Prywatny elementarz

Prywatny elementarz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Już ponad dwadzieścia tysięcy rodzin kształci dzieci w płatnych podstawówkach

Zanim zapisałem syna do prywatnej szkoły, sprawdziłem rejonową podstawówkę, do której powinien uczęszczać. Zniechęciła mnie zbyt duża liczba dzieci w klasach - opowiada Tomasz Orlik, wiceprezes Pioneer Pekao Investments Management SA. - Szukałam szkoły nastawionej na zaspokajanie potrzeb dzieci, rozwijanie ich emocji i zdolności. W szkole publicznej uczeń traktowany jest jak przedmiot edukacji, a nie człowiek, posłałam więc dziecko do szkoły niepublicznej - tłumaczy Anna Opłocka.
Od kiedy rodzice uświadomili sobie, że bezpłatna nauka w szkołach państwowych jest fikcją i nie zapewnia odpowiedniego wykształcenia, wolą płacić za naukę w szkole spełniającej ich oczekiwania. Za pobyt ucznia w szkole publicznej płaci się zresztą nie tylko w formie podatków. Rodzice muszą także uiścić obowiązkową składkę na komitet rodzicielski, opłacić zajęcia dodatkowe, wycieczki programowe, ochronę szkoły. Po zsumowaniu wydatki te sięgają niekiedy czesnego w placówkach niepublicznych. Rodzice decydują się więc na wysłanie siedmiolatków do płatnych szkół, które biorą pod uwagę potrzeby dzieci i oferują dobry produkt. A w dodatku można je rozliczyć z tego, co robią.

Szkoła dla dzieci
W roku szkolnym 1989/1990 w pierwszych dwunastu niepublicznych szkołach podstawowych kształciło się 332 uczniów. W roku następnym - już prawie piętnaście razy tyle. Obecnie do 420 niepublicznych szkół podstawowych (prywatnych, społecznych i wyznaniowych) uczęszcza 30,6 tys. dzieci. - Duże zainteresowanie tymi placówkami wynika głównie z tego, że rodzice mają świadomość potrzeby inwestowania w wiedzę. Poza tym szkoły te odpowiadają za uczniów w znacznie większym stopniu niż publiczne. Dzieci nie muszą uczęszczać na zajęcia dodatkowe, ponieważ proponuje się im wystarczająco bogaty program edukacji. Rodzice mają też wpływ na to, w jakim otoczeniu znajdzie się ich dziecko, ponieważ placówki te prowadzą selekcję - tłumaczy Halina Frańczak, socjolog.
Wszystkie szkoły obowiązuje ogólna podstawa programowa określona w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej (z 21 maja 2001 r.), która naukę m.in. języka obcego oraz informatyki przewiduje dopiero w klasach IV-VI. Tymczasem szkoły niepubliczne wprowadzają wiele przedmiotów dodatkowych, a lekcje angielskiego są już w pierwszej klasie. Doskonałe posługiwanie się przez absolwentów przynajmniej jednym językiem obcym jest punktem honoru dla każdego dyrektora placówki niepublicznej.
- Mam gwarancję, że syn skorzysta na ciągłości nauki języków obcych. Z własnego doświadczenia wiem, że w szkołach państwowych nauczyciele zmieniają się co dwa lata, a każdy z nich ma inne metody nauczania i inne cele chce osiągnąć. W efekcie dziecko uczy się wciąż tego samego - zauważa Tomasz Orlik.

Praca zespołowa
Do niektórych szkół dziecko trzeba zapisać kilka lat wcześniej, bo o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. W innych ważniejsze są umiejętności dziecka oraz oczekiwania i motywacje rodziców. W tym roku o szesnaście miejsc w pierwszej klasie szkoły nr 20 w Warszawie ubiegało się 60 dzieci. Warunkiem przyjęcia była dojrzałość szkolna, stwierdzana podczas rozmowy z psychologiem.
O miejsce w warszawskiej szkole nr 81 oprócz siedmiolatków rywalizowali rodzice. - Naszym celem jest przygotowanie do pracy zespołowej, dlatego przyjmujemy tylko te dzieci, które potrafią pracować w grupie. Od rodziców natomiast wymagamy akceptacji zasad, jakimi się kierujemy, oraz pełnej współpracy z nami. Szkoła to nie przechowalnia dzieci - wyjaśnia Jolanta Garbarska, dyrektor szkoły nr 81.
W szkołach niepublicznych klasy są przeważnie szesnastoosobowe. - Dzięki małej liczbie uczniów możliwy jest indywidualny kontakt z każdym dzieckiem. Nie tylko zauważam ich talenty czy problemy, ale mam też czas, aby się nimi zająć. Kameralność zwiększa także poczucie bezpieczeństwa dzieci - uważa Katarzyna Dobrowolska, pedagog w szkole nr 81. - Mobilizuje to również nauczycieli, ponieważ jak na dłoni widać metody ich pracy oraz jej efekty. Mam więc wszystkich na oku - dodaje dyrektor Garbarska.

