Krzyż, który przestał dzielić

Krzyż, który przestał dzielić

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jako dziecko i młody chłopak przez lat wiele uważałem swe dzieciństwo za normalne
Ulica, podwórko i szkoła pełne były dzieci, koleżanek, kolegów, wśród których mozolnie wyrastałem na siebie. Na letnich wakacjach od szkraba nasiąkałem w polskich zakątkach wszystkim tym, czym one wtedy pachniały: glebą, strzechą, gwarą, oborami. A w niedziele kolonijne nawet i za ministranta przy ołtarzach służyłem, bo gdy księża wybierali mnie czasami do tego spośród innych dzieci, wolałem, jeśli nikt nie wiedział, nie ujawniać na wszelki wypadek, że jestem Żydem. Uważałem to za całkiem normalne.

Dom miałem dobry i ciepły, zapracowanych rodziców i dwie siostry. Nie czułem, że kogoś mi brak, że prócz tych czworga dusz nikogo więcej w rodzinie nie było. Ni babci, ni dziadka, ni ciotki, ni wujka, kuzyna, kuzynki czy krewnych - bliższych, dalszych. Nic dziwnego w tym nie widziałem. Nie wiedziałem, że ich nie miałem.
W czasie świąt do moich polskich koleżków zjeżdżały liczne rodziny, oni rozjeżdżali się do swych. Do nas nikt i my do nikogo. To też było dla mnie normalne: przecież nikogo nie było. Jakoś nie kojarzyłem z niczym tego, że mój ojciec miał kiedyś ośmioro rodzeństwa, a ja nie miałem ani jednego wujka czy ciotki na pocieszenie. Było to dla mnie normalne nie tylko dlatego, "żem tak był zrodzon". Wszystkie inne żydowskie dzieci, które wtedy znałem, nie wiedziały, co to znaczy mieć dziadka czy babcię. Prócz rodzeństwa i rodziców też nie miały nikogo. A wielu z nich nawet i tego nie miało.
Rodzice na ten temat milczeli jak grób, nie przetrwały żadne fotografie. Jedyne zachowane zdjęcie tuż sprzed wojny to ojciec w wojskowej sanitarce, której - zanim trafił do Katynia - był kierowcą. Dzięki temu uratował się stamtąd, bo Rosjanie wzięli go z grupą innych polskich kierowców do konwoju, którym wywozili złoto z centralnego banku Estonii na Sybir, gdzie go obsadzili potem w jenieckim obozie pracy. O tym też bym pewnie nie wiedział, gdyby rodzice nie musieli mi wyjaśnić mojej powojennej już, rosyjskiej metryki urodzenia. Wracali do Polski, tłukąc się przez dwa tygodnie z kupą innych Żydów i Polaków w bydlęcym wagonie, gdy takimi jak oni Rosjanie zasiedlali niemiecki Dolny Śląsk, z którego wysiedlali Niemców.
W czasie studiów na SGH (wtedy SGPiS), w latach sześćdziesiątych, w czasie wakacji i w semestralnych przerwach dorabiałem, pilotując po Polsce zagraniczne wycieczki. Na każdej trasie musiał być wtedy Oświęcim. Wprawiłem się tam, traktując to prawie jak sport, w doprowadzaniu mych turystów do płaczu. Ja sam nie płakałem tam nigdy. Samoobronny mechanizm organizmu, samozachowawczy... Stosy podpisanych walizek, by nie zgubić, butów, bucików, okularów, szczoteczek do zębów nagle wyzutych ze swych właścicieli. Piach Brzezinki bielący się wszędzie cząstkami kości opadłych z dymu krematoriów. Chłopaki nie płaczą.
Łzy mi pociekły po raz pierwszy dopiero wtedy, gdy trafiłem do Izraela na przymusową wtedy emigrację; do kraju, który stał się moją drugą ojczyzną po antysemickiej farsie marcowej 1968 r., która odebrała mi moją pierwszą. Płakałem, bo pamięć zaczęła natrętnie przywoływać tamte obrazy, a mózg już nie musiał się bronić. Wtedy dopiero ciałem się dla mnie stała świadomość, że tam właśnie trafili oni wszyscy i tam już na zawsze zostali... Dziadkowie, babcie, wujkowie i ciotki; kuzyni, kuzynki, raczkujący, studiujący, ząbkujący, wszyscy. Ci, których nie dane mi było poznać, bo nie dożyli, których nie doznałem w okaleczonym, jak zrozumiałem to później, dzieciństwie...
Propaganda PRL - Bóg raczy wiedzieć, dlaczego - dla urawniłowki znacjonalizowała również oświęcimską Zagładę: ginęli tam, według niej, wszyscy i wszyscy ginęli tak samo. Tylko prawie prawda. Bo buciki niemowląt, które do dziś tam leżą, to przecież buciki tylko żydowskie... I ta przejmująca różnica odczłowiecza i surrealizuje wszelkie "arytmetyki" Zagłady.
