Pruszkowski ślad

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Ireneusz Sekuła był szantażowany?
Od ponad tygodnia prokuratorzy czekają na możliwość przesłuchania Ireneusza Sekuły, byłego wicepremiera. Jeśli Sekuła odzyska zdrowie, z pewnością będzie przesłuchiwany przez oficerów UOP. Jego osoba pojawia się bowiem w kilku śledztwach, dotyczących m.in. interesów Andrzeja Kolikowskiego (ps. Pershing), działalności Wiesława Peciaka, prania brudnych pieniędzy, transferowania dużych sum za granicę. Ciekawych informacji o możliwych motywach usiłowania samobójstwa (jeśli było to samobójstwo) dostarczają też policyjni informatorzy ulokowani w podwarszawskich gangach. Twierdzą, że następcy Pershinga wynajęli sześć osób, które miały przycisnąć "ważniaka od cygar", żeby oddał 2 mln USD - milion pożyczki i milion odsetek. Za każdy dzień zwłoki karne odsetki miały wynosić 10 proc. sumy. Pieniądze te były podobno potrzebne wierzycielom na opłacenie kontrabandy spirytusu. Chodziło też o wysłanie sygnału do wszystkich dłużników Pruszkowa, że nadszedł czas regulowania zobowiązań. Na razie nie wiadomo na pewno, kto się kryje pod określeniem "ważniak od cygar".
Nie wiadomo też, czy przesłuchanie Ireneusza Sekuły będzie w ogóle możliwe, bowiem w ciągu minionego weekendu stan jego zdrowia radykalnie się pogorszył. Cały czas jest nieprzytomny, nie może samodzielnie oddychać. Jak nas poinformował prof. Janusz Bolewski, rzecznik szpitala wojskowego przy ulicy Szaserów w Warszawie, w ostatni piątek podjęto nieudaną próbę odłączenia pacjenta od respiratora. O tym, czy Sekuła przeżyje, zadecyduje kilka najbliższych dni. Ireneusz Sekuła przebywa w Centralnym Szpitalu Klinicznym Wojskowej Akademii Medycznej w Warszawie na jedynym w kraju specjalistycznym oddziale postrzeleń. Najczęściej trafiają tam ofiary mafijnych porachunków i policjanci postrzeleni podczas akcji. Sekuły nie pilnują policjanci. Nie jest to konieczne, gdyż oddział, na którym leży były prezes GUC, należy do najlepiej strzeżonych w Polsce. Aby tam wejść, trzeba pokonać kilka "bramek", przy których służbę pełnią żołnierze specjalnej jednostki. Z tego powodu oraz ze względu na fakt, że pacjent jest nieprzytomny, w szpitalu praktycznie nikt go nie odwiedza.
Prokuratura nie zleciła dotychczas badań śladów zebranych w biurze firmy Prodexim, gdzie znaleziono rannego Ireneusza Sekułę. Siedziba Prodeximu jest nadal zaplombowana, ale jeżeli tylko rodzina wystąpi o dostęp do pomieszczeń, prokurator jej to umożliwi. Na razie nie zlecono też - tłumacząc to wysokimi kosztami (ok. 7 tys. zł) - wykonania badań balistycznych, serologicznych, odcisków palców na rewolwerze. - Takie badania zleca się tylko wtedy, gdy mamy podstawy do przypuszczeń, że zdarzenie mogło zostać zawinione przez osoby trzecie - tłumaczy prokurator Bogna Bojkow, rzecznik śródmiejskiej prokuratury. - W tym wypadku, zanim Ireneusz Sekuła stracił przytomność, mówił kilku osobom (żonie i córce, lekarzowi pogotowia oraz lekarzowi w szpitalu), że sam do siebie strzelał. W pomieszczeniach biurowych nie było bałaganu ani śladów wskazujących na plądrowanie. Nie mamy więc podstaw sądzić, że nie była to próba samobójcza. Dopóki nie będziemy mieli oświadczenia pana Sekuły, nie widzimy powodów, żeby uznać, iż mógł to być zamach - mówi Bogna Bojkow.
- Postępowanie nie dotyczy pana Sekuły, ale samego zdarzenia - dodaje Julita Sobczyk, rzeczniczka prokuratury okręgowej. Prokurator prowadzący sprawę nie widzi konieczności analizowania kontaktów ani znajomości Ireneusza Sekuły, nie zainteresował się też zawartością jego komputera. Jeżeli Sekuła potwierdzi, że sam do siebie strzelał - dla prokuratury będzie to ostatecznym powodem do umorzenia sprawy.
Z ostatnich ustaleń wynika, że Ireneusz Sekuła pojawił się w swoim biurze przy ulicy Brackiej po północy. Wcześniej kilka godzin spędził w jednym z warszawskich klubów nocnych. Po dotarciu na Bracką zaczął przeglądać dokumenty, zrobił też listę spraw do załatwienia. Około trzeciej - pod wpływem nagłej depresji bądź na przykład ważnego telefonu - zaczął pisać pożegnalny list, który własnoręcznie podpisał. Potem, zgodnie z najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń, wyciągnął z szuflady swój sześciostrzałowy rewolwer marki Astra i oddał trzy strzały. Policjanci zakładają, że pistolet oparł o blat biurka i kciukiem pociągał za spust. Nie było to łatwe, bowiem Sekuła cierpiał od pewnego czasu na niedowład prawej dłoni. Potwierdza to opinia biegłych dla warszawskiego sądu, do którego w 1998 r. wniesiono akt oskarżenia przeciwko Ireneuszowi Sekule. W opinii stwierdzono, że nie może on wykonywać precyzyjnych ruchów prawą ręką. To mogłoby tłumaczyć spory rozrzut strzałów. Za równie prawdopodobną można jednak uznać wersję, wedle której Sekuła strzelał w taki sposób, by można go było uratować. Po przewiezieniu byłego wicepremiera do szpitala przy ulicy Szaserów lekarze stwierdzili trzy rany postrzałowe - kule uszkodziły śledzionę i przewód pokarmowy, lewą cześć opłucnej oraz lewy bark.
Dowiedzieliśmy się, że niedawno Ireneusz Sekuła odwiedzał w Sejmie i hotelu sejmowym swoich kolegów z SLD. W jednej z publicznych wypowiedzi potwierdził to jego przyjaciel, Andrzej Szarawarski, szef śląskiego SLD. Twierdził on, że Sekuła był w dobrej kondycji.
Więcej możesz przeczytać w 15/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.