Cena sukcesu
Miesięczny koszt nauki dziecka w szkole niepublicznej wynosi średnio 800 zł (od 450 zł do 1150 zł), ale w niektórych sięga kilku tysięcy złotych. Im wyższa cena, tym bardziej urozmaicona oferta programowa. - Czesne jest tak naprawdę niewiele wyższe od sumy, jaką musiałbym przeznaczyć za dodatkowe zajęcia syna: lekcje języków obcych, informatykę, basen czy tenis - zauważa Tomasz Orlik.
Pragnienie, by dziecko odniosło sukces, oraz brak czasu na zajmowanie się nim po lekcjach to najczęstsze przyczyny posyłania dzieci do prywatnych szkół. - Rodzice nie muszą organizować dzieciom czasu wolnego po południu, bo dzięki szerokiej ofercie zajęć dodatkowych mogą one rozwijać zainteresowania w szkole - tłumaczy Hanna Derlacka, wicedyrektor warszawskiej szkoły nr 20. Jej pierwszoklasiści oprócz języków obcych uczą się również informatyki, tańca, mają lekcje pływania i tenisa, a zainteresowania artystyczne i naukowe rozwijają na pozalekcyjnych zajęciach fakultatywnych.
W Prywatnej Szkole Podstawowej nr 94 (Lauder-Morasha) dzieci wpływają też na tematy lekcji. - Zajęcia mają charakter autorski. Postanowiliśmy nie korzystać z podręczników. Nauczyciele przygotowują bloki tematyczne, które są podstawą lekcji. Zdarza się, że temat, który miał być zrealizowany przez dwa dni, omawiamy przez tydzień, ponieważ zainteresował dzieci. Taki sposób organizowania lekcji zwiększa bezpośrednią odpowiedzialność pedagogów za wykształcenie uczniów - przekonuje Anna Grządkowska, dyrektor szkoły. W szkole Lauder-Morasha priorytetem jest wychowanie uczniów w duchu tolerancji i poszanowania wszelkich kultur i światopoglądów.

Model anglosaski
Polski model podstawowego szkolnictwa niepublicznego przypomina rozwiązania brytyjskie. Tam kształcenie dziecka w szkole prywatnej jest nie tylko inwestycją, ale i gwarancją sukcesu, dlatego rodziny biorą nawet na ten cel kredyty. Publiczne podstawówki nie gwarantują niczego - zaledwie połowa uczniów ostatnich klas zdaje test z języka angielskiego i matematyki. Brytyjczycy już dawno przestali liczyć na to, że państwo zapewni ich dzieciom solidną bezpłatną edukację. Ci, których stać na prywatną szkołę, zapisują do niej dziecko tuż po urodzeniu. Biedniejsi, lecz zapobiegliwi tworzą miniszkoły społeczne, w których sami uczą.
Tempo rozwoju szkół niepublicznych świadczy o tym, że nasz system edukacyjny ewoluuje w kierunku anglosaskim: elity będą się kształcić w dobrych szkołach prywatnych (niektóre takie placówki już spełniają brytyjskie kryteria), a reszta dzieci w tysiącach kiepskich szkół publicznych - niewiele wymagających, ale też niewiele dających. Tyle że w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych przestrzega się zasady równych szans: każdy zdolny uczeń, którego rodzice nie mogą pokryć kosztów nauki w dobrej szkole, może otrzymać stypendium. Dzięki temu do elity wiedzy należą nie tylko najbogatsi.

Więcej możesz przeczytać w 49/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.