Zero wzrostu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Budżet 2002: lepiej nie będzie, ale przynajmniej tempo pogarszania się sytuacji jest pod kontrolą
"Odejdę, jeśli w połowie 2002 r. konieczna będzie nowelizacja budżetu" - zapowiedział (w wąskim gronie) Marek Belka. Bliski współpracownik premiera Millera zdradził nam, że jeśli Belka odejdzie, to nie z powodu nowelizacji budżetu, lecz ulicznych demonstracji na dużą skalę. Minister nie może też drażnić PSL, aby nie spowodować rozsadzenia koalicji. Marek Belka nie ma więc wolnej ręki w prowadzeniu polityki gospodarczej. O ile jednak zachowań różnych grup społecznych, a także PSL-owskiego koalicjanta, nie sposób przewidzieć, o tyle można przynajmniej rozbroić budżetowe miny.
I do tego właściwie sprowadza się projekt budżetu. Minister finansów mówi społeczeństwu: lepiej nie będzie, ale przynajmniej kontrolujemy tempo pogarszania się sytuacji.
W jednym prof. Belka jest realistą: budżet na rok 2002 zakłada, że wzrost PKB nie przekroczy jednego procentu - to dwa razy gorszy wynik od przewidywań pesymistów. Jest to więc budżet bezpieczny, żeby nie powiedzieć tchórzliwy. Jak to się ma do wyborczego programu SLD, w którym stwierdzono: "Priorytetem jest przywrócenie wysokiego tempa wzrostu"? Cóż to za priorytet, skoro nastąpi to może za pięć, a może dopiero za dziesięć lat?

Dalsze życie ponad stan
Projekt budżetu przedstawiono pod hasłem: nic więcej nie da się zrobić, a to, co robimy, to prawdziwy heroizm. Pozornie tak: wydatki państwa będą w 2002 r. niższe o 13 mld zł (o 2 proc.) od tych, które proponował w swoim projekcie rząd Jerzego Buzka. To sukces - bez dokonywania radykalnych cięć znaleziono tyle pieniędzy, ile byłoby na przykład potrzeba na zakup 160 nowych samolotów dla VIP-ów. Pozory znikają, gdy uświadomimy sobie, że przyszłoroczny deficyt budżetowy i tak będzie niemal o 8 mld zł wyższy od tegorocznego (po nowelizacji), czyli o tyle, ile wyniosą wydatki na bezpieczeństwo publiczne i ochronę przeciwpożarową. Budżet Belki ma poza tym istotną wadę: ukrywa przed społeczeństwem gorzką prawdę, że przez kolejny rok będziemy żyli ponad stan i ktoś za to w przyszłości zapłaci. Kto? Wszyscy. Deficyt w wysokości 40 mld zł to wszakże tyle samo, ile proponował w swoim projekcie rząd Buzka. Jarosław Bauc ustalił go na poziomie 35 mld zł!
Profesor Belka zaoferował nam wycieczkę po ścieżce umiarkowanego wzrostu wydatków. Oznacza to, że w kolejnych latach realne wydatki państwa będą wzrastały tylko o procent rocznie: w 2002 r. państwo wyda około 184 mld zł, w 2003 r. - 193 mld zł, rok później - 203 mld zł... Wicepremier ma nadzieję, że w ten sposób "gospodarka sama wyrośnie z deficytu budżetowego". To tak, jakby chory na raka zakładał, że rak sam zniknie. Samouleczenie budżetu byłoby realne, gdyby przychody państwa rosły szybciej niż wydatki. A przy wzroście fiskalizmu jest to po prostu niemożliwe. Przychody państwa to przecież niemal w całości (poza kończącymi się wpływami z licencji telekomunikacyjnych, prywatyzacji, a także zyskami NBP) nasze podatki. A silny fiskalizm wcale wpływów z podatków nie podnosi, bo gospodarka się kurczy, więc podatników ubywa.

Budżet strachu przed strajkami
"W budżecie tnie się to, co nie idzie na strajk" - szczerze wyznał w trakcie nieoficjalnego spotkania Marek Belka. Oznacza to, że nie zadziera się z grupami i branżami, które mogłyby zorganizować uciążliwe protesty. Kierując się tym przykazaniem, zamrożono płace tzw. erki (bo rząd nie zastrajkuje), wprowadzono opodatkowanie oszczędności (nie ma związku zawodowego oszczędzających), podwyższono VAT budowlany (mało prawdopodobny jest strajk murarzy, developerów i przyszłych lokatorów) oraz akcyzę na prąd (licząc na to, że konsumenci nie zwrócą uwagi na różnicę na rachunkach). Z dala natomiast trzymano się od podatków VAT związanych z produkcją rolną (żeby nie narażać się PSL i Samoobronie).
Z niezwykłą wstrzemięźliwością wypowiadano się również o redukcjach wydatków wszelkich funduszy celowych, w których swoje interesy mają niemal wszystkie ugrupowania parlamentarne. Jak ognia unikano tematu służby zdrowia (bunt pacjentów byłby dla rządu zabójczy). Nie powinno także dziwić, że nie powiodła się proponowana przez niektórych ekonomistów SLD próba podniesienia o dwa, trzy procent podatku VAT, która dotknęłaby wszystkich, a zatem także rolników, górników, kolejarzy, pielęgniarki... Szanse powodzenia ma natomiast krytykowany przez Millera i Belkę pomysł PSL, aby wprowadzić podatek importowy (rolnicy łudzą się, że ochroni ich to od konkurencji).

Budżet czarnych dziur
W ZUS i Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego może się rozchodzić na lewo nawet 10 proc. budżetów - przypuszcza minister Belka. 10 proc. to wszakże około 12 mld zł, czyli tyle, ile rocznie przeznaczamy na przykład na armię i ochronę zdrowia! To tylko jedna z czarnych dziur, których nie potrafił zinwentaryzować żaden minister finansów. A giną w nich co roku dziesiątki miliardów złotych. W zakładach pracy chronionej na przykład bez żadnej praktycznie kontroli obraca się setkami milionów złotych. Setki milionów złotych giną w systemie refundacji leków. A jeszcze nie wiemy, co kryją dokumenty otwartych funduszy emerytalnych, w których bez liku jest martwych dusz opłacanych przez budżet. Czarne dziury są w budżetach niemal wszystkich ministerstw, a zwłaszcza MON (zaledwie jedna czwarta wydatków służy obronności; reszta jest po prostu przejadana).
Wicepremier Belka nie zaproponował likwidacji tych dziur. To dlatego deficyt będzie wynosił aż 5 proc. PKB. W dodatku Marek Belka dopuszcza nawet jego powiększenie. "Nadmierne ograniczanie deficytu jeszcze bardziej zmniejszyłoby popyt i nakręciło spiralę recesyjną" - tłumaczy Belka. Wyjaśnienie to raczej nie trafi do przekonania większości członków Rady Polityki Pieniężnej, od których wymaga się szybkiej kilkuprocentowej obniżki stóp.
Oczywiście skonstruowanie budżetu na 2002 r. nie byłoby łatwe dla żadnego rządu. Chodzi tylko o to, czy ma on gwarantować - i tak kruchy - pokój społeczny, czy tak zmienić wydatki państwa, by nie było powodu, by ten spokój naruszać.

Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.