie zimnym prysznicem: po dwóch miesiącach i dopiero po mojej telefonicznej interwencji nadeszło pismo podpisane przez urzędniczkę ministerstwa, z którego dowiedzieliśmy się, że ankiet nie będzie, bo... nauczyciele sobie tego nie życzą. To nie brak koncepcji jest powodem tego, że reformy postępują tak ospale. Główną przyczyną tej sytuacji jest brak woli reformowania. Ministerstwo nie reprezentuje interesu podatników, którzy je utrzymują, lecz interesy nauczycielskich związków zawodowych, zagrożonych każdą zmianą zmierzającą do poprawy jakości usług szkolnych.
Kiedy obserwuję sabotowanie reformy przez resort oświaty, przychodzi mi do głowy jeszcze jedna parszywa myśl. Otóż światłe, zdolne do logicznego myślenia społeczeństwo nie będzie przecież głosowało na tych, którzy nami rządzą (nie od dwóch miesięcy, ale od wielu lat). Jakiż więc interes mieliby rządzący w tym, aby oświecić ciemny elektorat? (...)

SŁAWOMIR BRZEZOWSKI
wykładowca fizyki na UJ, opiekun klasy uniwersyteckiej w V LO w Krakowie

Mity szkolne
Mitem jest twierdzenie, że nauczyciel pracuje tylko 18 godzin w tygodniu, czyli tyle, ile wynosi pensum ("Zbrodnia edukacyjna", nr 45). Nie mówię o przygotowaniu lekcji, sprawdzaniu prac i pisaniu konspektów. Jako nauczyciel muszę uczestniczyć w radach pedagogicznych i szkoleniowych, dyskotekach, spotkaniach z rodzicami itd. Bulwersująca jest dla mnie jednak inna rzecz - nieodpłatne zastępstwa. Nie rozumiem, jak w kraju demokratycznym można zmuszać kogoś do dodatkowej pracy, za którą mu się nie płaci. Za wyniki w nauce ucznia nie jest odpowiedzialny wyłącznie nauczyciel. Nie wybieram sobie uczniów (mam ich 400), trudno więc, żebym winiła jedynie siebie za ich porażki. Wśród moich wychowanków są dzieci mądre i zmotywowane do pracy, ale są też takie, które mają problemy emocjonalne, lekkie upośledzenie umysłowe czy konflikty z prawem. Więcej czasu i energii niż nauczanie pochłania proces wychowawczy. Zastanawiam się zresztą czasem, co jest ważniejsze: wykształcenie czy zdrowie psychiczne i fizyczne moich wychowanków?

MAŁGORZATA ZALARSKA

Myślenie boli
W polskich szkołach rzadko pracują ludzie odpowiedzialni, kreatywni, umiejący dostosować program nauczania do realiów. Ich niekompetencja wynika z tego, że w PRL samodzielne myślenie nie było wskazane, a wręcz niebezpieczne. Dlatego ludzie ci stosują przestarzałe metody nauczania, nie podnoszą własnych kwalifikacji, a sposób przekazywania przez nich wiedzy pozostawia wiele do życzenia. Oni nie chcą zmian, bo sami nie są w stanie się zmienić.

KONRAD FICHNA

Kontrreformacja
W artykule "Kontrreformacja" (nr 45) pojawia się kwestia tzw. misji nauczyciela. Misji nikt do garnka nie włoży. Żeby dobrze wykonywać swoją pracę, trzeba dobrze zarabiać. Dlaczego nie wprowadzić do szkół zasad wolnego rynku: postawić nauczycielom wysokie wymagania, sprawdzać efekty ich pracy i płacić tak, jak płaci się fachowcom. A tych, którzy się nie starają, zwalniać. Nie chodzi mi więc o podwyżkę płac dla każdego, ale dla tych, którzy mieliby odwagę sprostać nowym wymaganiom. Śmiem twierdzić, że gdyby postawiono takie warunki, co najmniej połowa nauczycieli zrezygnowałaby z zawodu.

KATARZYNA KLIMOWICZ
Więcej możesz przeczytać w 47/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.