Nowe Chiny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed mauzoleum Mao Tse-tunga na placu Tiananmen jeszcze ustawiają się kolejki przybyszów z całych Chin. Wielki przewodniczący spogląda z portretu na bramie Zakazanego Miasta, ale jego duch blednie z każdym rokiem.

Dla przybywających do Pekinu ubranych w tradycyjne granatowe mundurki uczestników wycieczek z prowincji to wciąż największy bohater XX wieku. Dla przekupniów z tętniącego nowoczesnym życiem śródmieścia Szanghaju przewodniczący to kawałek historycznej egzotyki. "Mao, Mao!" - wykrzykują, wymachując przed turystami koszulkami i zegarkami z wizerunkiem wodza rewolucji.

Dziedzictwo Denga
Zmiany dokonujące się w Chinach od 20 lat widać na każdym kroku. Pod buldożerami giną dzielnice kiepskich domków; na ich miejscu wyrastają trzydziestopiętrowe bloki. Szanghajski dystrykt Pudong, goszczący niedawno uczestników szczytu APEC, niczym nie różni się od dzielnic biznesu z Hongkongu czy Seulu.
Chińczycy niezachwianie wierzą w potencjał swojego kraju. Od początku reform zapoczątkowanych w 1978 r. przez Deng Xiaopinga tempo wzrostu PKB Państwa Środka wynosiło około 10 proc. rocznie. Dopiero w okresie globalnego załamania gospodarczego nastąpiło przyhamowanie do "zaledwie" 7 proc. Przyjęcie Chin do Światowej Organizacji Handlu albo przyznanie Pekinowi prawa organizacji igrzysk olimpijskich w 2008 r. to kolejne dowody na to, że świat traktuje Chiny coraz poważniej. Przewodnik oprowadzający turystów po Wielkim Murze jest przekonany, że nawet awans do finałów mistrzostw świata w piłce nożnej to widomy dowód postępu.
Kontynuacja rozwoju to w dużej mierze zasługa Jiang Zemina, który umiejętnie kontynuuje zapoczątkowaną przez Denga politykę konsekwentnego przekształcania państwa ideologicznego w organizm oparty na silnych podstawach ekonomicznych. Jeśli na kolejnym zjeździe Komunistycznej Partii Chin, który odbędzie się jesienią przyszłego roku, Jiang Zeminowi uda się przeforsować "teorię trzech przedstawicieli", która umożliwia prywatnym właścicielom wstępowanie do partii, wówczas dokonany zostanie kolejny wyłom w mocno już nadwątlonym murze ideologicznych ograniczeń.

Czas "czwartego pokolenia"
Niedawna europejska podróż wiceprezydenta Hu Jintao była z pozoru mało istotną "roboczą wizytą". Towarzyszyło jej jednak nadspodziewanie duże zainteresowanie. Hu nie jest bowiem zwykłym dygnitarzem - właśnie jego wymienia się jako najpoważniejszego kandydata do przejęcia schedy po Jiang Zeminie. Uchodzi za czołową postać "czwartego pokolenia" chińskich przywódców, które we wrześ-niu przyszłego roku spróbuje sięgnąć po władzę.
59-letni obecnie Hu Jintao do roli przywódcy przygotowuje się od początku lat 90. - podobno za "młodego zdolnego" uważał go jeszcze Deng Xiaoping. Najpierw zarządzał prowincją Kuejczuou, potem trafił do Tybetu. Organizacje obrony praw człowieka do dziś nie mogą mu wybaczyć bezwzględnej rozprawy z Tybetańczykami uczestniczącymi w niepodległościowych protestach. W 1992 r. wrócił do Pekinu i wszedł w skład biura politycznego partii. Sześć lat później został wiceprezydentem.
Hu uważany jest za pragmatyka, choć określenie "liberał" używane jest chyba na wyrost. Podobnie jak w odniesieniu do nieformalnej grupy polityków zwanej "czwartym pokoleniem władzy". To ostatnia generacja chińskich przywódców pamiętających jeszcze rewolucję kulturalną. Dla nich było to przykre doświadczenie życiowe, które przyniosło rozczarowanie ortodoksyjną ideologią, ale nie zniszczyło wiary w możliwość reformowania socjalizmu. Do najbardziej prominentnych przedstawicieli "czwartego pokolenia" należą - obok Hu Jintao - wicepremier Wen Jiabao, Zeng Qinghong, bliski współpracownik Jianga, a także Li Changchun, szef "wzorcowej" prowincji Guangdong. To oni zasiąść mają w fotelach odchodzących na emeryturę członków najważniejszego organu partii - Stałej Komisji Biura Politycznego KPCh.
Objęcie najwyższych stanowisk przez "czwarte pokolenie" nie będzie oznaczało jeszcze pełni władzy. Emeryt Jiang przez jakiś czas będzie patronował następcom (podobnie jak w swoim czasie robił to Deng Xiaoping). Według prof. Edwarda Haliżaka z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, system polityczny Chin nie będzie jednak długo zależał od "patriarchów". Do rozbicia monopolu KPCh przyczyni się w głównej mierze wolny rynek. Zmiany spowoduje też nieuchronne zjednoczenie z Tajwanem.