Bo, aby naprawdę rozumieć, czym jest Oświęcim dla Żydów, trzeba chcieć dopuścić do głosu uczucia. Dla Oświęcimia, tej hitlerowskiej machiny mordu narodu, Żydzi, od starca do płodu, byli jedną wielką masą, ciałem bez twarzy i dusz, bez Boga, do spalenia. Tylko ci, którzy wolą na to zamknąć i serca, i oczy, wywołują spory o cyfry, krzyże czy karmelitanki. Jedenaste: nie wyzywaj imienia wiary i patriotyzmu nadaremno...
Wielu twierdzi: "To nie my, chrześcijanie, to hitlerowcy". Święta prawda. Lecz jak ta prawda wygląda w oczach Żydów, którzy przeżyli Zagładę? Szczęśliwi z nich spotkali wspaniałych chrześcijan, dzięki którym przeżyli, a ci mniej szczęśliwi spotkali innych; z nich tylko niektórzy ocaleli, reszty nie ma. Proporcjami trudno się chwalić.
Prócz milczenia, grzechu dostatecznego, całe "chrześcijańskie" reżimy kolaborowały z Hitlerem. A na Słowacji prezydentem mianowanym w 1939 r. przez hitlerowców był nawet ksiądz, Josef Tiso, antysemita, który jawnie i z premedytacją deportował Żydów do krematoriów. O ile wiem, nikt mu święceń nie odebrał (po wojnie stracony przez komunistów). By nie drażnić Niemców? Tym gorzej.
Żyd ginął z ręki hitlerowca czy inkwizytora dlatego, że nie był chrześcijaninem, lecz Żydem, a jego "winą" było przecież to, co księża na temat Żydów przez wieki "kazali" z ambony. Niektórzy tych kazań nie zaniechali i dziś, a i ich wierni, opuszczeni przez papieża, doszukują się "wiadomych" sprawców. Nie chrześcijan opuścił papież, ale szmalcowników.
Kościół nie musiał się "przyznawać" do przewin. Politycy, jeśli nie muszą, nie robią tego nigdy. Lecz wraz z polskim papieżem, w wiekopomnym, historycznym procesie wyznaczonym przez jego skromne życie - i jakże szybkim, zważywszy na brzemienny spadek tysiącleci - nastał nowy Kościół. Antysemita, przecież twór Kościoła, nagle osamotniony, tego nie rozumie. Uważa, iż "nienawiść zniszczyć w sobie" to kalectwo. Ciągle więc jej broni, skandując razem lub na przemian - i kalając - święte słowa: Bóg, Honor lub Ojczyzna.
Dla Żydów na całym globie, nie tylko dla tych, którzy przeżyli Zagładę, Oświęcim jest i pozostanie globalnym cmentarzyskiem bliskich. I dla nich krzyż właśnie tam nie jest łatwy. A tak na marginesie, pod rozwagę: ci, którzy go tam "bronili", czyż nie powinni - z tych samych wzniosłych pobudek - chcieć też stawiać gwiazd Dawida lub żydowskich świeczników i bronić ich na chrześcijańskich cmentarzach w Polsce, gdzie przecież wszędzie leżą również Żydzi? Nietrudno sobie jednak wyobrazić ich twarze na tę propozycję. Dowcip? Dzisiaj tak. Jutro, dzięki papieżowi, może nie.
Krzyż papieski, postawiony w Oświęcimiu przez najszlachetniejszego z chrześcijan, z najszlachetniejszych pobudek, stoi na właściwym miejscu. Wykorzystany własnowolnie przez innych wzbudził on początkowo po obu stronach źle rozumianą solidarność, odnawiając rany, które trzeba goić. Świtonie na żwirowisku nie bronili krzyża, lecz bili nim Żydów, z tych samych pobudek, co zawsze. A Wajsom różnego pokroju dało to okazję do zdobycia rozgłosu i pożywkę dla złych emocji. Dlatego też za stanowczość i skuteczność interwencji, która położyła kres szopce Świtonia, należy się rządowi największe uznanie. Teraz trzeba znaleźć metodę na wyobcowanie z Oświęcimia na zawsze mętów marginesu obu stron, dla których stał się on pretekstem do własnych gier.
Jest na to sposób. Oświęcim to najwłaściwsze miejsce, by stanęły tam obok siebie, murem, i Krzyż, i Menora, jak dwa nierozłączne symbole zwycięstwa Wiary nad Złem, razem oddając cześć zmarłym, którym odebrano tam życie, i razem witając żywych, którzy przyjdą tam złożyć im hołd. Kto przejdzie przez ten mur, nie będzie tym samym człowiekiem. Polska, ze wszystkich miejsc na świecie, to najwłaściwszy kraj na ten piękny, obustronny gest.
Będzie to również najdobitniejszym dla świata pomnikiem historycznej zmiany, jaką Karol Wojtyła, polskie dziecko z na wpół żydowskiego miasteczka, którego żydowską część pochłonęła Zagłada, wniósł własnym życiem - jako Jan Paweł II - w dwa milenia kanonów współczesnej cywilizacji duchowej, wytyczając jej nową przyszłość.

Więcej możesz przeczytać w 15/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.