Imperium kłopotów
Jakie Chiny przejmie nowa władza? - Chiny XXI wieku to kombinacja siły i słabości. Wkrótce ten kraj stanie się globalną potęgą, ale potęgą z wielkimi kłopotami - uważa znawca Dalekiego Wschodu, prof. Robert A. Scalapino z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.
Umiejętne pokierowanie rozwojem ekonomicznym to duża zasługa Jiang Zemina. Mimo wielkiego tempa rozwoju nie udało się jednak rozwiązać kilku zasadniczych problemów. Spowolniono tempo przyrostu ludności w państwie liczącym 1,3 mld mieszkańców, ale wciąż jest ono zbyt wysokie. Zapomniano już o klęskach głodu, ale w miastach widać wałęsających się bezrobotnych i żebrzące dzieci. Ponad połowa Chińczyków to chłopi żyjący w przeludnionych i biednych wsiach. Coraz szybciej rośnie przepaść między nimi a 50 mln tych, którym udało się wskoczyć do pociągu ku nowoczesności. Jim Harris, brytyjski handlowiec kupujący w Chinach wyroby rękodzieła, narzeka, że "w głębi kraju ludzie pracują jak za socjalizmu. Jakość wykonania i terminowość mogą cię przyprawić o zawał".
Ofiarą rabunkowej gospodarki padło środowisko naturalne, którego zanieczyszczenie przekracza wszelkie zachodnie normy. Słabo rozwinięty jest sektor bankowy i telekomunikacja. O ile na te kłopoty lekarstwem może się okazać otwarcie kraju dla inwestorów zagranicznych, o tyle znacznie trudniejsza będzie walka z plagą łapownictwa. Na początku przemian gospodarczych Deng Xiaoping tolerował korupcję, uważając, że jest to przykry efekt uboczny liberalizacji gospodarki, dzisiaj to jednak istotny hamulec rozwoju. Prof. Hu Angang, ekonomista z Chińskiej Akademii Nauk, szacuje, że "pod stołem" przekazywane są sumy stanowiące równowartość 13-16 proc. chińskiego PKB. Nie pomagają procesy pokazowe, a nawet wyroki śmierci. Chińczycy mawiają, że jedynym nieprzekupnym pozostał niezwykle tu popularny premier Zhu Rongji.

Piąta generacja
Li, niedawna absolwentka uniwersytetu w Nankinie, po ukończeniu studiów przenios-ła się do Szanghaju. - Tu mogę znaleźć lepszą pracę. W Szanghaju jest bardziej światowo. Można spotkać obcokrajowców i pogadać po angielsku, jest więcej rozrywki i nowoczesności.
Władze dobrze wiedzą, że młode pokolenie jest coraz bardziej obojętne na ideologię odziedziczoną po Mao. W oficjalnej propagandzie stare hasła schodzą więc na dalszy plan. Więcej mówi się o liczącej tysiące lat tradycji i patriotyzmie. Dla młodzieży czasy wielkich cesarzy to jednak zbyt odległa przeszłość. Nastolatków z farbowanymi włosami nie obchodzą też dyskusje ideologiczne - oni uwielbiają telewizyjny kanał V, chińskojęzyczny odpowiednik MTV. Cieszą się, że po wejściu Chin do WTO w kinach pojawią się amerykańskie filmy.
Powszechny jest też pęd do nauki. Dyplom dobrej uczelni - zwłaszcza zagranicznej (tylko na uniwersytety amerykańskie wyjeżdża co roku 100 tys. Chińczyków) - otwiera drzwi do oferujących dobrą płacę firm w strefach specjalnych. Do kraju powraca coraz więcej Chińczyków, którzy zdobyli już doświadczenie zawodowe za granicą. Nie pamiętają komunistycznych Chin, znają za to zachodnie standardy i swobodnie czują się w globalizującym się świecie. To "piąte pokolenie" przejmie ster rządów za 20-30 lat, gdy - jak przewidują ekonomiści - dochód narodowy Chin zrówna się z amerykańskim.


Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.